Together Magazyn » Aktualności » Niejadek niejedno ma imię

Niejadek niejedno ma imię

Niejadek” – jakże często słyszymy to określenie. I chociaż może opisywać dziecko w dosłownie każdym wieku, to najczęściej ma różne znaczenia. Niejadkiem jest przecież maluch, który przy jedzeniu grymasi. Ziemniaki muszą być bez koperku, a w zupie absolutnie nie może pływać pietruszka… Ale nie tylko.

Niejadek to również dziecko, które mało je lub nie je tyle, ile chcieliby jego rodzice. Niejadek słabo przybiera na wadze oraz je bardzo wybiórczo lub boi się jedzenia. Przyjmowanie pokarmów o określonej fakturze, kolorze, wykluczanie całych grup produktów – to również typowe dla niejadka. Jogurt? Owszem, ale bez owoców. Kanapka? jak najbardziej, ale tylko pokrojona w kosteczkę, bez masła, a ser musi leżeć obok pieczywa, nie zaś na nim.

Jest się czego obawiać?

A zatem określenie „niejadek” ma wiele znaczeń. Jedno jest jednak pewne – dla rodzica niejadka stanowi to ogromny problem. Bo skoro dziecko nie je lub ma słaby apetyt, to z całą pewnością jest chore lub za moment będzie, nie urośnie, spadnie jego odporność. Będzie też miało problemy z koncentracją, a co za tym idzie – z nauką. Nie będzie miało siły na zwykłą, codzienną aktywność.

Tak, to codzienne obawy rodziców. Czy słuszne? To już zależy od powagi sytuacji. Wiadomo przecież, że my, rodzice, mamy tendencję do przekarmiania naszych dzieci. Porcje oferowane dzieciom są zdecydowanie zbyt duże, a my wciąż się dziwimy, dlaczego dziecko nie chce jeść „za mamusię”, „za tatusia” lub kiedy „leci samolot”. Dodatkowo między posiłkami oferujemy całą masę przekąsek; owoc w tubce lub woda owocowa to, niestety, dosyć częste substytuty prawdziwej porcji witamin.

Nie tylko jedzenie

W grupie niejadków są oczywiście też dzieci z prawdziwymi problemami. One nie chcą jeść, bo nie mogą, boją się lub nie potrafią. Zanim trafią do właściwego specjalisty, zdobywają spory bagaż negatywnych doświadczeń związanych z przyjmowaniem pokarmów. A szkoda, bo posiłek to coś więcej niż tylko zabijanie głodu. To stół, przy którym siada rodzina; to wspólne rozmowy i wspólnie spędzony czas. Rodzinne posiłki to dialog, to celebrowanie, wreszcie – kolory, smaki, zapachy, jednym słowem: uczta dla zmysłów. Zazwyczaj do spożywania pokarmów nie wybieramy miejsc nieprzyjemnych, unikamy jedzenia z osobami, których nie darzymy sympatią.

Terror” dorosłych

Niestety, dla dziecka wykazującego trudności z jedzeniem już sama pora posiłku kojarzy się negatywnie. Jeżeli dodamy do tego nadreaktywne reakcje na zapachy, smaki, dźwięki lub dotyk, które często są przyczyną problemów z jedzeniem, okaże się, że nie ma najmniejszej szansy na to, by dziecko czerpało przyjemność z posiłku. Należy do tego dodać zachowanie zdesperowanego rodzica, który nie tylko prosi i zachęca, ale też każe, krzyczy i… zmusza do jedzenia. Czy można mu się dziwić? Przecież pediatra nakazał, że dziecko musi jeść, bo w siatkach centylowych jest coraz niżej, dziadkowie się martwią, a koleżanka powiedziała, że ona to by go nauczyła jeść w dosłownie chwilę… Po tym wszystkim trudno się dziwić, że rodzice posuwają się do najprzeróżniejszych pomysłów. Karmienie przed telewizorem, tabletem lub w samochodzie staje się standardem.

Poznając historie moich małych pacjentów, dla których przyjmowanie pokarmów wiąże się z ogromnym stresem, wiem, że dużo osób mówi o jedzeniu, ale tylko garstka z nich zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. Bo jak wytłumaczyć zachowanie nauczycieli, którzy za wszelką cenę pragną udowodnić, że nauczą dziecko jeść? Każą przetrzymywać w buzi jedzenie, straszą dokładkami lub zabraniem deseru. Czy można pozbawiać przywilejów dziecko, które ma problem z jedzeniem?

Nie zawsze wina rodziców

Tak się złożyło, że od małego wpaja się nam do głów, iż mężczyzną jest ten, który potrafi naprawić samochód, a matką – ta, która ugotuje i wykarmi dziecko. Ale życie pisze różne scenariusze i wówczas się okazuje, że niekoniecznie czujemy się spełnieni jako rodzice. „Gdzie popełniliśmy błąd?” – pytają mnie często rodzice. I tu okazuje się, że problem jest znacznie głębszy, a czasami wcale nie dotyczy rodziny. Tylko dokładna analiza problemu i pełna diagnoza pozwalają na stworzenie planu terapii i udzieleniu rodzinie stosownej pomocy. Dlatego jeśli jako rodzic słyszysz: „Daj mi go, a nauczę go jeść” albo: „Jesteś dla niego za miękki”, to znak, że musisz czym prędzej uciekać. Od takich rad należy trzymać się z daleka. Co zatem robić? Na to pytanie nie da się udzielić jednej odpowiedzi, bo przecież niejadek niejedno ma imię.

Marta Baj-Lieder

Oceń