Fanom sportów wodnych nie trzeba przedstawiać Zofii Klepackiej. Brązowa medalistka Igrzysk Olimpijskich w Londynie od lat nie opuszcza czołówki światowego windsurfingu. Rokroczne sukcesy w sporcie z powodzeniem godzi z byciem mamą dwóch rozkosznych maluchów, a przy tym jest osobą zawsze uśmiechniętą i pełną energii.
Pozwolę sobie tutaj na mały wybieg osobisty, znam bowiem Zosię od wielu lat, kiedy jeszcze jako młoda zawodniczka próbowałam pływać jak ona – niestety, bezskutecznie. Z własnych doświadczeń mogę zapewnić każdego, że jest to osoba na wskroś dobra i pomimo tak licznych sukcesów – bardzo skromna. Nie mogłam więc nie poprosić jej o udzielenie mi wywiadu.
Co Zosia robi na łamach naszego magazynu rodzinnego? Myślę, że zajmuje tutaj miejsce jak najbardziej zasłużone. Jej wielka miłość do dzieci zauważalna była od zawsze. Od lat działa aktywnie na rzecz Fundacji „Hey Przygodo”. Podbiła serca wielu Polaków, oddając na licytację medal olimpijski, aby zebrać fundusze na leczenie swojej sąsiadki – chorej na mukowiscydozę Zuzi Bobińskiej. Ostatnio natomiast została ambasadorem tegorocznych obchodów Światowych Dni Młodzieży.
Nie miałam wcześniej okazji zapytać, więc teraz to robię: jakie to uczucie zdobyć medal olimpijski?
Wspaniałe! Co najmniej jakby się latało w chmurach albo poleciało w kosmos. Jednym słowem: odlotowe. Taki sukces ucieszył mnie tym bardziej, że bardzo ciężko na to pracowałam, a medal dosłownie „wyszarpałam” w ostatnim wyścigu.
Wracając na ziemię, jakie są Twoje najbliższe plany treningowe?
Sezon na dobre się rozpoczął, więc grafik robi się coraz bardziej napięty. Już za kilka dni czeka mnie start w Pucharze Świata we francuskim Hyeres, gdzie, jak zawsze zresztą, liczę na jak najlepszy wynik. Po wyjeździe do Francji powrót do domu i krótki odpoczynek. Potem czekają mnie regaty zaliczane do Pucharu Polski i cykliczne już zawody Pucharu Europy w holenerskim Medemblik. Punktem kulminacyjnym będą z pewnością lipcowe Mistrzostwa Europy w Finlandii, gdzie pojedziemy na zgrupowanie już w czerwcu, aby poznać tamtejszy akwen. Bardzo ważnym elementem naszej pracy jest również pomoc w przygotowaniach tegorocznych olimpijczyków, Gosi Białeckiej i Piotrka Myszki, do startu w Rio de Janeiro.
Wybiegając bardziej w przyszłość, jakie są Twoje dalsze plany sportowe? Czujesz, że powoli chcesz kończyć czy nadal masz zamiar zawodowo pływać?
Póki co, nadal trenuję, w czym, na szczęście, wciąż się realizuję jako sportowiec. Cały czas udaje mi się utrzymać formę i pływać w czołówce. Jeżeli zaś chodzi o konkrety, mam zamiar pozostać na „ringu” do Tokio, wpierw do przyszłorocznych mistrzostw świata, a może i do przyszłych igrzysk olimpijskich w 2020 roku.
Co dalej, już po zakończeniu kariery sportowej? Masz jakiś pomysł?
Jak najbardziej. Już w czerwcu otwieram, wraz z moim partnerem, Michałem, wakepark w Zielonce pod Warszawą, gdzie mieszkamy z dziećmi. Do szczęścia brakuje nam zaledwie kilku formalności. Oprócz oferty komercyjnej dla każdego, mamy zamiar utworzyć grupę szkoleniową dla najmłodszych. Wakeboard ma zagościć jako dyscyplina pokazowa na Igrzyskach Olimpijskich w Rio, a w przyszłości może się stać jedną z konkurencji olimpijskich, myślę więc, że warto zachęcać młodzież do uprawiania tego sportu.
Nie chciałabyś kiedyś zostać trenerem windsurfingu? Przecież znasz się na tym jak mało kto…
Przyznam, że nie bardzo chcę szkolić kogokolwiek. Nie widzę siebie w tej roli, natomiast zawsze chętnie służę pomocą i mogę doradzić w tej materii każdemu, kto o to poprosi.
Z racji uprawianego sportu bywasz dość często nad morzem. Lubisz Trójmiasto i jego żeglarskie akweny?
Bardzo. Zawsze gdy jestem w Trójmieście, odwiedzam z całą rodziną gdańską starówkę, w Sopocie obowiązkowo idę na „Monciak”, często też spaceruję po gdyńskim porcie. Jeżeli zaś chodzi o warunki do pływania, macie tu całą gamę atrakcji. Sopot oferuje głównie wiatr od brzegu, z dużymi zmianami, co nieraz miesza w wynikach podczas regat. Gdańskie Górki Zachodnie są super – można się spodziewać większej fali, porządnego wiatru. Właściwie wszystkie dostępne możliwości skupiają się w tym jednym miejscu, dlatego jest ono tak dobre do treningu. Poza tym to właśnie tutaj znajduje się ośrodek olimpijski.
Kiedy znów zawitasz w Trójmieście?
Być może uda mi się przyjechać w maju. Na pewno będę w Krynicy Morskiej, gdyż tam po raz pierwszy odbędą się zawody z cyklu Puchar Polski. Powinnam się też zjawić w czasie wakacji, ale podejrzewam, że na krótko. Po otwarciu wakeparku czeka nas z Michałem mnóstwo pracy. We wrześniu natomiast w Górkach Zachodnich odbędą się Mistrzostwa Polski, w których z pewnością wezmę udział. Może Ty też byś wystartowała?
Ja…?
Pewnie, tak dla zabawy. Załatwiłabym Ci sprzęt.
Brzmi kusząco, ale póki co kolejne pytanie: podczas wielu swoich podróży odnalazłaś miejsce, do którego najbardziej lubisz wracać?
Tak, bardzo lubię wracać do Pucka. Czas, który tam spędziłam podczas licznych zawodów i zgrupowań, wspominam bardzo ciepło, ze względu na sprzyjający wiatr, ale przede wszystkim na ludzi, których znam od dziecka.
A jakieś miejsca poza granicami kraju…?
Przyznam, że ostatnio najchętniej spędzam czas w Polsce. Tutaj pływam i odpoczywam.
Przyznam się, że jedną z rzeczy, która mnie najbardziej interesuje, to odpowiedź na pytanie, które pewnie już nieraz słyszałaś: jak udało Ci się pogodzić macierzyństwo z sukcesami w sporcie?
Trzeba mieć dużo motywacji i zaparcia. Ale tak naprawdę dzieci nie przeszkadzały mi w mojej karierze. Wręcz przeciwnie – były i są dla mnie ogromną motywacją. Faktem jest, że planując jakikolwiek krok, należy to odpowiednio rozegrać logistycznie. Na całe szczęście, trenerzy nie robią mi żadnych problemów; ich przychylność ma tutaj bardzo duże znaczenie.
Trenowanie windsurfingu to ciągłe wyjazdy. Spędzasz tyle samo dni na wodzie co kiedyś?
Przyznam, że wyjeżdżam znacznie mniej niż kiedyś. Staram się poświęcać więcej czasu dzieciom. Nie oznacza to jednak, że nie traktuję sportu poważnie. Po prostu trenuję kiedy trzeba, a resztę wolnych chwil pozostawiam dla bliskich. Poza tym mniejszą liczbę treningów na wodzie nadrabiam wysiłkiem ogólnorozwojowym. Obecnie współpracuję z Pawłem Skrzeczem, wicemistrzem olimpijskim w boksie.
Dzieci często podróżują z Tobą?
Już nie. Mariano zaczął chodzić do szkoły, a Marysia od września będzie w przedszkolu. Synek przez pierwsze lata właściwie cały czas mi towarzyszył, co zresztą bardzo lubił. Z dwójką dzieci jest to znacznie trudniejsze, nie mówiąc już o kosztach. Ale tyczy się to głównie wyjazdów zagranicznych. W obrębie Polski podróżujemy rodzinnie, pakujemy rzeczy do busa i jedziemy.
Przy tym ograniczonym czasie wolnym planujesz jeszcze powiększyć rodzinę?
Tak, za kilka lat, czemu nie? Sama pochodzę z dużej rodziny, kocham dzieci i wiem, jakie to wspaniałe. Ponadto zauważyłam, że często starsze rodzeństwo opiekuje się młodszym, odciążając tym samym rodziców. Ale, póki co, chciałabym mieć trochę czasu dla siebie, zbudować coś własnego, rozwinąć rodzinny biznes. Od niedawna zaczęłam się uczyć gry na gitarze. Pamiętasz, jak kiedyś grałaś nam na zgrupowaniach? Teraz ja próbuję.
Jesteś osobą, która nie tylko czerpie z życia garściami, ale także lubi dawać coś od siebie. Jak wygląda Twoja aktualna działalność na rzecz Fundacji „Hey Przygodo”?
Nie działa do końca tak, jakbym tego chciała. Robię, co mogę na własną rękę, udzielam się społecznie. Jak tylko znajdę chwilę, ruszam do warszawskich szkół, promuję sport i zdrowy tryb życia wśród młodzieży.
Spodziewam się, że Twój rytm życia nie zostawia zbyt wiele czasu wolnego, ale jak już uda Ci się znaleźć chwilę, co robisz?
Poza spędzaniem jak największej ilości czasu z rodziną i wspomnianą przed chwilą grą na gitarze, lubię czytać – przede wszystkim książki historyczne. Od lat interesuję się historią Polski. Najpierw zaczytywałam się w tematach związanych z II wojną światową, przede wszystkim ze względu na rodzinne historie; dziadek wraz ze swoim bratem działali w konspiracji, w czasach wojennych. Ostatnio jednak postanowiłam zagłębić się w okres nieco dawniejszy. Tym bardziej, że mój siostrzeniec urodził się w rocznicę chrztu Polski.
Przyznam, że ta tematyka jest mi równie bliska. Wracając jeszcze na chwilę do windsurfingu, masz wrażenie, że poprzez trenowanie więcej zyskałaś? A może po drodze coś straciłaś?
Na pewno niczego nie straciłam. Trenowanie bardzo dużo mnie nauczyło. Poprzez sport pokonujesz swoje bariery, wszelakie trudności, które napotykasz na swojej drodze. To niezwykle kształtuje charakter, uczy walki z przeciwnościami losu. Te wszystkie elementy przenosi się na późniejsze życie. Dzięki temu jestem osobą zdyscyplinowaną, poukładaną.
Jak to wszystko się zaczęło – ta cała do dziś trwająca przygoda ze sportem?
Gdy byliśmy mali, tata zapisał nas do YKP (Yacht Klub Polski) na Wale Miedzeszyńskim. Zaczynałam od żeglarskiej klasy Kadet, ale przyznam, że nie bardzo mi się podobało. Aż pewnego dnia stanęłam na desce na Zalewie Zegrzyńskim i od razu wiedziałam, że to jest to.
Czy idąc za przykładem Twojego taty, będziesz zachęcać swoje dzieci do trenowania?
Myślę, że nauczę je pływać na desce, bo to wspaniały sport. Co zaś się tyczy trenowania, nic na siłę – muszą tego chcieć, a wtedy zawsze chętnie je wesprę.
Co odróżnia windsurfing od innych sportów?
Przede wszystkim kontakt z przyrodą, z Matką Naturą. Masz wrażenie, że jesteś bliżej Boga.
Czy jesteś szczęśliwa?
Jestem bardzo szczęśliwa. Mam dwójkę wspaniałych i zdrowych dzieci, realizuję się we wszystkich ważnych dla mnie dziedzinach życia, przede wszystkim jako mama, ale też jako sportowiec.
Dziękuję Ci za rozmowę.
Również dziękuję.
Tekst i wywiad: Milena Rudzińska