Świat się zmienia i wszystkie jego aspekty próbują tym zmianom dotrzymać kroku. Zmienił się więc na przestrzeni wieków klimat, zmieniły się gatunki zwierząt stąpające po ziemi, zmieniły się ustroje, rządy, priorytety, zmienili się też ludzie i ich role. Na całe szczęście dla ludzkości, zmienili się również i mężczyźni oraz ich podejście do roli ojca w życiu dziecka i rodziny. Już żaden nie biega za mamutem, tkwiąc w bigamistycznym związku i nie interesując się zupełnie bandą swoich potomków. Choć u niektórych umysł jeszcze wciąż jaskiniowy, to jednak trend już nowocześnie pcha go w ramy określenia „modern father”.
Współcześni ojcowie są zatem zupełnie różni od tych z mezozoiku. Ba, są nawet totalnie odmienni od tych jeszcze z PRL-u. Dziś to żadna ujma spacerować z noworodkiem w wózku czy karmić go na ławce w parku. Samodzielne ojcowskie eskapady na szczepienia nie są już aktem heroicznej odwagi i poświęcenia, tylko normalnością. Wiedza ojców z zakresu liczby i jakości dziecięcych kup, etapu wprowadzania stałych posiłków oraz przebytych chorób imponuje nawet doświadczonym mamom, a najbardziej chyba paniom pielęgniarkom w przychodni, które niejedno już widziały. Wydaje się więc, że współczesny tata jest jak superman – po prostu super. Tylko co będzie, gdy się takiego tatę weźmie znienacka pod mikroskop?
Może się nagle okazać, że pierwsze wrażenie pryska. Otóż współczesny tata w domu może się okazać zwykłym, pospolitym okazem z gatunku „stary”, który nie zrobi nic poza tym, co sam uzna za stosowne. Na prośby – głuchy, na groźby – nieczuły, na krzyki – obojętny. Kąpie, przewija, karmi – no, urabia się po pachy. Korzystając z przygotowanej wody, rozmoszczonego przewijaka i wystudzonego mleka. Przekonany o własnej niesłychanej wręcz łaskawości. W akcie tej łaski POMAGA w domu partnerce przy dziecku. Po-ma-ga.
Pomaga gdy chce, w czym chce, jak długo chce i kończy, kiedy sobie zechce. I to jest właśnie pierwiastek, który został we współczesnych mężczyznach jeszcze z ich komunistycznych ojców. Faceci od lat zrzucają na karb kobiety codzienność, tym bardziej tę rodzicielską, i wszystkie związane z nią obowiązki. Bo obowiązki – zdaniem facetów – to są rzeczy ważne, jak wyjście do pracy i zarabianie pieniędzy, tankowanie, mycie, pucowanie auta oraz ważniejsze, jak wyjście na mecz, karty czy piwo z kolegami. Być może współczesny facet nie siedzi już na kanapie jak struś na wiadrze, dzierżąc w dłoni insygnia władzy w postaci pilota i piwska, ale mentalnie to on na tej kanapie został. Jakieś tam wynoszenie śmieci, przygotowanie posiłku, posprzątanie po nim czy odgruzowania podłogi – to są akty jego ofiarnej pomocy i poświęcenia, jakie łaskawie jest w stanie z siebie wykrzesać, oczekując peanów i hołdów ze strony partnerki.
Tak się wszyscy święcie oburzają, że te kobiety takie waleczne, parytety im w głowach, kariery, „dżendery”, równouprawnienie i galopujący feminizm. Tylko że my najczęściej same ze sobą tych rodzin nie stwarzamy i tych dzieci nie mamy. Mamy natomiast moc obowiązków i pomocy tyle, co kot napłakał. A należy nam się ona jak psu buda. Skoro jesteśmy parterami w związku, rodzicami wspólnych dzieci, to mamy wobec wspólnego życia równe obowiązki. A nie akty łaski.
Bardzo mi się podoba współczesny obraz i postawa ojców. Pamiętam dobrze moją mamę. We wszystkich moich wspomnieniach z dzieciństwa widzę przede wszystkim mamę. Nie dlatego, że nie mam taty, ale dlatego że mój tato – jak większość mężczyzn z tamtego pokolenia – raczej średnio był zainteresowany domem i sprawami przynależącymi do tej kategorii. Myślę, że mamie nawet przez myśl nie przeszło, by proponować tacie rozrywkę tak niskich lotów, jak wynoszenie śmieci czy rozwieszanie prania. Również przygotowanie jajecznicy mogłoby przerosnąć jego wyobraźnię, nie mówiąc już o wywiadówkach, zapaleniach wszystkiego, co może się zapalić w organizmie dziecka w wieku szkolnym, dentystach czy sprzątaniu. Czasem w czymś pomógł. Czasem. W czymś. Pomógł. I tak jest do dziś. Wielu z tych nowoczesnych tatusiów w zaciszu własnego domu jest samozwańczymi panami wszechświata. To mnie właśnie rozczarowuje w tym pięknym i jakże rozwiniętym świecie. Medycyna poszła do przodu, tak samo technika i technologie. Wszyscy usprawniają matkom życie, by było im łatwiej, prościej, szybciej. Tylko czemu nikt nie usprawni myślenia naszym partnerom/mężom/facetom, tak by łaskawie wyleźli spod klosza i zaczęli babrać się w obowiązkach codzienności oraz innych dziecięcych wydzielinach na równi z nami, wielofunkcyjnymi matkami?