Together Magazyn » Styl życia » Oktawia Gorzeńska

Oktawia Gorzeńska

Gratulujemy z okazji awansu na dyrektora najstarszej szkoły w Gdyni! Jak długo trwa już Pani zawodowa przygoda z edukacją? Dlaczego wybrała Pani akurat tak odpowiedzialny i wyczerpujący zawód?

Serdecznie dziękuję za gratulacje. W szkole pracuję od 16 lat. Myślę, że byłam skazana na ten zawód, ponieważ moi rodzice oraz rodzeństwo byli nauczycielami. Ponadto w mojej rodzinie jest kilkunastu belfrów. Nauczanie to moja pasja. Bardzo lubię swoją pracę i tak naprawdę nie wyobrażam sobie życia bez szkoły, mimo że mam wiele różnorakich zainteresowań znacznie wykraczających poza edukację. Początki mojego życia zawodowego obejmują także epizod dziennikarski. Dzisiaj prowadzę blog, jednak nigdy nie miałam dylematu czy rozterek związanych z wyborem drogi życiowej, to było coś jak najbardziej naturalnego – mam na myśli bycie nauczycielem.

 

Czyli jest Pani nauczycielem z powołania?

Tak, zdecydowanie. Nie wiem tak naprawdę, jaka jest miara powołania, ale jeśli oznacza to radość z uczenia, otwartość na drugą osobę, inspirowanie uczniów do samodzielnego myślenia i działania, to tak – jestem nauczycielem z powołania.

 

Wielu Pani byłych uczniów pamięta ze szkolnych lat szacunek, którym Panią darzono. Skąd u Pani tyle energii, samozaparcia i kreatywności do nauczania?

Myślę, że taka jest moja natura – potrzebuję nowych wyzwań, mam ogromną potrzebę samorozwoju i nie potrafię stać w miejscu. Pozytywną energię mam we krwi, taka po prostu jestem. Samozaparcie to coś, co bardzo mi pomaga. Jako że jestem osobą bardzo ambitną, wyznaczam sobie cały czas nowe cele i dzięki uporowi krok po kroku do nich dążę. Zawsze poszukuję rozwiązań. Nie boję się przyznać do błędów, również przed uczniami, oraz pytać o radę czy o pomoc. Kreatywność zawdzięczam studiom dramy pedagogicznej. Uważam, że były one punktem zwrotnym w moim życiu, nie tylko zawodowym. Wtedy właśnie zobaczyłam, że na edukację i życie trzeba spojrzeć trochę szerzej, mniej szablonowo. Muszę podkreślić, że wprowadzanie mojego odmiennego stylu nauczania na początku spotykało się z protestami i niezrozumieniem rodziców, a nawet innych nauczycieli. Przez długi czas walczyłam z łatką „tej od zabawy na lekcjach”. Miałam chwile zwątpienia, gdyż z wymienionymi problemami musiałam mierzyć się sama. Na szczęście, rezultaty poważnego badania naukowego przeprowadzonego w grupie moich uczniów przez kilka międzynarodowych instytucji naukowych, w ramach projektu DICE (badającego wpływ dramy na wzrost kompetencji u uczniów), dowiodły, że wyniki mojej młodzieży plasowały się w europejskiej czołówce; dostałam dyplom za innowacyjność w pracy z rąk ministra edukacji i nareszcie uwierzyłam, że to, co robię, ma sens, a komentarze innych puszczałam mimo nosa. Tym bardziej, że wyniki testów gimnazjalnych moich uczniów były bardzo wysokie (uczę języka polskiego w gimnazjum).

 

Czym są studia dramy?

Studia Podyplomowe Dramy pedagogicznej na Uniwersytecie Gdańskim były czymś nowym na polu edukacji kilka lat temu. Ich prekursorem był Adam Jagiełło-Russiłowski, dzisiaj Prodziekan ds. Studenckich i Współpracy Międzynarodowej na UG. Studia dramy wyznaczały nowe trendy w edukacji, nastawione na doświadczanie, to znaczy nauczanie poprzez działanie, rozwijanie wyobraźni oraz twórczego myślenia.

 

Lubi Pani podróżować, poszerzać horyzonty… Uczestniczy Pani również w wielu projektach edukacyjnych zarówno w Polsce, jak i w dalekich zakątkach świata. Gdzie i dlaczego akurat tam postanowiła Pani jechać z misją nauczania?

Podróże – zarówno te bliskie, jak i dalekie – to moje hobby. Uwielbiam poznawać ludzi. Ciekawi mnie dialog kultur, z przyjemnością zagłębiam się w historię, zwyczaje oraz losy ludzi z różnych stron świata. Dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez tego. Nie musi to być odległa podróż, mogą być to nawet Kaszuby! Do moich najbardziej egzotycznych przygód z edukacją mogę z pewnością zaliczyć Tajlandię, którą odwiedziłam w tym roku. Pojechałam tam dzięki mojemu przyjacielowi projektowemu na kilkanaście dni, aby zobaczyć, jak wygląda tajski system edukacji i nauczanie tajskich dzieci języka angielskiego. Przez kilka dni byłam nauczycielką języka angielskiego na prawdziwej tajskiej prowincji. Tu muszę również wspomnieć o przyjaźni z Litwinem, gdyż jest to doświadczenie niecodzienne. Zrobiliśmy razem kilkanaście przedsięwzięć edukacyjnych, między innymi polsko-litewskie wymiany młodzieży, za co półtora roku temu zostaliśmy nagrodzeni przez Fundację Rozwoju Systemu Edukacji, za najdłuższe partnerstwo polsko-litewskie. Ta przyjaźń ma dla mnie nie tylko prywatny wymiar, ale przede wszystkim zawodowy – oboje jesteśmy nauczycielami z powołania i większość naszych rozmów dotyczy edukacji. To tym bardziej cenne doświadczenie, że mamy podobną wrażliwość – humanistyczne podejście do nauczania, nastawione na kreatywność, refleksję, twórcze rozwiązywanie problemów. Tak więc zaproszenie do tajskich szkół, w których pracuje mój znajomy, przyjęłam z wielką radością.

 

Tajlandia brzmi dla nas bardzo egzotycznie. Czym różni się proces edukacji i sama instytucja szkoły w tym kraju?

Mogę powiedzieć o szkołach w Tajlandii Północnej, dlatego że miałam okazję gościć w rejonie Li. Są to tereny wiejskie, gdzie szkoły są niewielkie i liczą około 100 uczniów, więc jest to już duży szok w porównaniu ze szkołami w Polsce. System oceniania nie istnieje, gdyż w ogóle nie ma ocen w tajskiej szkole. Ma to swoje plusy i minusy – z jednej strony dzieci chodzą do szkoły bez stresu, panuje tam bardzo przyjacielska atmosfera i nie ma niezdrowej rywalizacji, z drugiej zaś – niestety, brakuje motywacji do rozwoju kompetencji i poszerzania swojej wiedzy. W Tajlandii podobała mi się wcześniej wspomniana przyjacielska atmosfera w szkole. Podczas pobytu tam, nigdzie nie usłyszałam ani nie odczułam, aby mieli do czynienia z przemocą; dzieci są nastawione do siebie bardzo przyjaźnie, pomagają sobie, co można zaobserwować zarówno na lekcjach podczas pracy w grupach, jak i w stołówce, w czasie posiłków. Ciekawostką było to, że do sekretariatu wchodziło się na bosaka.

 

Czy relacje tajskich uczniów z nauczycielami różnią się od tych które panują w Polsce?

Hmmm… Mogę powiedzieć tak: w Tajlandii relacje nauczyciel–uczeń są oparte na wielkim szacunku. W mojej szkole jest podobnie. Oprócz szacunku zauważyłam, że tam [w Tajlandii – przyp. red.] relacje między uczniami a nauczycielami są o wiele bliższe, zapewne ze względu na specyfikę szkoły, która jest znacznie mniejsza.

 

Mimo tylu lat pracy w szkole, nadal promieniuje Pani energią i kreatywnością, co nieczęsto jest spotykane u nauczycieli. Zawsze stawiała Pani na kreatywność młodzieży, prowadząc zajęcia teatralne, zachęcając do różnych form aktywności pozalekcyjnych. Dla wielu osób jest Pani wzorem nauczyciela. Jaka jest recepta na uniknięcie wypalenia zawodowego?

Pierwszy warunek, aby uniknąć wypalenia zawodowego, to powołanie i poczucie, że ta praca jest dla człowieka ważna. Bardzo istotne jest również, w jakich warunkach pracujemy. Jeżeli mamy szefa, który motywuje nas do pracy i służy wsparciem, znacznie łatwiej jest nam odnaleźć swoją drogę, być otwartym na to, co przynosi życie i na wyzwania świata, w którym żyjemy. Jeśli czujemy się bezpiecznie w pracy – wiemy, że to jest nasze miejsce – będziemy łatwiej się rozwijali. Spotykałam wielu nauczycieli z różnych stron świata, którzy przeżywali właśnie etap wypalenia zawodowego, i mogę zauważyć, że ważne jest to, aby nie ulec rutynie, wierzyć w siebie i własne kompetencje oraz nie bać się innowacyjności w pracy. Nie można zamykać się na nowości i (wyrzuciłam stąd partykułę „nie”, bo zmieniała sens wypowiedzi) podążać tylko utartymi ścieżkami. Wiem, że to bardzo trudne, bo dla nas ważne jest wspomniane wcześniej poczucie bezpieczeństwa – tkwienie w tym, co już mamy i znamy. Wprowadzenie zmian do swojej pracy często wiąże się z ogromnym lękiem i – o czym najczęściej się nie mówi – z ryzykiem. Ważne jest wyciąganie wniosków, refleksja i świadomość, że błąd nie oznacza przegranej, bo można go naprawić.

 

Wracając do polskich szkół, trzy miesiące temu wygrała Pani konkurs na dyrektora, ale zapewne ma Pani już mnóstwo pomysłów na zmiany w nadchodzącym roku szkolnym oraz w kolejnych latach. Czy podzieliłaby się Pani z nami tymi planami?

Jedynka [Gimnazjum nr 1 w Gdyni – przyp. red.] to wyjątkowa szkoła, na którą pracowały kolejne pokolenia gdynian, w tym przede wszystkim nauczycieli. Mam ogromny szacunek do dokonań poprzedników, chciałabym kontynuować to, co dobre, a przy okazji sprawić, by szkoła była jeszcze bardziej otwarta na wyzwania współczesności, na środowisko, absolwentów. Żeby była szkołą współpracującą z wieloma instytucjami i stowarzyszeniami. Myślę, że małymi krokami będzie można zrealizować te plany. Głównym hasłem, do którego chciałabym zachęcić całą społeczność szkolną, będzie „Nauka i wychowanie poprzez (współ)działanie”. Największy nacisk chciałabym położyć właśnie na aspekt współpracy całego środowiska szkolnego. Mamy wspaniałych uczniów, świetne grono pedagogiczne, a także aktywnych rodziców, absolwentów i mieszkańców dzielnicy. Poza tym zbliża się 10. rocznica nadania szkole imienia Gdyńskich Harcerzy II Rzeczypospolitej Polskiej; chciałabym, abyśmy przygotowali się do tego wydarzenia poprzez ogłoszenie Roku Jedynki i wiele działań, które od września wspólnie będziemy planowali i realizowali.

 

Czy poza konceptami dotyczącymi rozwoju szkoły planuje Pani już udział w nowych projektach, dotyczących konkretnych organizacji lub rozwoju osobistego?

Od 1 września dopiero zaczynam nowy etap w swoim życiu zawodowym, jakim jest praca dyrektora Jedynki, więc w tej chwili całą moją energię oddaję szkole. Pomysłów jest wiele, jednak najważniejsza jest cierpliwość i dialog z innymi, dlatego konkretne projekty będę planowane i uzgadniane ze społecznością szkolną. Mój rozwój osobisty będzie obracał się również wokół mądrego zarządzania placówką, więc na pewno wezmę udział w szkoleniach dotyczących mojej pracy.

Ze spraw bardziej prywatnych – nie zamierzam rozstawać się z pisaniem, więc na pewno znajdę czas na blog.

 

Jeśli chodzi o samych uczniów – jakie jest Pani stanowisko w sprawie mundurków szkolnych? Czy ich wprowadzenie pozwala na swoiste ujednolicenie uczniów i zmniejsza szkolną „rewię mody”? Czy to dobra recepta na zniwelowanie popisywania się statusem materialnym, a może raczej ograniczenie uczniów w wyrażaniu siebie i zmuszanie rodziców do kolejnego wydatku?

Nie jestem zwolenniczką jednolitego stroju szkolnego. Oczywiście, uważam, że w szkole powinny panować pewne zasady, ale można je wypracować w inny sposób niż poprzez narzucanie takiego stroju. Myślę też, że wiek nastoletni to czas, w którym młodzież najłatwiej może wyrazić siebie – być może jest to jedyny taki moment w życiu. Niewątpliwie wyrażanie siebie to jedno, ale ważne, by zachować w tym umiar i ład, niekoniecznie poprzez narzucanie mundurka.

 

Coraz powszechniej mówi się o tym, że młodzież zmierza ku pogłębiającemu się „ogłupieniu”, zatraceniu indywidualizmu i pasji. Czy zgadza się Pani z tym stwierdzeniem?

Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Wiem, że czasy się zmieniają – są trudniejsze z perspektywy globalizacji i życia „w sieci”. Jesteśmy zalewani tym, co oferują nam media społecznościowe i internet. Niemniej jednak moi uczniowie to bardzo często indywidualiści, którzy mają pasje. Dlatego dla mnie ważne jest to, aby jako nauczyciel, a od września dyrektor, jeszcze mocniej wspiera

uczniów w rozwoju tych pasji i kształtowaniu ich indywidualnego stylu.

 

Czyli szykują się jakieś nowe projekty edukacyjne dla rozwoju młodzieży?

Oczywiście, że tak! Jednym z planowanych projektów jest Akademia Jedynki we współpracy z absolwentami szkoły i środowiskiem lokalnym, czyli zapraszanie ciekawych osób do szkoły, które mogłyby poprowadzić spotkania, konwersatoria czy warsztaty dla uczniów, aby pokazać im morze możliwości i to, w którą stronę można pójść w życiu, jak można się realizować.

 

Czy na co dzień spotyka się Pani z dużą liczbą problemów, które przynoszą uczniowie? Czy chętnie przychodzą do Pani po radę, nie tylko w sprawach szkolnych? Czy w ogóle młodzież ufa nauczycielom?

Jestem osobą otwartą i w moim odczuciu jest sporo osób przychodzących z problemami. Zawsze staram się pomóc w najlepszy sposób, w jaki jest to możliwe; oczywiście, jest to sprawa bardzo indywidualna. W swojej pracy zawodowej z reguły spotykałam się z zaufaniem ze strony młodzieży, co mnie bardzo cieszy. Wiem, że wiele moich koleżanek i kolegów może powiedzieć to samo.

 

Jeśli chodzi o problemy wychowawcze, czy może Pani coś doradzić nauczycielom?

Myślę, że przede wszystkim kluczem do rozwiązywania konfliktów jest często wymieniany przeze mnie dialog, czyli otwartość na wysłuchanie tej drugiej strony, zwłaszcza młodzieży, której najczęściej brakuje właśnie uwagi i zrozumienia ze strony dorosłych. Drugą kwestią jest budowanie dobrej relacji z rodzicami i chęć wspólnego rozwiązania problemu, co czasami jest, niestety, naprawdę trudne…Ale tak jak wspomniałam, słowa klucze, czyli otwartość i dialog, gwarantują w większości przypadków sukces.

 

A jak układają się współczesne relacje rodziców ze szkołą i wychowankami?

Relacje są bardzo różne. Nie chcę się wypowiadać w imieniu ogółu, mogę powiedzieć z perspektywy mojego doświadczenia, że najważniejszy jest czas na spotkanie, wspólne wypracowanie sposobów rozwiązywania problemów. W swojej pracy spotykałam się z różnymi sytuacjami – czasem łatwiejszymi, czasem trudniejszymi – ale z reguły dało się wypracować złoty środek. Jedno wiem na pewno – problemem współczesnych rodziców jest brak czasu, nieraz nawet na to, żeby przyjść do szkoły i porozmawiać o dziecku. Ale jeśli są chęci i zainteresowanie z obu stron, to z reguły prawie każdy problem w końcu uda się rozwiązać.

 

Czy odczuwa Pani poczucie spełnienia? Czy w życiu zawodowym czuje Pani, że osiągnęła już wszystko?

Mam swoiste poczucie spełniania, jak również odpowiedzialności, ale oczywiście przede mną wiele rzeczy które w życiu zawodowym mogę jeszcze osiągnąć. Tak jak wspominałam wcześniej, jestem osobą, która ma ogromną potrzebę samorozwoju, dlatego wierzę, że jest to kolejny etap w moim życiu zawodowym, i mam nadzieję, że nie ostatni. Liczę na to, że wiele ciekawych wyzwań jest jeszcze przede mną.

 

I tego oczywiście Pani życzymy!

Dziękuję bardzo.

Oceń