Czy ktoś może lepiej znać dziecko niż jego rodzice? To pytanie retoryczne. Przecież właśnie oni obserwują jego rozwój od maleńkości, intuicyjnie odczytują stany emocjonalne swojej pociechy i potrafią zażegnać wszelkie kryzysy, zanim te przybiorą na sile. Tyle tylko, że nie zawsze taka wszechstronna znajomość własnego dziecka pomaga…
Najtrudniejsi kibice
Tę sytuację zna większość uczniów szkół sportowych – pustki na trybunach i grupka kilkunastu rozentuzjazmowanych osób, które żywiołowo dyskutują, gestykulują i niemal czynnie uczestniczą w rozgrywce. Kobiety i mężczyźni, najczęściej w zbliżonym wieku. Czasami coś pokrzykują, spierają się między sobą, a zdarza się, że potrafią wtargnąć na parkiet lub boisko, gdy nie spodoba się im decyzja sędziego lub gra przeciwnego zespołu. Tak, to rodzice młodych zawodników… Najwierniejsi, ale często i najtrudniejsi kibice. Są ze swoimi dziećmi na dobre i na złe. Potrafią jednak skutecznie zepsuć atmosferę zdrowej, sportowej rywalizacji. Trudno im opanować emocje. Czy powinno to dziwić? Nie, bo przecież jednym z bohaterów wydarzeń – niekoniecznie tym najbardziej pozytywnym – jest ich własne dziecko. Sport jednak rządzi się swoimi prawami – musi być w nim miejsce i dla zwycięzców, i dla przegranych. A takiej równowagi często nie akceptują rodzice, chcąc po swojemu przeważyć szalę na stronę zwycięstwa.
„Znam najlepiej swoje dziecko!”
To najczęściej powtarzany przez rodziców argument, gdy pojawiają się problemy – niekoniecznie w sporcie, również i w nauce. W zasadzie trudno go podważać. Nawet jeśli rodzic jest bardzo zapracowany i nie dostrzega wszystkich niuansów w procesie rozwoju swojego dziecka, i tak zna je najlepiej. Ale czy ma monopol na rację?
Jeszcze kilkanaście lat temu rodzice byli bardziej skłonni uznawać autorytet trenerów i nauczycieli. Obecnie dominuje raczej tendencja, w której zarówno trener, jak i nauczyciel „powinni” stać na straconej pozycji w konfrontacji z rodzicami. Ograniczenie zaufania do osób i instytucji, które sprawują pieczę nad dzieckiem, stało się niemal normą. Wobec takiej relacji wypracowanie wspólnych celów może być niezmiernie trudne, a w półprofesjonalnym sporcie – niemal niemożliwe.
Budowanie zaufania
Należy powiedzieć wprost – obdarzenie zaufaniem trenera może być trudnym, choć kluczowym czynnikiem. Rodzice, nawet jeśli nie do końca zgadzają się z trenerem, powinni wiedzieć, kiedy zrobić krok wstecz, zdając się na jego kompetencje. Piękne kariery sportowców mogły się rozwijać dzięki fachowości trenerów i pomocy rodzin. Przede wszystkim trzeba zaakceptować układ dziecko–trener–rodzic. Powinna być w nim zachowana harmonia i równowaga, w której wszystkie strony wzajemnie się uzupełniają, w celu realizacji określonych zamierzeń. Na pewno podważanie kompetencji trenera przez rodziców, zwłaszcza w obecności dziecka, jest najgorszym z możliwych rozwiązań – nie tylko pod względem sportowym, ale i dydaktycznym. Dziecko przyswaja sobie w ten sposób negatywne wzorce, w których wszelkie autorytety mają jedynie wymiar umowny.
Trener – człowiek omylny
To normalne, że trenerzy również są nieomylni. Potrafią być niesprawiedliwi czy wymagać celów, które mogą być niemożliwe do realizacji. Mogą również podejmować niewłaściwe decyzje na boisku. To się zdarza każdemu trenerowi, nawet o ugruntowanej renomie. Doskonale wie o tym wielu rodziców, którzy chętnie wytykają trenerom każdy, nawet najmniejszy błąd. Nie jest to dobra droga do budowania procesu zaufania.
Droga do bycia trenerem dzieci nie jest prosta. Często wiele osób dobrowolnie rezygnuje z kariery trenerskiej, zdając sobie sprawę z ogromu obowiązków i odpowiedzialności, jaka na nich spada. Zdecydowana większość trenerów to profesjonaliści, którzy doskonale znają specyfikę pracy z dziećmi. Warto zatem przyznać im kredyt zaufania. Dzięki poprawnym kontaktom na linii rodzice–trener, udaje się wyjaśnić wiele nieporozumień. Dziecko nie powinno jednak bezpośrednio uczestniczyć w takich rozmowach.
Rodzice na boczny tor…?
W żadnym razie! W procesie kształtowania młodych sportowców bardzo ważne jest wsparcie ze strony rodziny, która nie musi (czasami wręcz nie powinna) pełnić funkcji trenerskich. Gwiazdy sportu często podkreślają, jak wielkie znaczenie miała taka pomoc, zwłaszcza w początkowych latach kariery. I odwrotnie, sportowcy, którzy mimo trudności życiowych osiągnęli sukcesy, często potwierdzają, jak bardzo brakowało im tego wsparcia. Rodzice, których dziecko trenuje w klubie sportowym, mają zatem do odegrania bardzo ważną rolę.
Wsparcie dziecka nie może oznaczać bezkrytycznych zachwytów nad jego dokonaniami. Podobnym błędem byłoby wprowadzanie dyscypliny wojskowej w domu. Żadna skrajność nie sprawdza się w takich przypadkach. Rodzice przede wszystkim muszą ustalić, czy dziecko:
- odnosi radość z uprawiania sportu i widzi w nim coś więcej niż tylko aktywność fizyczną;
- realizuje własne cele i marzenia, czy raczej zamierzenia i ambicje rodziców;
- darzy szacunkiem trenera i swoich rywali;
- często zwraca się do nich o poradę;
- potrafi zauważać własne błędy i przyjmować z pokorą krytykę;
- chce pracować nad własnymi słabościami i eliminować niedociągnięcia.
Zadaniem rodziców jest dostrzeganie problemów i przeciwdziałanie wszelkim kryzysom, również związanym z treningami. Sport wymaga przecież wiele poświęcenia i wyrzeczeń, które nie zawsze łatwo jest unieść młodemu człowiekowi.
Krytyka a zniechęcenie
Jeśli rodzic zaczyna być surowym recenzentem sportowych poczynań dziecka, najczęściej pojawia się niezdrowa presja, która zabija pasję do sportu. Najczęściej potrzebna jest życzliwość, niekoniecznie zaś krytyka, nawet najbardziej wyważona i konstruktywna. Każde dziecko posiada własną konstrukcję psychiczną, indywidualną tolerancję na krytykę i zdolność do wyciągania wniosków z błędów. Należy pamiętać, że nie istnieją uniwersalne szablony szkolenia młodych sportowców. O tym doskonale wiedzą trenerzy. Są dzieci, które chętnie dostrzegają błędy rywali, popełniając dokładnie takie same omyłki. Z kolei inne przeceniają znaczenie własnych błędów, popadają w kompleksy i zniechęcenie, na dobre zrażając się do sportowej rywalizacji. Krytyka ze strony rodziców to groźne narzędzie. Może oczywiście stymulować rozwój talentu sportowego i być bodźcem do intensywnej pracy. Jednak może również nieodwracalnie podciąć skrzydła, i to nawet najzdolniejszemu dziecku.
„Już mi się znudziło”
To oczywiste, że każdy rodzic, którego dziecko trenuje sport, cieszy się z mniejszych i większych sukcesów. Zdarza się, że rodzice kilkulatków, którzy regularnie uczestniczą w zajęciach sportowych, już kreślą dla nich wizję przyszłej kariery. Medale, puchary, zawodowe kontrakty, zainteresowanie sponsorów… Niestety, w zdecydowanej większości przypadków piękne plany zderzają się z brutalną rzeczywistością. Na ogół pojawia się również poczucie rozczarowania. Może się bowiem okazać, że pierwotny zapał dziecka do zawodowego sportu po prostu się wypalił. I na nic zdadzą się argumenty rodziców o poświęconym czasie, emocjach i zainwestowanych pieniądzach. Nie da się zmusić nastolatka, by związał swoją przyszłość ze sportem, o ile on sam nie przejawia inicjatywy w tym kierunku. Zresztą sama inicjatywa – bez ciężkiej pracy, predyspozycji psychofizycznych, wytrwałości i samozaparcia – to zbyt mało. Taki przełom często pojawia się w okresie dojrzewania, gdy zmienia się ciało i umysł młodego człowieka.
Wyniki mają drugorzędne znaczenie
Życie zawodowe sportowców bywa dość uciążliwe i krótkotrwałe. W dyscyplinach wymagających wzmożonej aktywności ruchowej kończy się ono po 35.–40. roku życia. Chociaż zawodowy sport jest domeną milionów ludzi na całym świecie, tylko nielicznym udaje się zdobywać laury i zarabiać duże pieniądze. Kariery pokroju Roberta Lewandowskiego czy Marcina Gortata to jednostkowe przypadki. Większość zawodowych sportowców jest skazana na ligową przeciętność, zmaganie się z kontuzjami i heroiczną walkę o to, by nie wypaść ze składu na kolejny mecz. Dla zawodowców wyniki sportowe mają ogromne znaczenie.
W przypadku dzieci osiągane rezultaty mogą być punktem odniesienia w kontekście rozwoju, ale nie celem samym w sobie. To samo dotyczy rodziców. Powinni oni pamiętać o tym, że dziecko musi się nauczyć przegrywania – nie tylko w sporcie, ale i w życiu, przy czym sport jest ku temu doskonałą szkołą. Porażka bywa bezcenną lekcją. Zawsze warto pamiętać, że największym sukcesem sportowym bywa sama zdrowa rywalizacja i dobre chęci, by odjeść od telewizora czy komputera. Fakt, że dziecko uprawia sport, nie musi oznaczać, iż stanie się gwiazdą sportu. Oczywiście jest to możliwe, ale – nie ukrywajmy – bardzo mało prawdopodobne.
Bezcenny dystans
Mity sportowych rodzin rozpalają wyobraźnię. Przykłady sióstr Williams, Wojciecha Szczęsnego czy Agnieszki Radwańskiej wskazują, jak ważne jest wsparcie rodziców w karierze sportowej. Co więcej, rodzic może być dobrym trenerem, choć nie zdarza się to zbyt często. Przyczyną najczęściej bywa brak dystansu do własnego dziecka. Obserwując rozwój dziecka od maleńkości, rodzice czasami nie potrafią obiektywnie oceniać jego wad i niedociągnięć. To już rola trenerów – niestety, dość niewdzięczna. Czasami dziecko potrafi zachowywać się całkiem inaczej w domu niż na treningu. Inaczej – nie znaczy, że lepiej.
Aktywny tryb życia już od najmłodszych lat jest najlepszym wyborem, jaki można zapewnić dzieciom. Wiadomo, że rywalizacja sportowa kształtuje charakter, poprawia kondycję psychofizyczną, uczy pokory wobec własnych słabości i szacunku do rywala. Zachowując zdrowy dystans do rezultatów uzyskiwanych przez dziecko, możemy wzmacniać jego przekonanie o własnej wartości i zamiłowanie do sportu. Warto zatem okiełznać rodzicielskie emocje i zapędy szkoleniowe, a w czasie zawodów – zasiadać wyłącznie na trybunach, z dala od ławki trenerskiej.