Gdy myślę o podróży na Islandię, od razu przypomina mi się laguna lodowcowa – jedno z najbardziej niezwykłych miejsc, w jakim kiedykolwiek byliśmy. Bo czy istnieje coś równie bajecznego jak foki, baraszkujące między pływającymi w wodzie kawałkami lodu, którego kolor jest najbardziej błękitny, jak tylko można sobie wyobrazić?
Gdy dojechaliśmy do lagun Fjallsárlón i Jökulsárlón, niebo, niestety, zaciągnęło się zupełnie chmurami, mroźny wiatr wiał z właściwym sobie, islandzkim zacięciem, a my wiedzieliśmy, że za kilkanaście minut dopadnie nas paskuda ulewa. Postanowiliśmy więc wykorzystać dany nam czas jak najlepiej. Mimo dość surowych warunków, pokazywaliśmy naszemu dwuletniemu synkowi znikające pod wodą i nieoczekiwanie pojawiające się foki, wsłuchiwaliśmy się w krzyk mew, a nawet rozegraliśmy szybką rundkę piłki nożnej, jedną z leżących na brzegu brył lodu.
Surowe warunki nie przeszkadzały naszemu maluchowi w żaden sposób. Był zachwycony i z wielkim zainteresowaniem chłonął wszystko, co się wokół niego działo. Niestety, długo przed tym, zanim poczuliśmy się nasyceni tym miejscem, lunął ulewny deszcz. Nie muszę chyba pisać, że laguna lodowcowa nie jest najcieplejszym miejscem, w jakim mogliśmy się akurat znaleźć.
Zmarznięci i zmoknięci, a szczerze mówiąc, nawet odrobinkę podenerwowani całą sytuacją, schowaliśmy się w jedynym możliwym miejscu – nadbrzeżnym sklepie z pamiątkami, gdzie delektowaliśmy się bułką z masłem i herbatą (przy czym cena tego wyszukanego zestawu była iście astronomiczna). O powrocie nad wodę nie mogło być już mowy, a tym bardziej o pływaniu amfibią (zawsze chciałam spróbować!) po lagunie. Szkoda, bo taki rejs pozwoliłby nam zobaczyć to miejsce z zupełnie innej, pewnie ciekawszej, perspektywy, nie mówiąc już o tym jaką wielką frajdą byłby z pewnością dla naszego malucha.
Czy mimo wszystko, dla tych 15 minut cieszenia się widokiem, warto było jechać te kilka godzin? Pisząc to z perspektywy czasu (siedząc w suchym, ciepłym fotelu i popijając pachnącą kawę), nie mam żadnych wątpliwości, że tak!
Relacje i zdjęcia z podróży na www.vanillaisland.pl.
Tekst i zdjęcia: Katarzyna Adamczyk-Tomiak