W Polsce pszczoły są głównymi owadami zapylającymi, bez nich marny będzie nasz los. Co rusz słyszy się o tysiącach, jeśli nie o setkach tysięcy padłych pszczół. Ich największym wrogiem okazuje się bezmyślny człowiek. Świadomość ludzi jednak rośnie i powoli, bardzo powoli są czynione kroki, aby poprawić los tych pracowitych owadów. Przykładów nie trzeba szukać daleko. W Gdańsku i Gdyni powstały pasieki w miejscach, w których nikt by się ich nie spodziewał…
Po co nam pszczoły?
Pożywieniem pszczół jest nektar i pyłek kwiatowy. Pożywiając się, przenoszą jednocześnie pyłek z kwiatu na kwiat, a tym samym umożliwiają roślinom zapłodnienie i – co za tym idzie – powstanie owocu. Spośród 100 gatunków roślin uprawnych, które stanowią źródło 90% żywności na świecie, aż 71 jest zapylanych przez pszczoły – taką informację przekazała Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa. 1/3 tego, co spożywamy, zależna jest właśnie od zapylaczy, a w Polsce są nimi przede wszystkim pszczoły. To dzięki tym pracowitym owadom możemy cieszyć się jabłkami, pomidorami, truskawkami, wiśniami, ogórkami, dyniami czy rzepakiem. To jednak nie tylko nasze pożywienie, ale również ważna gałąź eksportowa naszego kraju. Polska jest w końcu światowym producentem i eksporterem tych produktów. Dzięki pszczołom nieświadomie korzystamy z prawdziwego dobrobytu. Bez nich naszym podstawowym posiłkiem byłyby zboża, które są wiatropylne, algi i grzyby. Nie brzmi apetycznie? Za kilkadziesiąt lat, tak właśnie może wyglądać nasza dieta…
Tak źle nie było
– Nigdy wcześniej w historii człowieka gatunki roślin i zwierząt nie wymierały tak szybko, jak obecnie. Ogromną częścią przerażającego scenariusza, jakim jest znikanie z powierzchni Ziemi całych gatunków, jest wymieranie owadów, w tym owadów zapylających. Co roku ich liczba na świecie zmniejsza się o 2,5%. W dużej mierze jest to spowodowane działalnością człowieka, a konkretnie sposobem, w jaki produkujemy naszą żywność. Utrata siedlisk, monokultury (uprawa jednego gatunku roślin na danym obszarze) i toksyczne pestycydy to główne przyczyny takiego stanu rzeczy. Stoimy w obliczu postępującego kryzysu ekologicznego – mówi Katarzyna Jagiełło z Greenpeace. Dane są przerażające. Brak pszczół to nie tylko zubożała dieta i ponury świat. To również wzrost cen, bo żywność, która miałaby być ręcznie zapylana, tania nie będzie. Raport „Nie tylko miód” opublikowany przez Greenpeace donosi, że wartość pracy pszczół dla polskiego rolnictwa przekracza 4,1 mld zł rocznie! Nawet hodowla zwierząt i produktów odzwierzęcych jest zależna od pracy pszczół, które zapylają wiele roślin uprawianych na pasze. Oprócz tych uprawnych także ogromna większość dziko rosnących roślin (około 90%) wymaga udziału owadów w procesie zapylania.
Co dalej?
Greenpeace alarmuje i usiłuje walczyć. O akcji „Adoptuj pszczołę” słyszał już chyba każdy, ale świadomość ludzi jest wciąż niska i wciąż za mała. Pszczoły padają przez bezmyślność. Opryski pestycydami powinny odbywać się wieczorami, kiedy pszczoły kończą swoje obloty. Niestety, nie wszyscy się do tego stosują, a to często kosztuje życie nawet setek tysięcy owadów. Ludzka pazerność, lenistwo czy głupota? Trudno powiedzieć, ale jedno jest pewne. Jeśli nic się nie zmieni, nasza przyszłość nie zapowiada się kolorowo. Pojawia się jednak iskierka nadziei. W wielu polskich miastach zaczyna się zwracać uwagę na to, co dzieje się z pszczołami i rzeczywiście działać. Przykładów nie trzeba szukać daleko. W Gdańsku, na terenie parku naukowego Hevelianum, w maju tego roku utworzono pasiekę. Na razie składa się ona z pięciu uli i ponad 50 tysięcy pszczół. Czemu ma służyć tego rodzaju inwestycja? Owszem, miód pozyskany z pasieki Hevelianum będzie sprzedawany, ale zgodnie z kalkulacjami, pierwsze miodobranie może przynieść około 50 kg miodu. Nie ma się więc co oszukiwać, zarobek nie będzie z tego duży. Nie jest to jednak zmartwieniem, gdyż pasieki nie stworzono w celach zarobkowych, ale po to, by edukować ekologicznie i uświadamiać odwiedzających centrum naukowe Hevelianum. Od roku trzy ule stoją również na dachu galerii handlowej Madison, kolejne na dachu biurowca Argon w kompleksie biurowym Alchemia. Podobne działanie przedsięwzięła również Gdynia. Na gmachu Urzędu Miasta postawiono ule dla czterech pszczelich rodzin. Głośno już mówi się o kolejnych lokalizacjach na terenie Trójmiasta. Oby tak dalej! Chociaż miejskie ule wydają się nowością, niewykluczone, że mogą stać się dla nas ratunkiem.
Autor: Katarzyna Paluch