Together Magazyn » Rodzic » Znowu o karmieniu piersią, tym razem od mamy – czytelniczki

Znowu o karmieniu piersią, tym razem od mamy – czytelniczki

Przeczytałam w magazynie artykuły o karmieniu piersią i pomyślałam, że opowiem swoją historię, z którą zmagam się do dziś.

Syna rodziłam w czasie, gdy trwała wspaniała akcja Rodzić po ludzku. Idea wspaniała i bardzo dużo dobrego program zdziała w polskich szpitalach, ale dla mnie były tego i złe strony. Wraz z akcją zaczęła się batalia w sprawie karmienia piersią. W szpitalach zatrudniano dodatkowe panie do pomocy, które miały pomagać mamom podczas pierwszych prób karmienia. W szkołach rodzenia nieustannie wpijano nam do głowy, że tylko naturalne karmienie jest dobre, że to wspaniałe chwile dla mamy i dziecka, nie mówiąc już o korzyściach dla rozwoju dziecka. W prasie i mediach także trwała akcja – karmimy piersią.

Z takim bagażem informacji trafiłam na porodówkę. Nie urodziłam naturalnie. Skończyło się na cesarskim cięciu. Pierwsza doba – ani siary, ani mleka. Dziecko płacze, położna każe przystawiać, mleko nie leci, dziecko płacze, ja płacze… Dziecko dostaje na noc butelkę.

Druga doba – mleka niema, dziecko płacze, nie chce ciągnąć, a bez tego nie pobudza produkcji. Laktator w ruch, mleka nie ma, dziecko płacze, mama płacze…. Dziecko dostaje butelkę.

Trzecia doba już w domu. Mnie dopada baby blues. Jestem załamana, jestem złą matką, nie mogę wykarmić dziecka, przeze mnie ono nie ma co jeść. Laktator, przystawianie, płacz, przystawianie, płacz, laktator…

Przychodzi położna i pyta, czy są jakieś problemy – tak są z karmieniem. Mleko zaczęło się już wtedy pojawiać w małych ilościach. Pani prosi żebym przystawiła dziecko. Biorę małego na ręce, przystawiam do piersi, a on zaczyna płakać i to tak, że nie sposób go uspokoić. Położna mówi, że jak dziecko płacze to trudno żeby zaczęło ciągnąć i trzeba wtedy je uspokoić. No łatwo powiedzieć, ale jakoś się udaje. Kolejna próba – ta sama sytuacja. Pani mówi mi, że może być ciężko… Co za pocieszenie.

Walczyłam trzy tygodnie. Karmienie piersią z nakładką, we wszystkich możliwych pozycjach, wszystko kończyło się płaczem dziecka i moim. Poddałam się. A może nie do końca? Przez kolejne pięć miesięcy, kilka razy dziennie oraz w nocy, siedziałam z laktatorem i ściągałam mleko do butelek, tak, aby moje dziecko miało to co najlepsze. Po tym czasie mleko zaczęło się kończyć. W trakcie tej walki usłyszałam wiele niemiłych komentarzy. Najbardziej bolesny był ten, że po prostu mi się nie chciało, że się nie starałam. Czy gdyby mi nie zależało, to siedziałabym w dzień i w nocy z maszynką i zbierała pokarm dla dziecka? To było przykre i krzywdzące.

Cała ta nagonka na karmienie piersią sprawiła, że czułam się tą gorszą matką. Matką, która nie umie wykarmić dziecka, bo po prostu go nie kocha. Wiem, że to mocne słowa, ale tak się wtedy czułam. Drażnił mnie wtedy widok matek w parku czy markecie, które tuliły swoje pociechy podczas karmienia. Byłam nawet zła, że to robią publicznie.

Cała ta historia ma na celu uzmysłowienie mamom, że to nie koniec świata, że nie możesz karmić swojego dziecka. Nie możemy oceniać matek nie znając ich sytuacji. Karmienie piersią jest dobre dla dziecka, ale nie jest jedyną metodą, która sprawi, że wasze dziecko będzie kochane i zdrowe.

Oceń