Together Magazyn » Aktualności » Jeszcze płatki śniadaniowe, czy może już słodycze?

Jeszcze płatki śniadaniowe, czy może już słodycze?

To, że śniadanie jest najważniejszym posiłkiem w ciągu dnia, nie budzi już żadnych wątpliwości. Naukowcy udowodnili, że ten nawyk pozwala nam na utrzymanie sylwetki, poprawia odporność, wpływa pozytywnie na koncentracje, obniża ryzyko zachorowania za cukrzycę typu 2 i nadciśnienie tętnicze, a także hamuje podjadanie w późniejszych porach dnia. Często, w związku z poranną gonitwą, na zjedzenie śniadanie pozostaje nam bardzo mało czasu, stąd wielu z nas wybiera płatki śniadaniowe. Wystarczy zalać mlekiem i pożywne śniadanie gotowe… Ale czy na pewno?

A na deser… płatki śniadaniowe!

Wybór płatków śniadaniowych jest ogromny. Są produkty warte polecenia, ale niestety stanowią one mniejszość na rynku. Głównym problemem jest zawartość cukru w typowych płatkach śniadaniowych. Te najbardziej popularne i najczęściej wybierane zawierają go aż 22-30 g w 100 gramach produktu. Jeżeli ta liczba nie brzmi zbyt groźnie, to pomyślcie sobie, że przeciętny lód w polewie czekoladowej ma ok. 27 g cukru, kawałek szarlotki lub sernika to około 23 g cukru, czekoladowe brownie – 31 g, a szklanka coli – 22 g. Nie dalibyście dziecku na pierwszy posiłek słodyczy, czemu więc dawać płatki śniadaniowe? Oczywiście, nie można wszystkich produktów wkładać do jednego worka. Są bardzo fajne płatki, które doskonale nadają się na śniadanie. Przejdźcie się do swojego ulubionego sklepu i przyjrzyjcie się etykietom. Jeżeli znajdziecie produkt, który w swoim składzie ma do 10-12g cukru na 100 gram produktu i nie posiada oleju palmowego – możecie go śmiało kupić. Zwróćcie też uwagę, pod jakimi hasłami może kryć się dodatek cukru. Zwroty takie jak: syrop glukozowo-fruktozowy, cukier brązowy (nie, nie jest on zdrowszą wersją!), melasa buraczana, syrop cukru inwertowanego, słód jęczmienny również oznaczają dodatek cukru.

Rakotwórcze dodatki

Większość płatków śniadaniowych posiada w swoim składzie dodatek oleju palmowego. Ta praktyka do tej pory nie została niestety zakazana, mimo że w raporcie Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (European Food Safety Authority, EFSA) opublikowanym w maju 2016 roku ustalono, że olej palmowy to jeden ze składników żywności, które może mieć silne działanie rakotwórcze. Poza właściwościami karcenogennymi, spożywanie produktów z olejem palmowym zwiększa ryzyko zachorowania na cukrzycę i nadciśnienie. Jeżeli widzicie go w składzie produktów spożywczych, odłóżcie je na półkę. Wyjątkiem jest sytuacja, kiedy w składzie wyraźnie zaznaczono, że olej palmowy jest nieutwardzony.

Przeczytaj etykietę i nie daj się nabrać

Poza zawartością cukru i oleju palmowego warto zwrócić uwagę na inne haczyki, które znajdują się na opakowaniu. Moim „ulubionym” jest podawanie wartości odżywczych na porcję produktu. W praktycznie wszystkich płatkach śniadaniowych jako porcja podawane jest 30g. To są dokładnie dwie czubate łyżki płatków. No to teraz przyznać się, czy kiedykolwiek nasypaliście sobie lub dziecku DWIE łyżki płatków? Oj, podejrzewam, że nie. Szacuje się, że standardowa porcja płatków to ok. 80-100 g.

Na opakowaniach płatków śniadaniowych często możemy też znaleźć deklarację producenta o zawartości witamin z grupy B. Zboża, najzwyczajniej w świecie, są źródłem tych witamin, nie ma w tym nic zaskakującego. Dużo więcej witamin z grupy B zawierają np. płatki owsiane lub żytnie.

Ciekawym wybiegiem jest również dodawanie informacji, że płatki zawierają pełne ziarno. Owszem, zawierają, ale sprawdźcie ile procent. Najczęściej jest to tylko 20-50% wszystkich zbóż, resztę stanowi mąka pszenna. Tak niewielki dodatek pełnego ziarna czy mąki pełnoziarnistej nie powinien nam przesłonić reszty składu, czyli dużej zawartości cukru i oleju palmowego.

Jak nie płatki śniadaniowe, to co?

Może się okazać, że znalezienie odpowiednich płatków śniadaniowych jest wyjątkowo czasochłonne. Dużo łatwiej, zdrowiej i taniej wyjdzie przygotowanie śniadania samemu. Proponuje Wam moje dwa ulubione przepisy na poranna miskę płatków. Spróbujcie, a zobaczycie, że pokochają je nawet te bardziej wybredne dzieci!

Beata Ossowska

Moja pasja do zdrowego żywienia rozpoczęła się już w czasach liceum. To wtedy zdecydowałam, że chcę na co dzień pomagać osobom zmagającym się z dodatkowymi kilogramami. Zaowocowało to rozpoczęciem studiów na kierunku dietetyka. Tytuł magistra uzyskałam studiując na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym. Poza studiami, swoją wiedzę zdobywam na licznych kursach. Jestem zdania, że dobra dieta to dieta idealnie dopasowana do preferencji oraz stanu zdrowia.

Serdecznie zapraszam wszystkich chętnych do śledzenia mojej strony facebookowej: Dietetyk Beata Ossowska, na której znajdziecie dużo ciekawostek, przepisów i mitów związanych z żywieniem.

5/5 – (2 głosów)