Together Magazyn » Aktualności » Wyprawa 5 mórz: Bałtyk

Wyprawa 5 mórz: Bałtyk

Nasza wyprawa 5 mórz to w skrócie: 12 europejskich krajów, 3 miesiące w podróży, kąpiele w 5 morzach, trochę sprzątania plaż, niezliczona ilość rodzinnych, niezapomnianych chwil, trochę nauki i dwie firmy prowadzone zdalnie z samochodu, namiotu i wynajętych mieszkań. A bez skrótów? Bez skrótów opowiem w serii artykułów magazynu, który trzymasz i u nas na blogu tuiwszędzie.pl.

3 miesiące to długo, a 5 mórz jest daleko… No może poza Bałtykiem. Na taki wyjazd nie wystarczy już zabrać walizki pełnej ciuchów, gratów i sprzętów. Tak naprawdę w podróż trzeba zabrać cały dom: codzienne obowiązki, nasze firmy, naukę. Taka podróż to nie wakacje, gdzie można się odciąć od zwykłych spraw i deadline’ów w pracy. To bardziej teleportacja codziennego życia w inne miejsce. A potem w jeszcze inne i do następnego. Ale my to lubimy.

Jeszcze do niedawna byliśmy pracownikami wielkich korporacji i prowadziliśmy normalny tryb życia. Długie godziny spędzone w szklanych biurowcach, dojazdy, korki – tak jak podobno „się powinno”. Tyle że to wszystko powoli nas wypalało. Wówczas trafiliśmy trochę z przypadku na kilka miesięcy do Arkansas w USA, z dala od domu, bez własnego, latami dekorowanego mieszkania, gdzie toczyły się wojny przy wyborze kafli do kuchni i zlewu do łazienki. Bez szuflad i szaf pełnych „niezbędnych do życia” rzeczy, które gromadziliśmy latami. Mimo tego, że wszystko, co mieliśmy, mieściło się w 2 walizkach – niczego nam nie brakowało. Okazało się, że to nie przedmioty sprawiają, że czujemy się jak u siebie. Tylko wspólny czas, to co robimy razem, a nowe przeżycia i doświadczenia tylko tę więź wzmacniają.

Porzuciliśmy nasze dotychczasowe prace, założyliśmy własne działalności, poszukiwaliśmy kontraktów, które umożliwią nam częstsze i dłuższe wyjazdy. Po prawie 3 latach ja zamiast prawniczych pism piszę artykuły, bloga i robię zdjęcia, Grzesiek pracuje zdalnie w branży IT, a Igor ma swój aparat i często robi wagary od przedszkola. Więc wygląda na to, że stopniowo staliśmy się rodziną cyfrowych nomadów.

I tak w tej drodze ewolucji nomadów powstał pomysł na wyprawę wybrzeżami 5 mórz: Bałtyckiego, Egejskiego, Jońskiego, Czarnego i Adriatyckiego. A pierwsze morze z listy to nasz Bałtyk.

Podobno ludzie znad morza rzadko się kąpią. Oczywiście w morzu, żeby nie było nieporozumień w tak ważnej kwestii, jak higiena osobista. My mieszkamy w Gdyni i bardzo cenimy sobie bliskość Bałtyku. Morze daje nam wiele – przestrzeń do spacerów, miejsce do spotkań, ucieczkę z czterech ścian, szum fal. Nie ma chyba lepszego i bardziej kojącego dźwięku niż dźwięk fal rozbijających się o falochron na gdyńskim bulwarze, a plaża jest nigdy nienudzącym się placem zabaw. Ale przez dłuższy czas to nam wystarczyło i wcale nie potrzebowaliśmy do tego morza wchodzić, chyba że z wiaderkiem po wodę do piaskowych konstrukcji. Nie dotyczy to oczywiście Igora, bo jemu ani pogoda, ani temperatura wody nie są straszne. Ja też coraz częściej decydowałam się wejść za Igorem, ale Grzesiek to chyba z 7 lat się w Bałtyku nie kąpał. No i mamy 2018 rok, który dotąd pięknie nas obdarzał pogodą – rok powrotu syna marnotrawnego w wody Bałtyku. Tymczasem mamy tydzień do wyjazdu, a tu tylko chmury i deszcz. Mogliśmy się więc pocieszyć rowerami, trójmiejskimi lasami, spacerami nad morzem i na molo, ale pogoda na kąpiel nie nadchodziła.

– Musimy iść się wykąpać jutro – powiedziałam w końcu do Grześka w środę wieczorem – W piątek odjeżdżamy. Najwyżej zrobimy to na morsa.
– A Igor? My to jakoś przetrwamy, ale on?
– Żartujesz? On będzie pierwszy w wodzie. Nie odpuści żadnej kąpieli!

No więc przygotowałam dodatkowe ręczniki, krem z filtrem zostawiłam na półce i byliśmy gotowi na pływanie w Bałtyku. Ekwipunkowo, bo mentalnie to jednak nie bardzo.

Wstajemy więc w czwartek rano. I słońce. No ok. Wychodzimy na dwór: gorąco. Był taki upał, że z przyjemnością się schłodziliśmy zaraz po tym, jak znaleźliśmy kawałek wolnej parceli na plaży. Fajna ta nasza Gdynia. Szkoda odjeżdżać.

Pożegnaliśmy nasz Bałtyk, trójmiejskie lasy ze szczytu wieży widokowej i z siodełek rowerów, a teraz, gdy to czytacie, jesteśmy w drodze nad wybrzeże kolejnego morza: Morza Czarnego.

Autoutor: Sylwia Kołpućwww.rodzinanomadow.pl
Zdjęcia: Grzegorz i Sylwia Kołpuć

Oceń