Wprowadzenie
Drogi Czytelniku, Droga Czytelniczko!
Książka, którą trzymasz w dłoniach, nie jest zwykłą książką. Na czym jej niezwykłość polega? Otóż udając się w podróż z naszym bohaterem, będziesz nie tylko z wypiekami na twarzy śledzić jego losy, jak to z dobrymi książkami zwykle bywa. W tej książce, jak wspomnieliśmy, bywa niezwykle: owe losy będą zależały… od Ciebie. „Jak to?” – ciśnie Ci się zapewne na usta. W gruncie rzeczy to bardzo proste. Towarzysząc Jednookiemu Oliemu, będziesz mieć wpływ na to, jak zachowa się on w krytycznych sytuacjach. Będziesz jego doradcą, będziesz współautorem tej opowieści. Ilekroć Oli znajdzie się, mniej lub bardziej dosłownie, na rozdrożu, to Ty zadecydujesz, w którą stronę podąży i jak w związku z tym cała historia się zakończy.
Ale dość czczej gadaniny. Pierwsza ważna decyzja przed Tobą!
Jeśli jesteś gotowy, jeśli jesteś gotowa, by rozpocząć przygodę, przejdź do Prologu.
Prolog
– Pirat, pirat! – rozległo się za plecami Oliego. Przecięta przepaską twarz ożywiła się na moment. Oko kilkoma dyskretnymi ruchami zlustrowało sytuację, po czym powędrowało w górę z mieszaniną ulgi, irytacji i rozbawienia. Nic groźnego: jakieś półnagie dzieciaki, śmiejąc się do rozpuku, pokazywały go sobie palcami z bezpiecznej wysokości werandy bambusowej chatki.
Innego dnia Oli uległby może pokusie, by zawrócić w pół kroku i napędzić stracha natrętom. Nie tym razem jednak. Tym razem spieszył się na naradę. Godzinę wcześniej Zwe rozesłał wiadomość do wszystkich członków i członkiń Gildii, którzy zjechali do wioski Latkana, do domu jego dziadka, na długi weekend Pełni Księżyca Tabaung. „Pilne. Wracajcie do domu. Potrzebna narada”. Tylko tyle. I aż tyle. Kto w takiej chwili myślałby o uczeniu moresu miejscowych dowcipnisiów?
Zresztą – trudno ukryć – Oli istotnie rzucał się w oczy. Jakby pirackiej opaski, która i w Polsce zwracała na siebie uwagę, było mało, tutaj, na tle Birmańczyków, Karenów czy Tamilów, jeszcze większe zainteresowanie, nie zawsze przyjemne, wzbudzały jego długie, jasne włosy, szare oczy i wąski nos.
Ale oto i dom dziadka Zwego. Co też za przygoda czeka w jego progu?
Michał Głuszek
Jednooki Oli i zagadka Sprytnego Włóczęgi
Rozdział 1
– Znacie wszyscy legendę o Sprytnym Włóczędze i nawiedzonym zajeździe, prawda? – zaczął poważnie Zwe, kiedy cała Gildia zasiadła wokół niskiego stoliczka. Chwilę wcześniej babcia Zwego postawiła na nim osiem czarek i parujący czajnik z pachnącą orzechami herbatą.
– Oczywiście – zapalił się San, odruchowo podnosząc w górę rękę. San potrzebował znacznie więcej niż kilku dni długiego weekendu, by zapomnieć, że nie jest w szkole. – Pewien Włóczęga nie miał gdzie zatrzymać się na noc, postanowił więc spędzić ją w opuszczonym zajeździe, który…
– Który okazał się być nawiedzony przez duchy – przejęła Hnin Phyu. – Tak w każdym razie mówi legenda. W rzeczywistości duchy nie istnieją.
– Straszne, straszne duchy, które tylko czekają, żeby zjeść tych, co nie słuchają rodziców i nie są w łóżkach zaraz po kolacji – wyjaśnił Poe Kwa, mimo uszu puściwszy jak zwykle rozsądną uwagę Hnin Phyu. Poe Kwa miał krągłe policzki i nosił okulary z grubymi szkłami, w których widać było maleńkie nieruchome oczy. Przyjaciele zgadzali się, że wyglądał zupełnie jak kukiełki z oczami na okularach z programów dla dzieci.
– Ale Sprytny Włóczęga oczywiście przechytrzył duchy – kontynuował Mohan z szerokim uśmiechem. Na optymizm Mohana nie było rady.
– Udało mu się przekonać duchy, że jest jednym z nich – wyjaśniła Eaint, która sama potrafiłaby zapewne przekonać je, że są sernikiem z czekoladą. – Nie dość, że nie zrobiły mu krzywdy, to jeszcze niechcący wyjawiły mu, że pod podłogą zakopane jest…
– Siedem garnców złota – rzucił Myint Myat znad tableta. Myint Myat był aktualnie w swoim dobrym okresie: okresie z tabletem. Okres z tabletem kończył się zwykle egzaminem lub ważnym sprawdzianem, po którym rodzice Myint Myat byli na niego wściekli i czasowo rekwirowali cały jego sprzęt elektroniczny.
– Widzę, że wiecie już wszystko – podsumował Zwe i zawiesił głos. – No, prawie wszystko… – dodał z widoczną satysfakcją. – Jest jedna ważna rzecz, o której nie wiecie…
– Że cały ten zajazd znajduje się lub znajdował gdzieś tu, w okolicy Hpa-An – rzucił Oli, spoglądając na przyjaciół spod przymrużonej powieki.
– Jest i druga rzecz – Zwe aż się zatrząsł ze złości. – Że ty zawsze musisz zepsuć mi cały efekt! Skąd o tym wiesz?
– Dedukcja, przyjacielu. Po co niby miałbyś egzaminować nas z legend stanu Shan albo Kachin? No, nie obruszaj się; powiedz nam lepiej, gdzie jest złoto.
Zwe wymamrotał pod nosem kilka cierpkich birmańskich słów, po czym, poczuwszy się wyraźnie lepiej, rozpoczął na nowo. Tym razem postanowił oszczędzić Gildii efektów specjalnych i przeszedł do rzeczy.
– Istotnie, wielu ludzi wierzy, że to w tej okolicy powstała ta legenda. Wielu z nich twierdzi wręcz, że to nie legenda, lecz najprawdziwsza prawda. Tak czy owak, nie miałoby to większego znaczenia, gdyby nie dwie rzeczy, o których mój dziadek dowiedział się dziś rano, rozmawiając ze znajomym mnichem z klasztoru Kyatkalat. Po pierwsze, na dnie garnca, który ktoś kiedyś złożył w ofierze, znaleziono niedawno list. Plotka o tym, że garniec został ofiarowany klasztorowi przez Włóczęgę – tego Włóczęgę – a list zawiera mapę do kolejnych garnków, szybko obiegła okolicę. Po drugie, w klasztorze pojawił się jakiś podejrzany jegomość i zażądał informacji na temat skarbu. Nie uzyskawszy ich, zagroził, że nazajutrz – czyli dziś – odwiedzi klasztor raz jeszcze, i że tym razem „porozmawiają sobie inaczej”. To tyle. Co robimy?
– Jak to co? Ratujemy mnichów i odnajdujemy złoto! – z entuzjazmem zawołała Eaint.
– Ja nie dam rady, mam korki – wypalił San.
– Ziemia do Sana! Długi weekend! Nie jesteś nawet w Yangonie! – Mohan szturchnął Sana łokciem. – Złoto, przygoda, sława!
– No, nie wiem… – zatroskał się Poe Kwa. – Jest już popołudnie. A co, jeśli spóźnimy się na podwieczorek albo, co gorsza, na kolację?
Oli, poszczypując swój podbródek, zamyślił się głęboko.
Jeśli uważasz, że Oli powinien wziąć udział w wyprawie, przejdź do rozdziału 2.
Jeśli uważasz, że wyprawa wydaje się zbyt niebezpieczna, przejdź do rozdziału 3.
Michał Głuszek