Together Magazyn » Zdrowie » Rewolucja żywieniowa w szkołach

Rewolucja żywieniowa w szkołach

Od września tego roku w szkolnych sklepikach dzieci nie kupią już tzw. śmieciowego jedzenia. Zamiast słodkiej drożdżówki oferowane są kanapki z chleba razowego, zamiast tradycyjnych tuczących chrupek – chipsy z suszonych marchewek lub jabłek, a do picia jako zamiennik coli – woda lub soki bez cukru. Nowe przepisy obowiązują także wszystkie gdańskie placówki oświatowe.

 

1 września weszła w życie nowelizacja ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia, na mocy której w szkolnych sklepikach nie można już sprzedawać niezdrowego jedzenia. Z półek zniknęły batoniki, chipsy, słodkie bułki, a nawet białe pieczywo, kanapki z serem topionym czy salami i słodkie napoje. Nowe zasady dotyczą wszystkich placówek oświatowych: szkół podstawowych, gimnazjów i szkół średnich (oprócz szkół dla dorosłych), przedszkoli i żłobków. Zdrowa żywność musiała pojawić się nie tylko w sklepikach – także w szkolnych barach i stołówkach. Do działań przystąpił od razu Sanepid, który rozpoczął intensywne kontrole sprawdzające, w jakim stopniu sklepiki zastosowały się do nowych regulacji.

Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Gdańsku również zabrała się do pracy. Są już pierwsze wyniki. – Z wytypowanych do kontroli 46 sklepików szkolnych, 29 nie rozpoczęło jeszcze działalności handlowej w nowym roku szkolnym. Spośród skontrolowanych sklepików 29 proc. oferowało do sprzedaży produkty z kategorii wymienionych w rozporządzeniu, natomiast w 71 proc. stwierdzono niezgodności, polegające na sprzedaży m.in.: drożdżówek, batonów, soków i napojów z dodatkiem cukrów, produktów mlecznych o zbyt wysokiej zawartości cukrów i tłuszczów, wyrobów cukierniczych zawierających cukry, chipsów i lodów – informuje pomorski Sanepid.

 

Czy sklepiki szkolne w Gdańsku przetrwają?

Sklepiki mają trzy miesiące na dostosowanie się do przepisów, inaczej zapłacą wysokie kary – nawet do 5 tys. zł. Na wielu ajentów w całej Polsce padł blady strach. Z obawy, że nie zdołają utrzymać biznesu, sporo z nich od razu zrezygnowało. Ci bardziej odważni postanowili chociaż spróbować. W Gdańsku odsetek tych, którzy nie przestraszyli się nowych regulacji, jest dość wysoki. Dyrektorzy tutejszych szkół nie kryli obaw, że większość sklepików nie przetrwa żywnościowej rewolucji. Tymczasem nie jest tak źle.

Szkoła Podstawowa im. św. Jana de La Salle w Gdańsku już w roku ubiegłym podjęła starania, aby w szkolnym sklepiku dzieci nie miały dostępu do najbardziej tuczących i niezdrowych przekąsek. Pedagodzy prowadzili także z rodzicami pogadanki o zdrowym odżywianiu, co odniosło pozytywny skutek – uczniowie zamiast słodyczy na drugie śniadanie zaczęli przynosić z domu owoce i zdrowe kanapki. W tym roku placówka przymierza się także do zakupu maszyny do wyciskania soków. Obecnie w tutejszym sklepiku prowadzonym przez Annę Rajkowską-Dmuch można kupić robione na miejscu kanapki z ciemnego lub pełnoziarnistego pieczywa z pomidorem, twarogiem, szynką, żółtym serem czy z kiełkami, jogurty naturalne, owoce na sztuki, ciastka owsiane, a także suszone owoce, migdały i orzechy. Sporym powodzeniem wśród starszych uczniów i nauczycieli cieszą się także sałatki, np. grecka. Jak pokazuje przykład tej szkoły, nie taki diabeł straszny jak go malują, a dzieci odpowiednio zmotywowane z chęcią sięgają po zdrowe przekąski.

Na szczęście ten prozdrowotny trend widać także w innych gdańskich placówkach. Warto wymienić choćby Szkołę Podstawową nr 12 w Gdańsku, gdzie także już w poprzednich latach stopniowo zastępowano śmieciowe jedzenie tym zdrowszym: wprowadzono kanapki, soki z owoców i surówki. Tamtejsi uczniowie także są edukowani z zakresu zdrowego odżywiania. I są efekty: sklepik działa, a towar schodzi. Podobnie jest w Szkole Podstawowej nr 17, gdzie zmiany żywieniowe zaczęły się już wcześniej. Ajenci sklepików radzą sobie także w III Liceum Ogólnokształcącym im. Bohaterów Westerplatte oraz Szkole Podstawowej nr 8 na gdańskim Chełmie.

 

Niestety, nie wszystkie placówki z województwa pomorskiego tak bezproblemowo przeszły zmianę przepisów.

– Do 7 września bieżącego roku 21 ajentów zrezygnowało z prowadzenia sklepików szkolnych, natomiast część przedsiębiorców deklaruje czasowe zawieszenie działalności – informuje Pomorski Urząd Wojewódzki. W samym Gdańsku sklepiki szkolne zniknęły z Gimnazjum nr 3 na Chełmie, ze Szkoły Podstawowej nr 12 na Ujeścisku, ze Szkoły Podstawowej nr 16 na Oruni oraz z II i XIX Liceum Ogólnokształcącego we Wrzeszczu. W Szkołach Podstawowych nr 35 i nr 86 co prawda sklepiki teoretycznie wciąż istnieją, ale w praktyce ich ajenci nie podpisali jeszcze umów na ten rok szkolny. Czy sklepiki przetrwają? Jeśli pójdą za przykładem choćby Szkoły Podstawowej im. św. Jana de La Salle, to może się udać. Przyda się jednak dodatkowo edukacja żywieniowa wśród dzieci. A to już rola szkoły i rodziców.

Rewolucja żywieniowa w szkołach ma tyleż samo zwolenników, co przeciwników

             Ministerstwo Zdrowia, które odpowiada za projekt ustawy, do sprawy podeszło bardzo poważnie. Stworzyło restrykcyjny i wąski katalog produktów dopuszczonych do spożycia w placówkach oświatowych. Ajenci sklepików narzekają, że zbyt wąski. Przyznaje to nawet Dobrawa Biadun, ekspert Konfederacji Lewiatan skupiającej polskich przedsiębiorców, która twierdzi, że norm narzuconych ajentom przez ministerstwo nie spełnia większość lodówek w naszych domach.

Regulacja zasad żywienia uczniów znacznie ogranicza asortyment, jaki może być sprzedawany w szkolnych sklepikach. Na liście produktów dopuszczonych do spożycia są m.in. kanapki, ale pod warunkiem, że zrobione zostaną z chleba pełnoziarnistego lub razowego i nie będzie w nich serka topionego, majonezu, soli czy keczupu, do którego zużyto mniej niż 120 g pomidorów. Natomiast znajdujące się w kanapkach mięso nie może zawierać więcej niż 10 g tłuszczu w 100 g produktu. Z kolei jogurty i inne produkty mleczne nie mogą mieć w sobie więcej niż 10 g cukru i tłuszczu. Zabronione są także słodzone produkty zbożowe jak np. płatki śniadaniowe, przetwory owocowe typu musy i soki, a także ogórki kiszone.

Pomysł zmian nie podoba się sklepikarzom, ale za to zadowoleni są dietetycy, którzy uważają, że jest to krok w dobrym kierunku. Nowe wytyczne resortu zdrowia popiera także prezydent Gdańska. – Od dawna promujemy wycofanie ze szkół niezdrowych napoi i artykułów spożywczych. Skoro nie chcemy, aby nasze dzieci zapadały na choroby typu cukrzyca, to nie możemy udawać, że to co kupują na terenie szkoły nas nie obchodzi – tłumaczy na Facebooku Paweł Adamowicz.

Niestety, otyłość wśród polskich dzieci jest zatrważająca. Instytut Żywności i Żywienia opublikował najnowsze badania dotyczące otyłości i nadwagi u polskich dzieci oraz dorosłych. U ponad 22 proc. uczniów szkół podstawowych i gimnazjów stwierdzono nadwagę lub otyłość. Nie lepiej jest w samym Gdańsku. Lekarze z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego przez pięć lat w ramach projektu „6-10-14” przebadali 30 tys. dzieci z Gdańska. U 15 proc. z nich stwierdzono nadmiar masy ciała. Te dzieci mają obciążony układ kostny, słabszą wydolność krążeniową, gorsze wyniki ogólne, są także zagrożone złą samooceną i wykluczeniem rówieśniczym. Każdej próbie naprawienia tego stanu rzeczy warto więc przyklasnąć. Czy rewolucja żywieniowa w szkołach sprawi, że uczniowie zaczną się zdrowo odżywiać, a odsetek dzieci z nadwagą się zmniejszy? Czas pokaże.

 

Oceń