Together Magazyn » Więcej » Kuchnia » „W święta nie jestem MasterChefem”

„W święta nie jestem MasterChefem”

Nie lubi postanowień noworocznych, ale lubi poniedziałki i swoją pracę. W życiu kieruje się dewizą Carpe diem, a w międzyczasie spełnia swoje marzenia. Dzięki realizacji jednego z nich, może w pracy bez wyrzutów sumienia kosztować pyszne potrawy i podziwiać piękny widok za oknem. Rozmowa z Basią Ritz – zwyciężczynią pierwszej polskiej edycji programu MasterChef.

Lubisz poniedziałki?

Tak, i to bardzo! Ale dopiero od półtora roku. Poniedziałek nigdy nie należał do moich ulubionych dni tygodnia, do momentu, kiedy został jedynym wolnym dniem. Mój punkt widzenia diametralnie się zmienił.

Tym momentem było otwarcie własnej restauracji ritz, w której pełnisz funkcję szefa kuchni. Na czym właściwie polega Twoja praca? Kroisz, mieszasz i gotujesz, czy tylko szefujesz?

Kroję, mieszam, gotuję, sprzątam, robię zakupy. Jestem kucharzem z krwi i kości. Staram się uczyć i przybliżać moją filozofię ludziom, którzy ze mną pracują. Staram się także czuwać nad każdym talerzem, który opuszcza moją kuchnię. Kiedy tylko znajduję na to czas, patrzę również czy na sali jest wszystko OK.

Czas… Wiem, że cierpisz na chroniczny brak czasu. Co zatem robi Basia Ritz, że dwudziestoczterogodzinna doba jest dla niej za krótka?

Pracuję. I to przez sześć dni w tygodniu, od ósmej do dwudziestej trzeciej, często nawet dłużej. Jestem zaopatrzeniowcem, sprzątaczką, kucharką, właścicielem restauracji. Jestem szefem kuchni, a nie tylko twarzą i nazwiskiem, a co się z tym wiąże, codziennie układam menu i gotuję dla moich gości.

Wypełniająca Twoją dobę praca, czyli prowadzenie własnej restauracji, było Twoim marzeniem, które po wielu latach się spełniło. Czy wszystko poszło zgodnie z planem?

Szczerze mówiąc, byłam i jestem bardzo mile zaskoczona, że w tak krótkim czasie odnieśliśmy tak wielki sukces. Mamy bardzo wielu stałych gości, którzy do nas chętnie wracają i czują się u nas po prostu jak z wizytą u przyjaciół. To było i jest moim celem i marzeniem, które się spełniło.

Czy na etapie planowania otwarcia lokalu, myślałaś o tym, że kogoś szczególnie chciałabyś w nim przyjąć?

Nie miałam specjalnych gości na swojej liście. Każdego gościa traktujemy z taką samą uwagą i poświęceniem. Każdy jest dla nas tak samo ważny.

…i goszczony w bardzo rodzinnej atmosferze. Klientom ritz proponowane jest przejście na „ty”. To prawda? Czy Polacy są na to gotowi?

Tak, to się zdarza, ale przeważnie tylko w sytuacjach, jeżeli część gości przy danym stoliku już znam i jestem z nimi na „ty”. Nie zauważyłam, żeby komuś to przeszkadzało. Wręcz odwrotnie – wydaje mi się, że moi goście są bardzo mile zaskoczeni i od razu czują się swobodniej.

W wywiadach powtarzasz, że wielką przyjemność sprawia Ci przygotowywanie potraw dla innych. A lubisz kiedy gotuje się dla Ciebie?

Uwielbiam! (śmiech – red.)

Zatem pewnie często chodzisz do innych restauracji. Jesteś wymagającą klientką?

Niestety nie mam czasu na chodzenie do restauracji. W tym jedynym dniu, kiedy nie pracuję, przeważnie zostaję w domu, nadrabiam zaległości „biurowe” czy też mailowe. Jeżeli jednak uda mi się gdzieś wyskoczyć, jestem wdzięczna za każdy smaczny i świeży posiłek.

Dla wielu kobiet temat gotowania i jedzenia łączy się z dążeniem do uzyskania lub utrzymania szczupłej sylwetki. Zastanawiam się, co na ten temat myśli kobieta – szef kuchni, której praca w dużej mierze polega na próbowaniu dań i smakowaniu nowych potraw?

U mnie w domu od lat mówiło się, że można, a nawet powinno się, jeść wszystko. Trzeba to jednak robić z umiarem. Do tego trochę ruchu i nie widzę problemu!

Zanim otworzyłaś restaurację, przez dwadzieścia pięć lat mieszkałaś w Niemczech, gdzie zajmowałaś się prowadzeniem kancelarii adwokackiej męża. Jak po tylu latach odnalazłaś się w Polsce?

Szczerze mówiąc, nie było to łatwe. Codzienność gastronoma w Polsce to naprawdę trudny kawałek chleba. Przede wszystkim trzeba walczyć o produkty dobrej jakości i nie jest to oczywistością, że nawet na specjalne zamówienie dojadą na czas.

Po sukcesie w MasterChefie zdecydowałaś się wrócić do rodzinnego Gdańska. Czy nie myślałaś o tym, że z biznesowego punktu widzenia może lepiej zamieszkać i otworzyć restaurację w Warszawie?

Uważam, że otwarcie restauracji w Gdańsku było z każdego punktu widzenia idealne. Moje prognozy zresztą się potwierdziły. Mało kto wierzył, że przetrwamy sezon. Później dawano nam góra dwa miesiące po sezonie. A jesteśmy i działamy naprawdę prężnie już od prawie półtora roku, i nie zamierzamy obniżać lotów. Nie mogę również pominąć faktu, że widok z okien mojej restauracji, a zarazem z mojej kuchni, zapiera mi codziennie dech w piersiach. Tego nie miałabym w Warszawie! (śmiech – red.)

Managerką Twojej restauracji jest Agnieszka Sulikowska, współuczestniczka programu MasterChef. Kto tworzy resztę ekipy ritz? Co brałaś pod uwagę dobierając zespół pracowników?

Agnieszka jest nie tylko managerem. Agnieszka wita gości z otwartymi ramionami i uśmiechem na twarzy. Jest moim dobrym duchem i jedną z osób, dzięki której ritz w ogóle istnieje i odniósł taki sukces.

Zawsze przy doborze mojego zespołu kieruję się przede wszystkim sympatią. Są to przecież ludzie, z którymi spędzam większą część mojego życia, więc musimy się po prostu lubić. Poza tym szukałam ludzi ambitnych, ciekawych, otwartych na świat i nowe wyzwania.

Co radzisz osobom, które kochają gotować i marzą o własnej restauracji? Czy udział w programie kulinarnym to dobry wybór?

Każdy musi wybrać drogę dla siebie. Nie każdy nadaje się do programów telewizyjnych. Nie da się jednak zaprzeczyć, że w moim przypadku był to naprawdę dobry start! Każdemu radzę jednak dobrze przemyśleć taką decyzję. Restauracja to praca na pełnych obrotach i to bez przerwy.

Czas przedświąteczny to w wielu polskich domach okres wzmożonego gotowania. Nie masz ochoty, tak dla odmiany, spędzić tego czasu z dala od kuchni? Czy jednak tytuł Masterchefa zobowiązuje?

Święta są dla mnie święte. Jak co roku spędzimy je wspólnie całą rodziną przy jednym stole zapełnionym smakołykami. I jak co roku będę pomagała z całych sił mojej mamie w ich przygotowaniu. W tych dniach jestem zawsze córką, nigdy Masterchefem.

Czy jest coś, bez czego nie wyobrażasz sobie świąt Bożego Narodzenia? Są to może potrawy?

Boże Narodzenia to dla mnie święta, które powinny być przede wszystkim pełne miłości. Potrawy tylko dopełniają te piękne chwile. Choinka, kolędy, wyczekiwanie na pierwszą gwiazdkę, z którą przyjdą drobne prezenty. Nie zaprzeczam jednak, to również barszcz, uszka, pierożki z grzybami, śledzie, makowce, pierniki… Długo by wyliczać!

Jakie są Twoje plany na nadchodzący 2016 rok? Jakieś postanowienia noworoczne?

Nie robię nigdy postanowień noworocznych. Staram się zawsze żyć w taki sposób, żeby niczego nie żałować i dawać z siebie wszystko. Carpe diem!

Oceń