Together Magazyn » Rodzic » Polecenia z kuchni i fotela

Polecenia z kuchni i fotela

Polecenia z kuchni i fotela = „zaraz, potem, nie teraz”, a może wcale…?

Zaraz, potem, za chwilę” − tak najczęściej reagują nasze dzieci, gdy staramy się je zachęć do pomocy słowami: „masz w pokoju okropny bałagan: natychmiast go posprzątaj, a potem przyjdź do kuchni pomóc mi przy obiedzie, a po drodze wyrzuć jeszcze śmieci i nie zapomnij nakarmić chomika”. Cóż … nasze dziecko w tym właśnie momencie ogląda ulubioną bajkę, a nas biorą nerwy, że nie reaguje na wydane przez nas z kuchni polecenie.

Pisząc ten artykuł doskonale zdaję sobie sprawę z różnorodności i indywidualności naszych pociech, ich potrzeb, a także „sposobów”, które na nie oddziałują. Uważam, że to rodzic najlepiej zna swoje dziecko. Moim celem jest dać pewne narzędzia rodzicom, a także osobom zaangażowanym ze względu na swoją profesję, w proces wychowania dziecka, pamiętając, że zawsze należy wybrać metodę najmniej uciążliwą, a zarazem najbardziej skuteczną.

Wydawanie poleceń samo w sobie bywa awersyjne, czyli po prostu niezbyt przyjemne. Kto z nas lubi, gdy szef zaczyna swoją poranną litanię od obowiązków na dzisiaj. Przy poleceniu „numer trzy” pojawia się w nas dziwne uczucie, jakby opór, nawet może delikatna antypatia, no bo kto z nas lubi jak wydaje mu się polecenia? Potem szef oddala się do swojego gabinetu i mamy dziwne przeświadczenie, że on chyba pije kawę.

Głównym celem wydawania poleceń jest to, że nasze dziecko zaangażuje się w zachowanie, które chcemy od niego wyegzekwować. Nie dyskutujmy więc z nim, nie przekonujmy go do wykonania polecenia, gdyż polecenie to nie prośba ani pytanie. Pracując z grupą socjoterapeutyczną, składającą się najczęściej z dziesiątki podopiecznych, wiem jak trudno jest wyegzekwować od nich wykonanie zadania. Polecenia nazbyt ogólne, takie jak: „weź się do roboty”, „posprzątaj swój pokój” – nie niosą w sobie konkretnej instrukcji. Zatem dziecko nie wie, co ma tak właściwie zrobić. Może zinterpretować sprzątanie swojego pokoju jako wyrzucenie papierka do kosza na śmieci, a nam chodzi o starcie kurzu, odkurzenie dywanu i podlanie rododendrona. Takie polecenie łatwo jest zignorować, zatem nie będzie ono skuteczne.

Pytając się moich wychowanków: „bąbelki, pomożecie mi?”, całkiem często słyszę partykułę „nie”. Zadając pytanie, musimy się liczyć z możliwością odmowy. Co za tym idzie, takie polecenie również nie będzie skuteczne.

Tłumaczenie dziecku z jakiego powodu ma wykonać nasze polecenie, także wikła nas w dyskusję z pociechą. Potok słów uzasadniających polecenie np.: „musisz umyć rączki, na rączkach jest wiele bakterii, jeśli ich nie umyjesz będziesz miał pasożyty”, może zachęcić nasze dziecko do wysuwania masy kontrargumentów, bo przecież bakterie są wszędzie, a te w jogurtach są zdrowe.

Ciąg poleceń, takich jak: „Umyj zęby, potem weź książeczkę i połóż się w łóżeczku. Zapal lampkę i grzecznie poczekaj aż przyjdę Ci poczytać”, wprawią dziecko w zakłopotanie. „Hm… to co ja miałam zrobić na początku?”. Ławo takim rozbudowanym poleceniem wzbudzić u dziecka opór, a także wprowadzić dezorientacje. Nawet przy najlepszych chęciach ze strony dziecka tak skonstruowane polecenie nie będzie skuteczne.

Nasze pociechy nie lubią także słuchać nakazów. Te wygłaszane z kuchni, gdy one są w pokoju zaabsorbowane oglądaniem „Spongeboba”, bądź odkrywaniem ruchu wirowego, nie mają żadnej mocy. Kiedy pochłonięta jestem lekturą ciekawej książki, mam nikły kontakt z rzeczywistością. Jednak gdy kończę rozdział i idę robić kawę, mam nieco więcej przestrzeni na potrzeby moich bliskich. O ile istnieje taka możliwość, poczekajmy aż dziecko skończy bądź przerwie niezwykle absorbującą go aktywność.

Mamy teraz możliwość nawiązania z nim kontaktu, jednak z pozycji kuchni będzie to niebywale trudne. Nawiążmy z dzieckiem kontakt wzrokowy. Tu mogą pomóc takie techniki, jak: dotknięcie ramienia dziecka, zawołanie go po imieniu, bądź zwykłe słowa: „spójrz na mnie”, nie zabarwione zdenerwowaniem czy irytacją.

Polecenie powinno być krótkie, proste w swojej formie. Treść, na której najbardziej nam zależy, umieszczamy na samym początku np. „Włóż talerz do zmywarki, proszę”. Zaniechajmy rozbudowanej formy tj. „Drogi chłopce bądź tak miły i proszę: umieść talerz w zmywarce.”

Polecenia w formie „jeśli to… to” odznaczają się wysoką skutecznością, ponieważ zawierają w sobie sankcję, do której możemy się odwołać np.: „Jeśli pozmywasz naczynia, będziesz mógł pograć na komputerze”. Gdy polecenie nie zostanie wykonane, następuję naturalna konsekwencja. Zgodnie z zasadą Premacka, przyjemność przed wykonaniem polecenia czyni z niego karę, zaś przyjemność po wykonaniu polecenia czyni je czynnością zyskowną”.

Najważniejszą zasadą jest sprawdzenie, czy polecenie zostało wykonane. Nasze dziecko niebywale szybko uczy się „że mama pogada, pogada a i tak zrobi to za mnie”. Wydajemy tylko tyle poleceń, ile jesteśmy w stanie wyegzekwować i zapamiętać. Dziecko jest tak skonstruowane, że jeśli czegoś nie musi zrobić, to zapewne tego nie zrobi. Zastanówmy się zatem, ile razy w ciągu dnia wyręczamy swoje pociechy oraz w jakich czynnościach? Jakże często w mojej pracy robię coś takiego: „Bąbelki sprzątamy” − mówiąc to trzymam w ręku dwa misie oraz odkładam kredki do pudełka. Bąble nawet się na mnie nie patrzą, zatem intensyfikuję swoje zachowanie, sięgając tym razem po mazaki, lewą ręką poprawiam powysuwane gry planszowe. Ponawiam swoją prośbę, lecz teraz mój ton w jakiś magiczny sposób przekształcił się w monstrualny charchot. Bąble dalej nic, więc czas na najcięższy kaliber: „Jak mi nie pomożecie, nie będzie posiłku”. Uff, zadziałało! Czy nie prościej byłoby, gdybym podeszła do dzieci, wydała im polecenie „Kasiu, mazaki do pudełka”, „Krzysiu, popraw gry”, „Aniu, kredki do pudełka”? Na szczęście nawet socjoterapeuci mają działające procesy uczenia się. Zatem w mojej grupie – dzięki wytrwałości, cierpliwości w powtarzaniu tych samych poleceń aż do skutku oraz wyposażaniu ich w ważną dla dzieci instrukcję opartą na pozytywnie brzmiących nakazach (zamiast „nie krzycz”, proponuje „mów ciszej”) – panuje poprzez te polecenia względny ład.

Mając na względzie fakt, że nieposłuszeństwo jest zachowaniem wyuczonym, służącym dziecku do wyjścia ze stresującej sytuacji, staram się oswajać je z moimi wymaganiami. Zanim będzie ono w stanie samodzielnie wykonać polecenie, musi nauczyć się najpierw wykonywać daną czynność poprzez wspólne działanie z dorosłym, dopiero wówczas ograniczamy swoją pomoc.

Pamiętajmy!

TRUDNOŚĆ = dużo wsparcia.

SUKCES = mniej wsparcia, więcej pochwał.

No i oczywiście za każde wykonane polecenie należy się nagroda. Te nagrody w postaci przytulenia oraz pochwały sprawią, że dziecko chętniej będzie je wykonywać.

Iwona Woźniewska

Oceń