Ona – Polka, on – Albańczyk. Ich drogi połączyły się w słonecznej Grecji i podążyły w jednym kierunku: najpierw do Polski, a stamtąd, po ponad dekadzie, do Albanii. Lidia, autorka bloga Familia w Albanii, opowiada o tym, czym jest dla Albańczyków rodzina i jaką rolę odgrywają w niej jej najmłodsi członkowie – dzieci.
Czy słowo familia ma to samo znaczenie dla Albańczyka, co dla Polaka?
Kiedy poznałam mojego obecnego męża, bardzo urzekło mnie to, jak bardzo jest rodzinny. Dużo częściej niż moi koledzy z Polski wspominał w rozmowach ze mną o rodzicach, codziennie do nich dzwonił. Zauważyłam, że ma z nimi świetny kontakt, czym jeszcze bardziej mnie do siebie przekonał. To on tak naprawdę nauczył mnie, co oznacza rodzina. Dzięki niemu ja i moi rodzice zbliżyliśmy się do siebie.
W Albanii rodzina jest bardzo ważna, a największym poważaniem cieszą się w niej osoby starsze. Dla przykładu gdy przychodzi się w odwiedziny do babci, daje się jej pieniądze, co tylko potwierdza panującą w albańskiej rodzinie hierarchię.
Tutaj zawsze można liczyć na pomoc najbliższych, także materialną. Kiedy teściowie ulegli wypadkowi, przez szpitalną salę przewinęły się tabuny ludzi, a każdy z nich zostawił jakąś kwotę pieniędzy. Podobnie było, gdy kuzyn mojego męża zamarzył o studiach w Anglii. Złożyła się na nie cała rodzina. Tak system rodzinny skutecznie zastępuje system socjalny, który w Albanii w zasadzie nie istnieje.
Jak wygląda życie rodzinne w Albanii?
Albańczycy chętniej spędzają czas z rodziną niż ze znajomymi. Czasem staje się to wręcz obowiązkiem, jak w Sylwestra, kiedy do północy trzeba bawić się w gronie najbliższych. Byłoby niewybaczalnym faux pas, gdybym odmówiła udziału w takim spotkaniu. W tym czasie jemy, rozmawiamy, obdarowujemy się prezentami, składamy sobie życzenia i dopiero wtedy możemy wyjść na imprezę do klubu czy pobawić się w gronie znajomych.
Wspólnie spędzacie również Boże Narodzenie? Albania to przede wszystkim kraj muzułmański.
Rodzina męża nie jest katolicka, mimo to świętujemy razem przy choince i tradycyjnych potrawach wigilijnych, które przygotowuję. Albańczycy chętnie kultywują wybrane zwyczaje religijne, co można odczytywać jako wyraz szacunku dla różnorodności wyznaniowej, jaka panuje w tym kraju. Mój syn nie ma na przykład ferii zimowych, ale wolne z okazji świąt katolickich, islamskich, prawosławnych. Generalnie religia nie odgrywa jednak w życiu mieszkańców dużej roli, nie rozmawia się o niej, nikogo się o nią nie pyta. Z tego też powodu bardzo często zdarzają się małżeństwa mieszane, na przykład katolików z muzułmanami czy muzułmanów z prawosławnymi.
Jak została Pani przyjęta w Albanii – kraju, który przez lata był zamknięty na obcokrajowców?
Albańczycy są bardzo uprzejmi. Nawet jeśli coś im się nie podoba, nie okazują tego, wyznając zasadę “gość w dom, Bóg w dom”. I rzeczywiście rodzice męża przyjęli mnie bardzo życzliwie. Zorganizowali duże przyjęcie z tańcem i śpiewem.
Na blogu wspomina Pani, jak na pierwszym spotkaniu z rodziną Pani męża przyszli teściowie poddali Panią tzw. sprawdzaniu genów, czyli wypytali o choroby genetyczne w rodzinie z myślą o przyszłych potomkach. Albańczycy podchodzą praktycznie do związków?
Kiedyś w Albanii normą były małżeństwa kojarzone, a śluby zawierali członkowie tych samych klas społecznych. Ważne też było, aby rodziny dobrze ze sobą żyły – w przyszłości czekały ich przecież częste spotkania. Obecnie w Albanii już się nie aranżuje małżeństw. Mój mąż, podobnie jak jego rodzeństwo, samodzielnie wybrał sobie partnerkę i nikt nie ingerował w jego decyzję, choć teściowa ubolewała, że zabiorę jej syna do Polski. Nasze pierwsze spotkanie pokazało jednak, że przywiązywanie wagi do dobrych genów jeszcze całkowicie nie zaniknęło, szczególnie w wioskach.
Jak wygląda model rodziny w Albanii?
W albańskich rodzinach rządzą przeważnie kobiety. Są wybuchowe i skłonne do awantur, a mężowie zwykle liczą się z ich zdaniem. Żony starają się jednak, choć z różnym skutkiem (śmiech), nie czynić swoim partnerom wyrzutów w miejscach publicznych, bo uderzyłoby to w godność ich męża, a w Albanii opinia innych jest istotna. Jeśli ją nadszarpniesz, ludzie przestaną cię szanować.
Tak naprawdę trudno mówić o jednym modelu rodziny, bo ten się zmienia w zależności od miejsca zamieszkania. W dużych miastach kobiety coraz częściej po urodzeniu dziecka idą do pracy. Inaczej jest na wsiach, gdzie matka mieszka przeważnie z dziećmi i rodzicami lub teściami. Zajmuje się domem i wychowaniem, z kolei mąż zarabia na utrzymanie, pracując za granicą.
Taka jest właśnie w Albanii rola męża i ojca – musi przede wszystkim zarabiać?
Tak. Nawet jeżeli oboje małżonków pracują, to mężczyzna powinien zarabiać więcej niż żona. To jednak nie znaczy, że kobiety mają mniej do powiedzenia w kwestiach finansowych. W mojej rodzinie za stan domowego budżetu również odpowiada głównie mąż, ale oddaje mi wszystkie pieniądze. Tak samo jest u teściów.
Jeżeli chodzi natomiast o spędzanie czasu z dziećmi, to wydaje mi się, że Albańczycy poświęcają im mniej uwagi niż Polacy. Popularnym zwyczajem jest zabieranie synów do kawiarni na spotkania, czy to służbowe, czy prywatne. To ma ich nauczyć życia, aby w przyszłości stali się tacy jak ich ojcowie. Dziewczynki raczej zostają w domach.
Na blogu pisze Pani o tym, że w albańskiej rodzinie najważniejsze są dzieci. To znaczy, że się je rozpieszcza?
Rzeczywiście, do pewnego wieku dzieci są tutaj bardzo rozpieszczane. Na wszystko im się pozwala, a każda sugestia ich uspokojenia czy zwrócenia im uwagi kończy się zawsze usprawiedliwieniem, że przecież one są jeszcze małe, więc mogą robić, co tylko im się podoba. Aż około szóstego roku życia przychodzi moment, kiedy z dnia na dzień dzieciom nie wolno już nic. Wymaga się od nich szacunku i dużej dyscypliny. To dla nich duży szok, trudno zrozumieć im tę zmianę i przywyknąć do nowej sytuacji.
W wychowaniu dziecka de facto bierze udział cała rodzina. Jeżeli są z nim problemy, to ich rozwiązanie nie zostaje wyłącznie na głowie rodziców – interweniują w tej sprawie dziadkowie, wujkowie i inne bliskie osoby.
Państwa synka do pewnego stopnia ominęło albańskie wychowanie, bo w pierwszych latach swojego życia mieszkał w Polsce. Jak zmieniła się jego codzienność po przeprowadzce do Albanii?
Na przeprowadzkę zdecydowaliśmy się późno – w momencie, gdy Dominik skończył 10 lat. Miał już przyjaciół, szkołę, ulubione miejsca, więc pozostawienie tego wszystkiego nie było dla niego łatwe. Po przeprowadzce bywało różnie: jednego dnia przyznawał, że życie w Albanii mu się podoba, innego, że wolałby wrócić do Polski. Nie ukrywam – rozdzierało mi to serce. Teraz na szczęście jest lepiej. Ma nowych znajomych i zauważam, że zaczyna projektować swoją przyszłość w Albanii. Jego nastawienie się zmieniło od czasu, gdy przenieśliśmy go z sąsiedniej szkoły publicznej do prywatnej. Okazało się, że poprzednia placówka miała bardzo niski poziom, a jako że Dominik w Polsce był bardzo dobrym uczniem, to się tam męczył. Teraz ma większy rygor, ale to mu odpowiada. Uczęszcza na ciekawe zajęcia dodatkowe, uczy się albańskiego, angielskiego, włoskiego.
W Albanii szkoły prywatne są popularne?
Tak, bo gwarantują wyższy poziom nauczania i możliwość dalszej edukacji za granicą. Niektórzy rodzice są gotowi wydać ostatnie pieniądze, aby wykształcić swoje dziecko. Trzeba jednak podkreślić, że w Albanii funkcjonują dwa typy szkół prywatnych. Jedne są bardzo drogie, organizowane głównie pod kątem amerykańskich uczniów, których jest tutaj dużo. Jeśli uczęszczają do nich albańskie dzieci, to wyłącznie z bogatych rodzin. Drugie są tańsze – to właśnie do jednej z takich szkół chodzi Dominik. Stać na nie już przeciętnych obywateli.
Co Państwa sprowadziło do Albanii po ponad dekadzie wspólnego życia w Polsce?
Dopóki mój syn był mały, mogliśmy sobie pozwolić na w miarę częste wizyty w Albanii. Kiedy jednak rozpoczął naukę w szkole, nasze wyjazdy stawały się rzadsze. Coraz bardziej doskwierał nam brak czasu na życie rodzinne. Większą część dnia zajmowała nam praca. W Albanii czas płynie wolniej, mniej się pracuje, bo – jeszcze raz powtórzę – to rodzina jest tam najważniejsza. Ten styl życia bardzo mi odpowiada i choć początki nie były łatwe, to nie żałuję decyzji o przeprowadzce.