Together Magazyn » Aktualności » Wyżej, lepiej, bardziej, mocniej…

Wyżej, lepiej, bardziej, mocniej…

Wakacje wakacjami, a ja sobie myślę o tym, jak my wciąż gonimy – za życiem, za byciem wciąż lepszymi i lepszymi. Mało wakacyjny temat, prawda? I myślę, że czasem sami sobie robimy pod górkę. Sobie i, co gorsza, naszym dzieciom. Pędzimy i wciąż podnosimy sobie poprzeczkę. Gdy tylko nam się wydaje, że ona już jest w zasięgu naszych rąk, okazuje się, że jeszcze trochę. Że tym razem również jej nie sięgniemy.

Wielokrotnie w życiu się zastanawiałam, czy lepiej być najgorszym wśród najlepszych, czy najlepszym wśród najgorszych. Podświadomość mi mówi, że jednak lepiej być tym najgorszym wśród tych bardzo idealnych. Ale może się mylę? Bo przecież to takie smutne być wciąż najgorszym. Nawet jeżeli doskonale zdajesz sobie sprawę, że relatywnie wcale nie jesteś taki zły.

I kim jest ten „idealny”? Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jako one. Czyli jak będę wśród najlepszych, to stanę się taka sama? Ale w czym najlepszych? Czy jeżeli moje dziecko nie ma zdolności matematycznych, to jest gorsze? Ale za to pięknie szyje! A drugie dziecko oblicza wszelakie zadania z prędkością światła, ale pisze jak kura pazurem. To które jest lepsze, a które gorsze? Nie ma czegoś takiego!

Czy zawsze musimy oceniać i być ocenianym? Teoretycznie nie musimy, ale jeżeli nie jesteśmy oceniani, jak zweryfikujemy swój rozwój? Ja myślę, że gdybym nie była oceniana, nie robiłabym nic. Często mam wrażenie, że chcę być coraz lepsza dla kogoś. Nie dla siebie. Gdy napiszę nową książkę, nigdy nie wiem, czy jest dobra, dopóki kilka osób jej nie przeczyta i nie powie mi tego.

Pędzimy od najmłodszych lat. Na forach dla mam jest wyścig, które dziecko się już przewraca na boczek, a które już chodzi samodzielne. Potem pierwsze słowa. Potem Facebook zasypywany jest wierszykami mówionymi przez dzieci i każdym, nawet najmniejszym ich sukcesem. Dzieci śpiewają piosenki, malują obrazki. Gdy są starsze, grają na pianinie. Tu ktoś wygrywa konkursy taneczne, tu rysunkowe, tam – jest mistrzem karate.

Matko! A moje dzieci w tym czasie oglądają bajkę. Oglądają bajkę, zamiast wspinać się wyżej. Wyżej, lepiej, bardziej, mocniej. Kiedyś spotkałam pod drzwiami przedszkola inną mamę. Opowiadała mi, że jej córka chodzi dwa razy w tygodniu uczyć się gry na skrzypcach.
– Skrzypce bardzo pomagają zadbać o zrównoważony rozwój dziecka, pani Magdo – powiedziała.

Poczułam się najgorszą matką na świecie, gdyż najwyraźniej nie dbałam o zrównoważony rozwój moich dzieci. A co gorsza, pewnie działałam na szkodę tego rozwoju, gdyż moim dzieciom zdarzało się oglądać telewizję.

Ale co właściwie trzeba zrobić, by motywować nasze dzieci do rozwoju? By pchać ich w tym kierunku, w którym powinny się znaleźć. By mogły rozwijać swoje zainteresowania, pasje, byśmy w tym natłoku codziennych spraw odkryli, co tak naprawdę uczyni ich szczęśliwymi!
Jak to zrobić, by doceniać ich nawet drobne sukcesy, pomagać im znieść porażkę i wyciągnąć wnioski na przyszłość? To jest bardzo trudne. Czasem podziwiam moich rodziców, że wychowali mnie na taką kobietę, jaką jestem. Chciałabym tak wychować moje dzieci.

Popełniam błędy. Błędy, których się wstydzę. Kiedyś moja córka zajęła czwarte miejsce w ogólnopolskim konkursie plastycznym. Moją pierwszą reakcją była myśl „Szkoda, że nie trzecie”. Sekundę później miałam ochotę mocno sobie dać po łbie. Znowu wyżej, więcej, dalej? Przecież to jest czwarte miejsce w całej naszej wielkiej Polsce! Do dziś się wstydzę tych moich pierwszych myśli.

Szklanka może być do połowy pełna, ale też do połowy pusta. Dla niektórych sukcesem jest przebiegnięcie maratonu, dla innych – wyjście z domu w butach do biegania. Bądźmy z siebie dumni i doceniajmy nawet drobne sukcesy. To tak uprzyjemnia życie!

Oceń