Sprawiają, że skrzywdzone przez człowieka zwierzęta powoli odzyskują do niego zaufanie. Są cierpliwi, empatyczni, rozumiejący. Poświęcają swój wolny czas i nie chcą nic więcej. Dla nich największą zapłatą jest mruczenie kota czy wspólny spacer z psem, który jeszcze kilka miesięcy wcześniej chował się na widok gatunku ludzkiego i nie chciał opuścić boksu.
Dlaczego to robią? Bo kochają zwierzęta i lubią pomagać. Wolontariusze ze Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Gdańsku-Kokoszkach przypominają też, że powinniśmy być odpowiedzialni za to, co oswoiliśmy.
– W naszym schronisku mamy ponad 100 podpisanych porozumień z wolontariuszami, a około 80 osób czynnie działających. Wolontariusze zajmujący się psami wychodzą z nimi na spacery, ale też socjalizują zwierzęta, uczą ich komend, pokazują, że człowiek ma wobec nich dobre intencje. To ważne, by pies, wychodząc do nowego domu, znał podstawowe komendy, ale też żeby nie stanowił potencjalnego niebezpieczeństwa dla domowników, a przede wszystkim – dla najmłodszych. Natomiast koci wolontariat jest bardziej stacjonarny – opiera się na czyszczeniu klatek, czesaniu, wychodzeniu na krótkie spacery i oczywiście socjalizacji, choć to bardziej kot „socjalizuje” człowieka, przyzwyczaja go do swoich zachowań niż odwrotnie – śmieje się Piotr Świniarski, kierownik Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Gdańsku-Kokoszkach. – Oczywiście kot też może poczynić pewne postępy, uczymy je chodzić m.in. w szeleczkach, oswajając z większą przestrzenią, bo na co dzień przebywają w malutkich klatkach, więc spacery są dla nich jedyną możliwością rozprostowania swoich małych nóżek. Wspólnym mianownikiem działań wolontariackich jest uczestnictwo w festynach, czyli promowanie wolontariatu, informowanie o schronisku i zwierzętach, które w nim przebywają, a także o należytej opiece, którą właściciel powinien czynić, aby zwierzę było właściwie pielęgnowane i traktowane.
Dobry dotyk
Kocich wolontariuszy spotykam nad morzem nieopodal molo w Brzeźnie. Na „koci wypad” zostały wybrane te zwierzęta, które pozwalają się głaskać i dzielnie spacerują w szelkach. Pozytywne reakcje zwierząt na człowieka to między innymi efekt działań wolontariuszy.
‒ Opieka wolontariuszy nad kotami polega głównie na ich socjalizowaniu, bo często są one po wypadkach, trudnych przejściach, więc mają traumę. Trzeba do nich umiejętnie podejść i sprawić, żeby się nie bały dotyku człowieka. Naszym zadaniem jest pokazanie, że człowiek nie jest zły ‒ mówi wolontariuszka Ania, która na co dzień pracuje w agencji pracy, a weekendy poświęca na wolontariat w schronisku. ‒ Zwierzęta w moim domu rodzinnym były od zawsze – najpierw psy, potem przyprowadziłam koty. A ponieważ tutaj, w Gdańsku, mam tylko jednego mruczka, to pomyślałam, że mogę poświęcić trochę wolnego czasu, aby pomóc innym zwierzakom, które są bezbronne. Mam takie wewnętrzne przekonanie, że jeśli mogę komuś pomóc, to angażuję się w takie działania – stwierdza z przekonaniem Ania.
– Jestem wolontariuszką od 2,5 roku. Najpierw wyprowadzałam psy, a potem zajęłam się kotami, bo brakowało kocich wolontariuszy – mówi Małgorzata Zawadzka, koordynatorka kociego wolontariatu w Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt w Gdańsku-Kokoszkach. – Realizuję się poprzez pomaganie, dlatego dla mnie motywacja podjęcia działań wolontariackich była raczej prosta. Pomyślałam, że moja praca zawodowa musi zawierać ten element, a ponieważ wychowywałam się ze zwierzętami i zawsze były mi bliskie, dlatego wybór padł na tego typu aktywność. Dlaczego koty? Bo są cudownymi stworzeniami, świetnie się z nimi mieszka. Mam dwa koty w domu i uwielbiam je obserwować, to są też takie zwierzaki, które uczą cię spokoju wewnętrznego i takiego trochę bycia ponad to, bo mają swoją kocią godność. Uważam, że człowiek jest odpowiedzialny za to, co oswoił, a oswajanie oznacza budowanie więzi, tak jak jest to ukazane w książce „Mały Książę”. Dla mnie to oczywiste, że zwierzęta są teraz pod naszą opieką.
Jest jeszcze drugie życie
– Praca z kotami polega też na oswajaniu z człowiekiem. To ważne zarówno dla małych kociąt, które w ciągu pierwszych dwóch miesięcy życia powinny nawiązać więź z człowiekiem, żeby miały większe szanse na adopcję, i oczywiście oswajanie tych starszych kotów, które bardzo łatwo popadają w depresję, będąc w schronisku. Szczególnie bolesne są dla mnie dorosłe, starsze koty, które trafiają do nas po śmierci opiekunów. Bardzo trudno namówić nam je na to, żeby im się chciało, że wprawdzie zawalił im się jeden świat, ale mogą mieć jeszcze drugi – dodaje Małgorzata Zawadzka. – Poza tym na temat kotów krąży wiele krzywdzących stereotypów. Zawsze myślałam, że to jest mit, że czarne dachowce w schronisku mają gorzej; niestety, jest to prawda. W okresie Halloween organizujemy więc akcje wychodzenia ze schroniska z czarnymi kotami.
Co daje wolontariat?
Wśród zapalonych kociarzy spotykam również małżeństwo.
– Wcześniej byłem typowym psiarzem, ale gdy poznałem moją żonę, Magdalenę, jej dwa koty pokochałem jak własne – opowiada Bartosz Wosztal, jeden z autorów projektu rozbudowy schroniska złożonego do budżetu obywatelskiego, na co dzień pracujący w firmie budownictwa energetycznego. – Magda była zaangażowana w wolontariat, a ja na początku przypatrywałem się temu z boku, raz, drugi pojechałem do schroniska czy na jakąś akcję, porobiłem zdjęcia i poczułem niesamowitą radość z widocznych efektów naszej pracy. Okazuje się, że mam pewne umiejętności, które mogą się przydać. Każda akcja wywołuje we mnie entuzjazm, że można pomóc i zrobić coś dobrego.
Satysfakcja, radość, spełnienie. Te słowa słyszę od wolontariuszy, którzy z zaangażowaniem i sercem zajmują się bezdomnymi zwierzętami.
– Odczuwam ogromną satysfakcję, gdy nagle zwierzę, dla którego jeszcze wcześniej nie było nadziei, znajduje dom – mówi Magdalena Wosztal. – Koty są różne, podobnie jak ludzie. Niektóre uwielbiają pieszczoty, inne – trzymają dystans, mają swój świat, ale czy podobnie nie jest z ludźmi? – zastanawia się wolontariuszka.
Radość z bliskości zwierząt odczuwa natomiast wolontariuszka Ania.
– Dla mnie mruczenie kota jest najlepszym podziękowaniem, jakie mogę dostać. Tym bardziej, że często te zwierzęta są wycofane, trudno do nich dotrzeć. Gdy w końcu nam się to uda i usłyszymy mruczenie, jest to dla nas najlepsza muzyka, jaka może być – mówi Ania.
Zwierzę w prezencie? Nie róbmy tego!
– Powinniśmy być odpowiedzialni za zwierzęta, ale, niestety, dzieje się im bardzo dużo krzywdy – zauważa Małgorzata Zawadzka. – Historie zwierząt są przeróżne. Czasami trafiają do nas, bo ich opiekunowie chorują, muszą wyjechać czy umierają. Ale też docierają do nas czworonogi porzucone czy, niestety, katowane; przyjeżdżają w strasznym stanie. I wolontariat jest właśnie po to, żeby „wyprostowywać” te trudne zwierzęta, by mogły odbudować zaufanie do człowieka.
Trzeba też powiedzieć jasno – zwierzęta trafiają do schroniska wskutek nieodpowiedzialności człowieka. Jak to się dzieje, że latem nagle przestajemy kochać naszych czworonożnych towarzyszy i pozostawiamy ich bez skrupułów?
– Myślę, że najważniejsza jest odpowiedzialność człowieka. Jeśli ktoś decyduje się na zwierzę, to niech będzie za nie odpowiedzialny i opiekuje się nim do samego końca, bo to jest członek rodziny, a nie zabawka – podkreśla wolontariuszka Ania.
– Zwierzak w prezencie to nie jest dobry pomysł – zauważa Jagoda Hałabiś, która od dwóch lat zajmuje się wolontariacko zwierzętami w schronisku. – Jeśli rozważamy adopcję, to warto najpierw przeanalizować argumenty za i przeciw, zastanowić się, czy na pewno mamy dla niego czas. Czy podołamy opiece nad nim? Bo potem zdarzają się różne sytuacje, że na przykład jedziemy na wakacje i go wyrzucamy. Ważną kwestią jest również zadbanie o kontrolę urodzeń.
Warto dodać, że w schronisku wszystkie zwierzęta są sterylizowane i kastrowane.
– To jest nasz obowiązek, oczywiście jeśli są zdrowe i w odpowiednim wieku, czyli po osiągnięciu dojrzałości płciowej. W przypadku kociąt i szczeniąt zobowiązujemy przyszłych właścicieli do powrotu na bezpłatny zabieg sterylizacji w schronisku. Nowi właściciele muszą zadzwonić, umówić się, dowieźć i odebrać zwierzę, nie płacąc ani grosza. A dodatkowo otrzymują bezpłatny przegląd weterynaryjny, bo gdy zwierzę trafi na stół zabiegowy, to lekarz oczywiście je zbada i sprawdzi, w jakiej jest kondycji fizycznej. Jak mówię, jest to nasz obowiązek, ale też namawiałbym do kastracji i sterylizacji własnych pupili. Zabiegi te zapobiegają nadmiernej liczbie zwierząt, a są także korzystne zdrowotnie. Przy pełnej sterylizacji nie rozwiną się choroby nowotworowe narządów rodnych, bo ich po prostu nie ma – przekonuje kierownik schroniska Piotr Świniarski.
„Nie kupuj – adoptuj!”
„Koci wypad” to jedna z wielu akcji, która polega na wychodzeniu ze schroniskowymi zwierzętami w miasto, do gdańszczan. Po raz pierwszy taka akcja odbyła się w marcu.
‒ Tego typu inicjatywy organizowane są po to, aby zachęcić ludzi do adopcji zwierząt, ale również, by pozyskać nowych wolontariuszy. Tym bardziej, że wolontariat koci jest mniej liczny ‒ dodaje Zawadzka.
Żeby móc przystąpić do wolontariatu, trzeba mieć skończone 16 lat (osoby niepełnoletnie potrzebują zgody rodziców). Schronisko jest otwarte dla wolontariuszy przez 365 dni w roku, także w weekendy i święta, w godzinach 11.00–16.00. Obecnie w schronisku jest ok. 200 psów. Kiedyś było ich 400. Tak wiele adopcji to zasługa sesji zdjęciowych, które od pięciu lat wykonuje również wolontariuszka Mariola Hupert – profesjonalna fotografka.
– Dzięki sesjom pani Marioli, o ponad 80% wzrosła liczba adopcji. Nowy dom znalazło ponad 2,5 tys. zwierząt, zrobionych zostało 3 tys. sesji zdjęciowych, ta współpraca jest stała. Nastawiamy się na budowanie pozytywnego przekazu, bo te zwierzęta mają swoją godność. Chodzi o to, żeby pokazać wspaniałą podmiotowość, która jest w każdym z tych zwierzaków, niezależnie czy jest kundelkiem, czy psem rasowym – dodaje Małgosia.
W październiku na Dzień Kundelka zaplanowano przemarsz wolontariuszy z psami ulicą Długą. Akcji będzie towarzyszyć hasło: „Nie kupuj – adoptuj”, bo przecież w schronisku czeka tyle czterech łap do kochania.
Fot. Schronisko Promyk
Tekst: Urszula Abucewicz