Together Magazyn » Aktualności » TACY SAMI GDY ŚCIANY MIĘDZY NAMI?

TACY SAMI GDY ŚCIANY MIĘDZY NAMI?

Kwarantanna obnażyła nierówności wśród dzieci i młodzieży, a wszystko dokonało się jednym ruchem – zamknięciem całej tej zróżnicowanej społeczności w domach, w ich naturalnym codziennym środowisku. Przykre zaskoczenie można porównywać do tego, jakie fundował kiedyś widok ogrzewanych wiosennym słońcem dziur na jezdni po zimie. Teraz już nawet nie ma zimy…

Nierówności dotyczą oczywiście w głównej mierze sfery materialnej, bo choć posiadanie smartfona i płaskiego telewizora mocno unifikuje, to już takie rzeczy jak komputer na każdą głowę, szybki Internet, albo w ogóle Internet, ciepły obiad i dzień bez bicia pokazują te „dziury w jezdni” bardzo wyraźnie. W szkole nie było tego tak widać.

Bartek, 16 lat: Mam bekę, bo jeszcze na początku roku, jak matka mnie namawiała, żebym pisał wypracowanie na wypasionym komputerze, który mi kupili z ojcem ze dwa lata temu, musiałam jej tłumaczyć, że nauczycielka nie przyjmie mi takiej pracy, bo powie, że ją skopiowałam z Internetu. Wszystko trzeba pisać ręcznie, jesteśmy chyba ostatnimi ludźmi na ziemskim globie, którzy wszystko piszą ręcznie (śmiech). Przewracała oczami i mamrotała coś o XIX wieku i systemie pruskim albo jakoś tak, nie pamiętam. No więc mam bekę, bo od tygodnia podziwiam wysiłki niektórych nauczycieli, między innymi tych, którzy najbardziej ganiali nas za używanie smartfonów, wkładane w ogarnięcie platformy do lekcji online. Aż do kwarantanny nie używałem komputera do nauki w ogóle, a w szkole smartfon to było narzędzie szatana i trzeba się z nim było kryć na przerwach, żeby nie przekiblował całego dnia u wychowawcy w szufladzie.

Michał, 8 lat: Szuflada w biurku dzielonym z siostrą. To w niej przez cały rok szkolny Michał chował wszystkie słodycze z paczek mikołajkowych ze szkoły i tych ze świetlicy też. Najpierw przynosił je do domu poupychane pod ubraniem i po kieszeniach, a potem wkładał głęboko za szpargały. Czasem udało się uzbierać imponujący zapas zjadany potem z rozmysłem, żeby starczyło na dłużej. Wszystko dlatego, że kiedyś rodzice zabrali mu i trojgu jego rodzeństwa wszystkie paczki przyniesione ze szkoły i posprzedawali duże czekolady, żeby mieć na chleb. W wiejskim sklepiku nie ma nawet takich na półce, więc miały spore powodzenie. Od tej pory Michał ukrywał wszystkie swoje skarby. Pamięta, że jak ojciec zobaczył, że płacze, przyniósł mu potem parę adidasów. Powiedział, że to lepsze niż jakaś głupia czekolada. Lewy but miał w podeszwie sporą dziurę, ale za to oba posiadały wymarzony, choć mocno sfatygowany napis Nike.

Alex, 13 lat: „Ale jest teraz dużo promocji, mamooo! Zamówisz mi nowe Nike na wiosnę? Jak już będziemy mogli wychodzić z domu? Tylko do północy obcinają 20%, a wysyłka idzie podobno bez opóźnień! Plissss”. Jedno kliknięcie i spokój, a razem z nim zadowolona mina u młodszej z dwóch latorośli. Niech ma za to siedzenie w domu. Aż żal patrzeć, jak nie wychodzą z bratem ze swoich pokoi. Dobrze, że mają zajęcie, bo od kiedy po lekcjach online grają do wieczora w tę grę, której nazwy nie umiem wymówić, mogę spokojnie pracować w swoim na szybko zorganizowanym home office. Czy się niepokoję? Skąd! Kiedyś, latem, usłyszałam, jak starszy syn rozmawia z jakimś kolegą, zagranicznym graczem, po angielsku. Kiedy go pochwaliłam, że tak sprawnie korzysta z umiejętności zdobytych na lekcji, roześmiał się tylko – „mama, przecież my nie rozmawiamy na lekcji angielskiego po angielsku”.

Ewa, 9 lat: Kiedyś słyszałam, jak mama mówi do koleżanki, że tata „wyszedł z jej życia po angielsku”. Nie wiem, co to znaczy, ale od zeszłej jesieni nawet do mnie nie zadzwonił… Może naprawdę jest w Anglii? Wcześniej przyszedł dwa razy, w sobotę, i zabrał mnie do kina, a po tygodniu na obiad do galerii handlowej. Mama od tamtej pory ciągle o czymś myślała, z pracy w szpitalu wracała zmęczona i jak wieczorem pogadała chwilę z koleżankami przez telefon, od razu goniła mnie do spania i sama też zasypiała, czasem w ubraniu. Ostatnio często płacze, ale to już nie z powodu taty, tylko tego, co mówili w telewizji, że trzeba chodzić do pracy, a ona teraz nie ma jak, bo ja chyba nie mogę zostać w domu sama, jak nie ma szkoły. Ostatnio krzyczała do słuchawki: „Kochana, to nie są żarty, jak stracę pracę, to będziemy obie już chyba jadły tylko zupki chińskie!”.

Marika, 17 lat: Znowu ją naszła ochota na zupkę chińską. „Bożeee, oszaleję od siedzenia w domu”. Oddałaby wszystko, żeby się spotkać ze swoją paczką jak zawsze w „maku”, pokręcić bekę, pogadać, pobyć razem jak kiedyś, coś poplanować na wakacje. Codzienne łączenie się z ludźmi z klasy na Teamsie to nie to samo. Przecież tak się nie da żyć, od miesiąca nie wyszła na ulicę, bo jak raz się wypuściła do osiedlaka po chipsy, to ją tak baba w sklepie objechała przy ludziach, że nieletnia, że chyba rodzice powinny teraz robić zakupy… Od razu się jej odechciało prób wychodzenia z domu. A matka, jakby ją zobaczyła z tą zupką, znowu by gderała, że wyląduje na gastroenterologii jak ci wszyscy młodzi ludzie, których tam widziała podczas pobytu z jej młodszym bratem. Przez to śmieciowe żarcie nie je się przecież potem normalnego obiadu.

Asia, 8 lat: Normalny ciepły obiad jadła ostatni raz w szkole cztery tygodnie temu. W domu bywa z tym różnie, ale problem pojawia się tylko weekendy i w wakacje, bo w pozostałe dni stołują się razem z bratem w szkole. Latem można sobie napchać żołądek owocami, czasem mama przynosi im w siatce lody, nawet wcale nierozpuszczone, bo ściśnięte między zimnymi puszkami z piwem. Asia i jej brat nudzą się teraz bez szkoły, do której nie mogą ani pójść, ani połączyć się przez internet. W domu nie ma ani jednego komputera. Kiedy robi się „gorąco”, czyli kiedy ojciec z zaczerwienioną twarzą zaczyna wykrzykiwać w stronę telewizora różne przykre rzeczy o rządzie, złodziejach, a potem przenosi wzrok na mamę, wolą uciec na podwórko, bo kiedy ojca zdenerwuje telewizja, to zawsze kończy się tak samo.

Marta, 18 lat: Marzę o tym, żeby znowu było tak samo. Cały rok ciężko pracowałam, żeby zdać maturę i dostać się na anglistykę. Nauka w ostatnich tygodniach to jakiś koszmar. Nie chodzi nawet o to, że lekcje odbywają się przez komputer. Jest nas teraz codziennie w domu czworo na dwóch pokojach. Ojciec nie może już jeździć z towarem po Europie, mama czeka na to, żeby otworzyć zakład i szybko nadrobić zaległości, bo kończą się pieniądze. Teraz nawet nie wiadomo, co będzie z egzaminem, ze studiami, z przyszłością, ze światem w ogóle. Rodzice ciągle powtarzają, że takiego czegoś nie przeżyli nawet dziadkowie. To dla mnie przerażające, mimo że teoretycznie wirus nie zagraża właśnie mnie.

Autor: Kamila Recław

5/5 – (3 głosów)