W przestrzeni publicznej istnieją pojęcia, wokół których narosło wiele kontrowersji i nieporozumień. W ciągu ostatnich lat można do nich zaliczyć termin gender, który zrobił prawdziwą karierę medialną. Czy słusznie?
Płeć biologiczna i kulturowa
Definicja płci biologicznej wydaje się oczywista. Począwszy od najbardziej czytelnego sprecyzowania, które można znaleźć np. w Słowniku języka polskiego, nie sposób podważyć, że płeć biologiczna to „zespół właściwości charakteryzujących organizmy osobników męskich i żeńskich i przeciwstawiających je sobie wzajemnie; też zbiorowo: osobnicy o tych samych właściwościach” (http://sjp.pwn.pl/). Kilkuletnie dzieci mniej więcej wiedzą, w jaki sposób fizjologia i anatomia różnicuje osoby poszczególnych płci. Gdy już poznają pojęcie „poród”, stanie się dla nich oczywiste, że tylko kobieta może zostać matką. W późniejszych latach dowiedzą się, że różnic jest nieco więcej, przy czym nie wszystkie da się zauważyć gołym okiem; przykładem może być gospodarka hormonalna czy odmienności na poziomie genetycznym.
Płeć kulturowa to w dużej mierze pojęcie umowne, które znacznie trudniej zdefiniować, mimo że występuje niemal we wszystkich kulturach na świecie. Co sprawia, że chłopcy tak chętnie sięgają po samochodziki, bawią się w wojnę czy uwielbiają rozkręcać swoje zabawki na części pierwsze? Dlaczego dziewczynki w swoich zabawach lubią odgrywać role nauczycielek, pielęgniarek albo po prostu… mam wychowujących dzieci? Czy są to głęboko zakodowane wzorce zachowań, czy raczej powielone schematy, które ulegają bezrefleksyjnemu kopiowaniu przez najmłodszych? Wiele zachowań wydaje się nam oczywiste, po prostu stosowne w określonym kontekście kulturowym. O ile jesteśmy w stanie zaakceptować fakt, że mała dziewczynka pomaga swojemu tacie przy naprawie samochodu, o tyle chłopiec bawiący się domkiem dla lalek może budzić zdziwienie, a wręcz niesmak. Czy to normalne? I jak zdefiniować poszczególne normy?
I tutaj wkraczamy w strefę pojęcia gender, które, wbrew pozorom, wcale nie jest nowe. Po raz pierwszy zostało ono użyte już ponad 60 lat temu przez Johna Moneya – nowozelandzkiego psychologa i seksuologa. Obecnie można przyjąć za Światową Organizacją Zdrowia (WHO), że gender to obszar roli, aktywności i atrybutów, które są tworzone przez dane społeczeństwo i określane jako właściwe dla osób poszczególnych płci.
Skąd ten strach?
Rozważając definicję terminu gender, nie sposób podważyć jej racjonalnych podstaw. Na co dzień niemal podświadomie przypisujemy osobom określonej płci wybrane atrybuty. Zanim jeszcze narodzi się dziecko, o ile znamy już jego płeć, zaczynamy myśleć kategoriami „ona”/„on”. Począwszy od takich drobiazgów, jak dobór koloru śpiochów, rodzajów zabawek, wystroju pokoju, a skończywszy na projektowaniu przyszłej kariery zawodowej – zawsze mniej lub bardziej intensywnie myślimy o płci naszego dziecka. I akceptujemy określone schematy społeczne, o których przełamywaniu nawet nie chcemy słyszeć.
Skąd strach przed tak zwanym genderyzmem? W dużej mierze jest to pokłosie zagrożenia, które wiąże się z mniej lub bardziej prawdopodobnym ryzykiem zaburzenia dotychczasowego ładu społecznego. Od kiedy do Polski zaczęły przenikać nurty badawcze, które m.in. zajmują się analizą funkcjonowania społeczeństw opartych na zasadach patriarchalnych, pojawiło się potencjalne niebezpieczeństwo zachwiania modelu tradycyjnej rodziny. W polskich realiach kulturowo-społecznych jest to temat niezwykle drażliwy, niemal automatycznie kojarzony z homoseksualizmem. Promowanie „genderyzmu” jest więc postrzegane – głównie przez środowiska związane ze skrajną prawicą – jako działanie na rzecz dewiacji. To oczywiście ogromne i całkowicie nieuzasadnione spłycenie całego zagadnienia płci kulturowej, choć bardzo nośne medialne.
Gender – Równość, nierówność…
Paradoks polega na tym, że przeciwnicy „genderyzmu” tak naprawdę potwierdzają założenia tradycyjnej definicji płci kulturowej. Odwołując się do utrwalonego porządku społecznego, godzą się na niesprawiedliwości związane z przyjętych podziałem ról społecznych. Co na to wszystko Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej? Warto zacytować art. 33 ustawy zasadniczej:
„1. Kobieta i mężczyzna w Rzeczypospolitej Polskiej mają równe prawa w życiu rodzinnym, politycznym, społecznym i gospodarczym.
2. Kobieta i mężczyzna mają w szczególności równe prawo do kształcenia, zatrudnienia i awansów, do jednakowego wynagradzania za pracę jednakowej wartości, do zabezpieczenia społecznego oraz do zajmowania stanowisk, pełnienia funkcji oraz uzyskiwania godności publicznych i odznaczeń”.
Teoretycznie więc wszyscy jesteśmy równi pod względem praw i obowiązków w każdej dziedzinie życia. W praktyce jednak art. 33 konstytucji nadal ma raczej wartość postulatywną. Wystarczy porównać różnice między zarobkami kobiet i mężczyzn czy utrudnienia na ścieżce awansu zawodowego wobec „zagrożenia” macierzyństwem. I chociaż wiele wzorców przejęliśmy z kultury Zachodu, nadal istnieją profesje, którym kobietom „nie wypada” wykonywać. Gender w polskim wydaniu ma się więc bardzo dobrze i niewiele wskazuje na rewolucję w tym względzie. To raczej stopniowa ewolucja. Coraz mniej się dziwimy, widząc mężczyzn zajmujących się prowadzeniem domu i kobiety na eksponowanych stanowiskach (na marginesie – w ostatnich kilkunastu miesiącach mieliśmy przecież dwie kobiety pełniące funkcje prezesa Rady Ministrów). Granice zawodów „męskich” i „kobiecych” też powoli się zacierają, choć nadal trudno znaleźć kobietę, która jest elektrykiem czy hydraulikiem, albo mężczyznę trudniącego się zawodowo opieką nad niemowlętami. Ciągle określone wybory mężczyzn i kobiet stają się mniej lub bardziej „normalne”. I tutaj różne przejawy niesprawiedliwości są, niestety, postrzegane jako norma, nie tylko w zakresie działalności zawodowej.
Egalitarna ideologia gender, która jest chyba najbardziej wyrazista i bliska szeroko definiowanemu feminizmowi, wskazuje na kod kulturowy, który dyskryminuje kobiety praktycznie w każdej dziedzinie życia. Nadal silnie ukorzenione w polskiej tradycji pojęcie „głowa rodziny” przypisuje rolę przywódczą mężczyźnie. To on jest odpowiedzialny za utrzymanie rodziny i zapewnienie jej wszechstronnego bezpieczeństwa; zarazem ma możliwości rozwoju i realizowania własnych ambicji zawodowych. W tym układzie kobieta jest tradycyjną strażniczką ogniska domowego – zamkniętą w czterech ścianach, bez możliwości awansu społecznego i zawodowego. Mowa tu oczywiście o zamierzchłym modelu, niemniej niektóre jego elementy nadal są zaskakująco żywe w XXI wieku. Nadal przecież „męska duma” nie pozwala na wykonywanie czynności, które są tradycyjnie uznawane jako domena kobiet.
W gąszczu niezrozumienia
Podważanie wartości czy wręcz sensu społecznego przypisywania ról kobiet i mężczyzn rodzi wiele nieporozumień. Z jednej strony oczywiście można zakwestionować wszelkie podziały, uwzględniając choćby cytowany wcześniej art. 33 konstytucji. Z drugiej zaś strony wyjście poza schemat płci kulturowej w wielu przypadkach jest tematem tabu. Ideologia gender nie powinna być traktowana z oburzeniem, skoro definiuje jedynie schematy, do których przywykliśmy od dziesięcioleci, lecz nie zawsze chcieliśmy o nich mówić.
A co z dziećmi? Tu również nie brakuje nieporozumień. Duże emocje budziły doniesienia medialne, że w jednym z przedszkoli, w ramach eksperymentu, chłopcy mieli przebierać się za dziewczynki, łącznie z nakładaniem peruk, sukienek i malowaniem paznokci. O ile same założenia takiego eksperymentu opierały się zapewne na szczytnych ideach podkreślania równości, o tyle można powątpiewać, czy pięcioletnie dzieci były w stanie wyciągnąć odpowiednie wnioski z takiego eksperymentu. Można raczej przypuszczać, że był on odebrany jako niezrozumiała, być może nawet ośmieszająca mistyfikacja. Tego typu zagadnienia powinny być poruszane wśród zdecydowanie starszych dzieci, i to niekoniecznie przy użyciu tak radykalnych środków. Na drugim biegunie są panie przedszkolanki, które zabraniają bawić się chłopcom lalkami, a dziewczynkom – samochodami, bo to „nie wypada”.
Czy ideologię gender należy odbierać jako zagrożenie? Jak twierdzą jej zwolennicy, w żadnym przypadku jej celem nie jest niszczenie tradycyjnych wartości rodzinnych ani, tym bardziej, namawianie kogokolwiek do zmiany płci. Płeć społeczna nie powinna kolidować z płcią biologiczną, mimo że oba te pojęcia często się przenikają. Co jest więc ważne? Kształtowanie świadomości, że człowiek rodzi się obdarzony prawem wolnego wyboru swojej drogi życiowej, nawet wówczas, gdy nie jest ona społecznie akceptowana ze względu na schematy obowiązujące w danym kręgu kulturowym. O ile nie łamiemy norm prawnych i etycznych, możemy dokonać wyboru zgodnego z naszymi zainteresowaniami i pasjami. Kobiety i mężczyźni zawsze będą się różnić, ale płeć biologiczna nie powinna nigdy być powodem do dyskryminacji.