Jeśli ktoś interesuje się historią, zrozumie, jak to kiedyś wyglądało. Z motocykli, które produkowano w Polsce przed wojną, do dzisiaj przetrwało dosłownie kilkadziesiąt sztuk – to bezcenne unikaty. W Warszawie skala zniszczeń była ogromna, podobnie było w Gdańsku – zastanawiano się, czy jest jakiś sens odbudowywać miasto. Skoro w pył obrócono wielkie miasta, jak miały przetrwać małe zabawki? Niektóre egzemplarze jednak się uratowały i dziś trudno ocenić ich wartość, to wręcz niemożliwe, zwłaszcza dla takiego kolekcjonera jak pan Wojtek z Galerii Starych Zabawek
Autko na kluczyk
W 1928 rok firma Weinreb z Warszawy wyprodukowała pierwszy polski samochodzik na kluczyk – to była totalna sensacja. Wprawdzie na świecie takie zabawki były już produkowane od kilkudziesięciu lat, ale dla Polski to nie były łatwe czasy, stąd takie opóźnienie we wprowadzeniu na nasz rynek tej niesamowitej zabawki. To było bardzo ważne wydarzenie, bo dla Polaków bardzo ważne w tamtych czasach było wspieranie rodzimego, a nie niemieckiego rynku. Niestety, pierwszego samochodziku pan Wojtek w swojej kolekcji nie ma. Ma za to nakręcaną skaczącą żabę również wyprodukowaną przez Warszawską firmę Weinreb, którą możecie zobaczyć w Galerii Starych Zabawek na ul. Piwnej. Dlaczego data wypuszczenia pierwszego mechanicznego autka w Polsce jest tak ważna? Bo od niej mija zaledwie 11 lat i wybucha II wojna światowa. To pokazuje, jak mało czasu na rozwój miał w Polsce przemysł zabawkarsk
Blaszane zabawki
W kolekcji pana Wojtka znalazło się za to inne cudo. To autko wzorowane na zabawce firmy Weinreb, ale wyprodukowane w 1934 roku w warszawskiej fabryce Szparag i Rubin. Fabryka ta specjalizowała się właśnie w produkcji blaszanych zabawek. Autko jest niesamowite. Nie dość, że po nakręceniu jeździ do przodu i do tyłu, to nawet świecą się mu światła! Aż trudno uwierzyć, że 85 lat temu takie rzeczy były możliwe! Kolejna niesamowita przedwojenna zabawka to samolot firmy Minerwa, produkowany od połowy lat 30. Po nakręceniu kluczykiem zaczyna obracać się w nim śmigło, a z karabinu sypią się iskry. Podejrzewano, że podobna zabawka była przyczyną słynnej katastrofy sterowca Hindenburg. Mowa o czołgu, iskrzącym na tej samej zasadzie, co samolot. Miał go wnieść na pokład sterowca mały chłopiec i zaprószyć ogień. Tę teorię jednak obalono, bo śledztwo wykazało, że chłopcu odebrano zabawkę zaraz po wejściu na pokład sterowca.
Kij i felga…
Często można usłyszeć od starszych, że oni w dzieciństwie bawili się kijem i starą felgą, bo przecież zabawek nie było… Nieprawda! Zabawki były, chociaż były przed wojną bardzo drogie i nie każdy mógł sobie na nie pozwolić. Dowody ich istnienia możecie znaleźć w Galerii Starych Zabawek u pana Wojtka. To praktycznie bezcenne egzemplarze, bo przedwojenne zabawki można znaleźć, ale w tych miastach, których wojna nie zrównała z ziemią. Te, które ma w swojej kolekcji ma pan Wojtek, w większości pochodzi z Krakowa.
Młody Edison
Do przedwojennych skarbów kolekcjonera należy m.in. skrzynka po zestawie Młody Edison. Skrzynka, w której była tylko jedna część, i to nie ona jest najcenniejsza w tym egzemplarzu, a napis na opakowaniu wykonany jeszcze ołówkiem kopiowym, czyli takim „na ślinę”. Co to za zapis? Imię, nazwisko i miejscowość, z której pochodził właściciel zabawki oraz dopisek „Oddać po wojnie”. Można się tylko domyślać historii tej zabawki. Może chował ją na strychu albo w piwnicy jakiś mały chłopiec, uciekając przed bombardowaniem…
Autor: Katarzyna Paluch
Zdjęcia: Bartosz Ochenduszka