Together Magazyn » Aktualności » Dziwne ogłoszenie z internetu, które może zmienić się w daleką podróż

Dziwne ogłoszenie z internetu, które może zmienić się w daleką podróż

Świat robi się coraz bardziej dostępny. W Europie wystarczy spakować bagażnik, zabrać dowód i w drogę. Podróże poza kontynent też są bardziej dostępne, co chwilę dowiadujemy się o nowych atrakcyjnych połączeniach lotniczych. Właściwie ogranicza nas tylko wyobraźnie… no i budżet. I dlatego powstają nowe sposoby na tańsze podróże. Coraz częściej słyszymy o podróżach kamperami, starymi busami, a o couchsurfingu słyszeli już chyba wszyscy. Ale pet sitting jest jeszcze owiany tajemnicą (przynajmniej do końca tego artykułu).

Pet sitting to forma podróżowania połączona z opieką nad zwierzętami. Właściciele zwierząt szukają opieki dla swojego pupila na czas wyjazdu i oferują w zamian możliwość darmowego pobytu u siebie w domu. A miłośnicy podróży i zwierzaków mogą z takiej oferty skorzystać. Okazuje się, że są portale internetowe, które łączą dwie strony tej nietypowej transakcji. Tak właśnie trafiliśmy na kotkę Lucy z Dubaju, gdzie polecieliśmy i opiekowaliśmy się nią przez 3 tygodnie.

Cała sprawa wydaje się dość nieprawdopodobna: pojechać gdzieś do obcego kraju, żeby zajmować się zwierzakiem pod nieobecność właściciela, nie znając wcześniej ani jednego ani drugiego. Ale tak właśnie się dzieje. Ludzie podróżują, wyjeżdżają służbowo, odwiedzają rodzinę i wtedy pojawia się problem opieki nad zwierzętami. Są psie i kocie hotele, ale te potrafią się cenić, no i nie tylko to martwi rodziny tych zwierzaków. Nie dość, że zwierzę zostanie bez znanych sobie opiekunów, to jeszcze w zupełnie obcym miejscu. A tymczasem może ktoś z bliska lub z drugiego końca świata, kto lubi podróże i zwierzęta, zgodziłby się przypilnować psa czy kota (czasami nawet konia, papugi czy stadka kurczaków) i zająłby się domem w zamian za możliwość pobytu? Brzmi dobrze.

Kiedy znaleźliśmy ogłoszenie z Dubaju znajomi i rodzina pytali nas „a co, jeśli to jakieś oszustwo?” albo „a co, jeśli Lucy okaże się tygrysem, przecież to Dubaj?!”. W zasadzie wyglądało to tak, że znaleźliśmy ogłoszenie na jakiejś stronie internetowej, zapłaciliśmy opłatę rejestracyjną i na podstawie tego kupiliśmy bilety lotnicze – brzmi rzeczywiście, jak historie ludzi oszukanych w internecie, podawane w serwisach informacyjnych. O ile nie spodziewaliśmy się tygrysa, to zanim nie poznaliśmy Lucy i jej rodziny, sami wcale nie byliśmy pewni, czy nie skończymy w Teleexpresie.

Na szczęście zamiast tego wylądowaliśmy w Dubaju z kotką Lucy. I to było naprawdę niesamowite doświadczenie. Przez ten czas poznaliśmy Dubaj i jego okolice: pachnące kadzidłami i przyprawami souki, czyli arabskie bazary, daktylowe oazy, gdzie daktyle sypią się jak jabłka w naszych sadach jesienią, kamieniste góry Hajar, piękny meczet Szejka Zayeda w Abu Dhabi i sam Dubaj, z najwyższym na świecie Burj Khalifa – co szczególnie zrobiło wrażenie na naszym najmłodszym podróżniku, który jest równocześnie fanem wszelkich budów i konstrukcji, zwłaszcza takich największych – i tysiącem innych wieżowców lśniących szklanymi fasadami nad brzegiem kanałów i fontann. Zdążyliśmy też poznać Dubaj od strony codziennych zakupów, spacerów po osiedlu, rozmów z sąsiadami, pikników na pustyni, a nawet przypadkowej wizyty w domowym zoo Szejka Dubaju.

Doświadczyliśmy wielu wrażeń, ale sam pet sitting był dla nas ciekawą przygodą, a dla Igora wyjazd do Dubaju zamienił w podróż życia. Na pytanie, które z miejsc dotychczas odwiedzonych, podobało mu się najbardziej, odpowiada „Dubaj!”. A dlaczego? Przez Lucy.

Przez te trzy tygodnie Igor przeszedł prawdziwą ewolucję. Od pytania, w którym sklepie można kupić kota, po pytanie „czy jak jedziemy do miasta na kilka godzin, to Lucy sobie sama poradzi?”. Patrzenie na ich wspólne zabawy, na to, jak Lucy od niechcenia pokonywała kolejne labirynty z poduszek, zbudowane przez Igora, na to jak razem spali (dopóki rano Lucy nie postanowiła zapolować na Igora stopy ruszające się pod kołdrą), jak Igor się o nią troszczył… wszystko to było ogromną radością. Potem tylko żal było się pożegnać. Jednak w okolicach Chicago czekają na nas dwa koty, z którymi mamy nadzieję, też uda nam się zaprzyjaźnić w kwietniu.

Tekst: Sylwia Kołpuć/ Blog Tu i Wszędzie

4.6/5 – (5 głosów)