Były Prezydent raczej nie przechadza się ulicą Polanki. Nigdy nie udało mi się go tam spotkać. Czuć tu jednak jego niemą obecność. Wielokrotnie zdarzyło mi się wodzić wzrokiem dookoła miejsca, w którym mieszka, lustrując ogrodzenie wokół jego domu. Właściwie bez celu, bo widywałam go wielokrotnie udzielającego wywiadu po niedzielnej mszy świętej pod kościołem na ulicy Abrahama. Spacerując chodnikiem Polanki zupełnie nieświadomie wykonuje się takie odruchowe gesty, mające na celu dostrzeżenie choć rąbka prywatnego życia naszego Noblisty. To właśnie klątwa sławy, jaka została na niego niegdyś rzucona i odbija się dziś na ludziach odbywających spacery w pobliżu jego willi.
Zdarzyło mi się wiele podróżować, a obcokrajowcy jakich spotykałam, nawiązywali rozmowę niemal popisując się swoją nikłą wiedzą na temat Polski. Z dumą wypowiadali dwa wielkie nazwiska: Karol Wojtyła i Lech Wałęsa. W ich oczach to nasi jedyni bohaterowie. Nie ukrywam, że i ja z pewną dumą tego wysłuchiwałam. Obcokrajowcy już na lotnisku zostają zaznajomieni z ważnym fragmentem historii Gdańska. Port lotniczy im. Lecha Wałęsy zaprasza przybyłych gości z różnych stron świata. Jeśli nigdy o nim wcześniej nie słyszeli, taksówkarz chętnie stanie się ich im przewodnikiem. Z przyjemnością roztoczy swą opowieść podczas długiej jazdy z Rębiechowa do obranego przez nich celu.
Lech Wałęsa jest dziś częścią Oliwy i całego miasta. Poza śladami jego obecności na Zaspie czy w Stoczni Gdańskiej, towarzyszy gdańszczanom po wyboistych drogach do pracy, w kolejce wolna sunącej z Gdyni do Głównego czy podczas nagryzania naleśnika w Manekinie na Przymorzu. W sposób niemy unosi się nad miastem. Bez znaczenie są dobre i złe opinie na temat jego wypowiedzi, zrealizowanych planów i działań. Istnieje w świadomości i istnieć nie przestanie. Zawsze tu będzie, częścią historii tego miejsca, przeskakujący przez mur samodzielnie czy za pomocą innych rąk. Jego obecność jest cicha i niewymuszona.
Spacerując ulicą Polanki, zapisujesz swoją twarz w monitorze ochroniarza. Nie ośmielaj się machać ręką, stroić dziwnych min, wytrzeszczać oczu. Widział już tego naprawdę sporo i nawet się nie poruszy. Spokojnie zanurzy swe usta w herbacie, a ty pójdziesz dalej. Nawet obok postaci historycznej, której nazwisko wymówiło już tyle osób, spokojnie toczy się życie. Bez podniosłych scen i wymownych gestów. Przyzwyczailiśmy się, potrafimy obok żyć, choć czarne limuzyny zmierzające w kierunku jego domu, jeszcze na chwilę magnetyzują nasz wzrok.