To pytanie zadają sobie tysiące, a może nawet miliony kobiet w Polsce. Niestety odpowiedź wciąż nie jest satysfakcjonująca. Dla wielu Polek poród nadal pozostaje doświadczeniem traumatycznym, bolesnym i niezapomnianym… niestety nie ze względu na wyjątkowość tego przeżycia.
Wystarczy rozejrzeć się wokół i popytać znajome kobiety. Kiedy pomyślę o moich najbliższych przyjaciółkach, które rodziły w ostatnich latach, to jedynie dwie z nich rodziły siłami natury, a aż pięć miało cesarki (niektóre na życzenie). Zaledwie jedna przyznaje, że poród i pobyt w szpitalu był wspaniałym przeżyciem, reszta ma wspomnienia albo traumatyczne (porody siłami natury), albo mieszane (cesarki).
Cesarskie cięcia na życzenie to plaga?
Nie oszukujmy się – nie bierze się to z powietrza. Kobiety znają historie z porodówek na tyle dokładnie, że siłą rzeczy szukają innych rozwiązań, by nie przeżyć tych samych traum, co ich koleżanki. I nie ma się czemu dziwić. Wiele kobiet po porodzie przechodzi załamania nerwowe, depresję, traci wiarę w siebie, w swoją siłę i swoje macierzyńskie umiejętności. Późniejsze problemy z karmieniem, nieradzenie sobie z opieką nad dzieckiem, oziębłość seksualna, nadwaga i wiele innych problemów to pokłosie między innymi złych doświadczeń okołoporodowych. Często winny jest trudny przebieg ciąży (np. ciąża zagrożona, podczas której kobieta musi leżeć przez kilka miesięcy), trudny poród (z bolesnymi doświadczeniami lub z zagrożeniem zdrowia /życia własnego lub dziecka) oraz fatalna opieka poporodowa, na którą skarży się bardzo wiele młodych mam.
Cesarskie cięcia w Polsce stanowią niemal połowę porodów
Mimo że lekarze nieustannie przestrzegają, iż cesarskie cięcie to poważna operacja, wiążąca się z powikłaniami, w Polsce od wielu lat liczba kobiet decydująca się na taki poród systematycznie wzrasta. Obecnie niemal połowa przyszłych mam w naszym kraju rodzi w ten sposób – dokładnie 43%! Jest to jeden z najwyższych wskaźników w Europie, a statystyki ogólnoświatowe wskazują tendencję wprost przeciwną. Zarówno w Europie, jak i w innych tzw. cywilizowanych krajach wzrasta poziom opieki ogólnoporodowej, inwestuje się nie tylko w szpitale i sprzęt, ale przede wszystkim w personel – w wiedzę i umiejętności lekarzy oraz położnych.
Odbierać czy przyjmować poród?
Położne w wielu krajach zachodnich i skandynawskich to wykwalifikowane, empatyczne i samodzielne pracownice szpitali, które mogą nie tylko sprawować opiekę nad rodzącą w trakcie ciąży (odwiedzając ją np. w domu), ale i prowadzić poród, a nawet go przyjąć. Czy ktoś wyobraża sobie coś takiego w Polsce? Puste przychodnie, bez kolejek ciężarnych do badań, wizyt lekarskich i poboru krwi? U nas w większości przypadków (nawet tych bez powikłań) to lekarz przyjmuje poród – żeby nie powiedzieć „odbiera”, co byłoby bliższe prawdy. Tymczasem zadaniem położnej jest przyjmowanie porodu, a nie jego odbieranie – w Polsce nadal wielu nie widzi różnicy w tych zwrotach.
Fundacja Rodzić po Ludzku działa już ponad dwie dekady
Ta organizacja pozarządowa działająca na rzecz kobiet w ciąży i matek małych dzieci obrała sobie za cel doprowadzenie do tego, „by każda kobieta mogła urodzić swoje dziecko w godnych warunkach, otoczona szacunkiem oraz troskliwą i uważną opieką ze strony personelu, przy wsparciu bliskich jej osób”. Fundacja powstała w 1996 r., aby kontynuować działania pierwszej w Polsce akcji „Rodzić po ludzku?”, która miała miejsce dwa lata wcześniej. Dzięki działaniom fundacji wiele się już zmieniło w szpitalnej rzeczywistości porodowej. Powstały szkoły rodzenia, zaczęto zwracać uwagę na poszanowanie intymności w czasie porodu, zaczęto informować rodzące o przebiegu porodu, podawanych lekach, stanie dziecka itd. Jednak jesteśmy jeszcze daleko za „zachodem” i Fundacja Rodzić po Ludzku wciąż walczy na rzecz godnego porodu.
Standardy Opieki Okołoporodowej
Jednym z najważniejszych dokonań fundacji jest doprowadzenie do stworzenia Standardów Opieki Okołoporodowej w formie Rozporządzenia Ministra Zdrowia w 2012 roku. Dokument ten określa, do czego kobieta ma prawo i jakie procedury obowiązują placówki i personel medyczny. Według tych Standardów kobieta ma prawo m.in. do: edukacji przedporodowej, opieki położnej środowiskowej, korzystania z niefarmakologicznych metod łagodzenia bólu, picia i chodzenia w trakcie porodu, wyboru pozycji porodowej, wyboru miejsca do porodu (stąd możliwość rodzenia poza szpitalem np. w domu), skorzystania z wanny lub prysznica, obecności osoby towarzyszącej, zagwarantowania dwóch godzin na pierwszy kontakt matki z dzieckiem („skóra do skóry” i pierwsze karmienie piersią).
Ciąża to nie choroba, a poród już tak?
Większość szpitali nie traktuje niestety tego rozporządzenia jako obowiązujące, nie respektuje go, a nawet nie podejmuje się prób jego wprowadzania. W efekcie rodzenie po ludzku wciąż pozostaje w wielu miejscach i dla wielu kobiet jedynie marzeniem.
W zeszłym roku Fundacja Rodzić po Ludzku opublikowała raport „Medykalizacja porodu w Polsce. Raport z monitoringu oddziałów położniczych”, z którego wynika, że porody w Polsce są właściwie wciąż traktowane jak choroba. A ileż to razy słyszy się, że ciąża to nie choroba? Paradoksalnie podczas porodu okazuje się, że jednak traktuje się rodzące jako chore i wymagające medycznego wsparcia, nie pozwalając na poród naturalny, we własnym tempie, w wybranej pozycji i w zgodzie ze sobą – czyli po ludzku właśnie.
Szkodliwe rutyny i przestarzałe procedury
W podsumowaniu raportu czytamy: „(…) poród fizjologiczny w Polsce jest znacznie zmedykalizowany. (…) Szkodliwe rutyny i przestarzałe procedury wciąż są obecne w większości sal porodowych i oddziałów neonatologicznych. Obowiązkowe niemal zakładanie wenflonu w izbie przyjęć, zbyt częste wykonywanie badania wewnętrznego i KTG, co jest równoznaczne z przymusem kładzenia rodzącej nieruchomo na plecach, indukcja lub przyspieszanie porodu, podawanie kroplówki nawadniającej zamiast szklanki wody, zmuszanie kobiet do rodzenia na plecach – najbardziej niefizjologicznej i niebezpiecznej dla dziecka i rodzącej pozycji. Po porodzie – przerywanie pierwszego kontaktu między matką a noworodkiem, podawanie dzieciom glukozy zamiast zachęcania matek do karmienia piersią”.
Uprzedmiotowienie
Jak rodzić po ludzku, gdy już w izbie przyjęć kobieta jest poddawana medykalizacji, która krok po kroku nie tylko odbiera kobiecie możliwość porodu według własnego uznania, w zgodzie z własnym ciałem, ale i zwyczajnie kobietę uprzedmiotawia? Okazuje się, że w ponad połowie szpitali (58%) to personel decyduje o wykonaniu wkłucia do żyły obwodowej. Tymczasem według Standardów Opieki Okołoporodowej wkłucie do żyły obwodowej powinno być wykonywane tylko w sytuacji tego wymagającej. Z badań wynika ponadto, że przeważająca większość rodzących (89%) miała w szpitalu założony wenflon, czy to w izbie przyjęć, czy później. Co czwarta ankietowana w czasie porodu fizjologicznego była podłączona do KTG w sposób ciągły. Uniemożliwiało to w oczywisty sposób poród aktywny, wybranie pozycji porodowej i odbierało możliwość łagodzenia bólu przez swobodę ruchów. Nie najlepiej też wygląda kwestia lewatywy i golenia krocza. Kobiety zazwyczaj mogą decydować, czy chcą, by w izbie przyjęć wykonano lewatywę (45%) lub ogolono krocze (42%). Zdarzają się jednak placówki, w których czynności te są wykonywane u wszystkich pacjentek standardowo! Przyznało się do tego 6 szpitali (ich nazwy zostały podane w raporcie).
Strach przed bólem
Dalej w raporcie czytamy: „Brak dostępu do znieczulenia zewnątrzoponowego z jednej strony i mała aktywność personelu w proponowaniu rodzącym niefarmakologicznych metod łagodzenia bólu (choć jest ich duży wachlarz i stosowanie ich nic nie kosztuje) powoduje, że kobiety w Polsce boją się porodu. Stąd wiele z nich chce zagwarantować sobie poród przez cesarskie cięcie, w czym zresztą często znajdują wsparcie u swoich lekarzy. Nasza analiza potwierdza to przypuszczenie: okazało się, że w województwach, gdzie jest najmniejszy dostęp do znieczulenia zewnątrzoponowego, jest największy odsetek cesarskich cięć”.
Przyspieszanie akcji porodowej
Wśród niepotrzebnych procedur raport wskazuje także indukcję i przyspieszanie porodu – wg badania aż 19% porodów było indukowanych. Jeszcze dekadę temu poród wywoływano sztucznie w zaledwie 12% przypadków. Dziś już w co piątym. Tymczasem WHO mówi, że: „nie powinno się wywoływać porodów dla wygody. W żadnym rejonie geograficznym odsetek takich porodów nie powinien przekraczać 10%”. W Polsce dzieje się to prawie dwa razy częściej. Interwencja taka niesie za sobą niepożądane konsekwencje, tj.: bardziej bolesne skurcze, konieczność podania znieczulenia zewnątrzoponowego lub przeprowadzenia porodu zabiegowego (czyli słynnej cesarki).
Rutynowe nacięcie krocza
Ponadto w naszym kraju podczas 50% porodów wykonuje się nacięcie krocza. Tymczasem międzynarodowe zalecenia mówią, że nie powinno być ono rutynową procedurą, a wiele badań potwierdza jego negatywne konsekwencje. Dla porównania w Danii stosuje się je tylko w co dwudziestym przypadku.
Po porodzie nie lepiej
Zdarza się także, że po porodzie przerywany jest pierwszy kontakt matki z noworodkiem. Jedynie 32% szpitali przestrzega prawa do nieprzerwanego, dwugodzinnego kontaktu „skóra do skóry”. W większości szpitali odbywa się w tym czasie ważenie, mierzenie i ubieranie noworodka. Później, zamiast zachęcać matkę do karmienia piersią i wspierać ją w tym, personel podaje dzieciom mleko modyfikowane i glukozę (37% szpitali) – niewskazaną dla noworodków.
To tylko niektóre ze wskazanych problemów. Rzeczywistość w polskich porodówkach nie wygląda różowo – choć na pewno zmieniła się na lepsze. Przez dwadzieścia lat wiele udało się Fundacji wdrożyć w życie, nadal jednak pozostaje dużo do zrobienia, zwłaszcza jeśli chodzi o mentalność ludzi.
Pełny raport można przeczytać na stronie:
www.rodzicpoludzku.pl/images/rzecznictwo/RAPORT_Medykalizacja_porodu_w_Polsce_2017.pdf
Tekst: Magdalena Raczek