Piękne popołudnie na placu zabaw w Gdańsku, dzieci biegają, wrzeszczą, śmieją się, przekomarzają, młodsze stawiają pierwsze kroki… i nagle słyszę krzyk jednej z matek na drugą matkę – że córki tej drugiej nie powinny wchodzić na zjeżdżalnię w miejscu, gdzie należy z niej schodzić. Córka tej pani jest uczona, że wejście jest jedno. Pomijam, że sparaliżowała dzieci swoim krzykiem a matki zwyczajnie zaniemówiły.
Bo co by nie powiedzieć, doszło do sytuacji nieco absurdalnej. Dzieci… jak wiemy dosłownie i w przenośni chodzą po ścianach. Jeśli nie wybiegają się na dworze, to w domu zapomnij o spokojnym wypiciu kawy. Raczej ubierz dres i trenuj niczym Neo z „Matrixa”. Sytuacja, którą przed chwilą Państwu opisałam okazała się być elementem zaskoczenia, bo przecież nie spodziewamy się zwłaszcza na placu zabaw… braku akceptacji dla normalnych zachowań dziecka. Zabronić dziecku wdrażania w życie wygibasów, zwisów i podwórkowych szaleństw to tak, jakby zabronić dziecku w ogóle zabawy. Okazuje się jednak, że niektórzy cierpią ogromnie, gdy zasady, jakie sami stosują – nie są respektowane przez otoczenie. Gdy tylko znajdą się w większym skupisku ludzi – w tym przypadku był to plac zabaw, szybko weryfikują, co jest dobre a co złe, komunikując głośno i stanowczo swoje zdanie. Musi to być bardzo obciążające dla osoby, której wiele rzeczy i zachowań innych ludzi zwyczajnie przeszkadza. A raczej doprowadza do furii. Chcąc, nie chcąc automatycznie wyobraziłam sobie, co się dzieje, gdy dzieci tej mamy przekraczają jej poziom akceptacji zachowań niepożądanych. Co będzie, gdy jednak wejdą na zjeżdżalnię inaczej niż mama mówiła. My rodzice jesteśmy traktowani przez nasze dzieci niczym testery cierpliwości. I to nie raz, nie dwa razy dziennie a ciągle. One nas kochają i absolutnie nie robią tego po to, żeby nas wytrącić z równowagi. Często przypisujemy naszym pociechom złe intencje i to je krzywdzi. Złościmy się na nie tak naprawdę z innych przyczyn. Nie dlatego, że tak długo się ubiera, a zaraz musi być w przedszkolu. Złościmy się, bo dopada nas stres, że przez slow dress naszego lwiątka spóźnimy się do pracy. A tam czeka dziś szef, księgowa i goście. Złościmy się często i niepotrzebnie.
Tak więc dla przypomnienia – plac zabaw – to cudowne miejsce dla naszych dzieci, przestrzeń dla ich rozwoju fizycznego, społecznego, emocjonalnego. Plac zabaw to miejsce nauki przez zabawę. To miejsce, w którym mózg dzieci się dotlenia, słońce daje witaminy a dzieci czują się w nim bardzo dobrze.
Dla dorosłych plac zabaw to przestrzeń rozwoju akceptacji dla pomysłów naszych dzieci. To miejsce, w którym też może na chwilę poczytasz ulubioną książkę, porozmawiasz z innym rodzicem, wymienisz się doświadczeniem. Wreszcie plac zabaw to miejsce, w którym możesz sam zacząć się bawić. Zachęcam by zdobyć się na odwagę, by powygłupiać się ze swoim dzieckiem, by uciekać, gonić się. Jak kto się zmieści, zjechać na zjeżdżalni 🙂 dzieci uwielbiają swoich rodziców, kiedy ci sami zaczynają być jak dzieci. I co ciekawe – po takich wspólnych zabawach – dziecko jest spokojne, pełne zaufania, zapatrzone w rodzica i posłuszne, jak nigdy dotąd. Bo Mama jest fajna! A Tata też jest supertatą, gdy jest taki śmieszny!
Kochani, życzmy sobie więcej zrozumienia dla dzieci i ich pomysłów. Bądźmy czasami przy dzieciach – jak dzieci. I zawsze Together!
Do usłyszenia!