Kiedy w 2007 r. firma, w której pracowała, zaproponowała jej stanowisko w oddziale w Johannesburgu, nie wahała się. – Spakowałam pokaźnych rozmiarów walizkę, wynajęłam moje warszawskie mieszkanie i przyleciałam do RPA! Tak zaczęła się przygoda mojego życia – pisze na swoim blogu Agnieszka, autorka bloga Blondynka w Krainie Tęczy. Niedługo potem założyła rodzinę i tym sposobem jej pobyt – planowany na trzy lata, trwa do dzisiaj. W rozmowie z Together opowiada o życiu rodzinnym w Republice Południowej Afryki.
We wrześniu media obiegła wiadomość o zamieszkach w RPA i niebezpiecznej sytuacji w kraju. Nie myśli Pani w takich momentach o powrocie do Polski?
Zamieszki, o które Pani pyta, pojawiają się co jakiś czas. Są to ataki ksenofobiczne, skierowane głównie przeciw imigrantom z uboższych niż RPA, afrykańskich krajów. Ekspaci z Europy czy USA nie są postrzegani jako zagrożenie – nie konkurują o miejsca pracy rdzennych Afrykanów, gdyż przybywają do RPA z innym zasobem umiejętności. A z kolei lokalni biali, choć niezbyt przez etnicznych Afrykanów lubiani, uważani są jednak za swoich.
Społeczne antagonizmy i rasizm kładą się cieniem na państwie, które Pani przedstawia jako Krainę Tęczy. Jakie jest RPA?
„Kraina Tęczy” to luźne tłumaczenie funkcjonującego nie tylko w RPA określenia „Rainbow Nation”. Nie oznacza ono, że zawsze jest tu tęczowo i bezproblemowo, ale doskonale obrazuje różnorodność kulturową, etniczną i religijną RPA. Ta różnorodność jest fascynująca, choć ma też negatywne strony – takie jak brak jedności czy rasizm, o którym Pani wspomina. Niemniej jednak ten kraj ma również mnóstwo pozytywnych stron, a wśród nich można wymienić choćby różnorodność natury, pogodę, przepiękne krajobrazy, niezłą infrastrukturę drogową i hotelową. To sprawia, że nawet jeśli nie jest idealny do tego, aby się w nim osiedlić na stałe, to doskonale nadaje się na wakacje czy kontrakt. Nie znam osoby, która byłaby rozczarowana urlopem w RPA. Jeśli chodzi zaś o dłuższy pobyt, to należy bardzo dokładnie wszystko policzyć, bo życie w Republice Południowej Afryki nie jest tanie.
Czy rodziny mogą liczyć na finansowe wsparcie ze strony państwa?
W RPA nie istnieje polityka prorodzinna jako taka. Praktycznie wszystko, od służby zdrowia poprzez wszystkie szczeble edukacji, jest tu płatne, a dla przybyszów z Europy nawet płatne bardzo wysoko. Nie ma odliczeń od podatku, wspólnego rozliczania się małżonków, 500+ (ani nawet 5+), nawet urlop macierzyński trwa tu tylko 3 miesiące i jest płatny tylko częściowo. Urlop wychowawczy w ogóle nie istnieje.
Funkcjonują publiczne szpitale czy kliniki, ale są tak niedoinwestowane, że nie mogą nawet zadbać o bezpieczeństwo swoich pacjentów, nie wspominając o leczeniu – więc w zasadzie każdy, kto jest przyzwyczajony do europejskich (w tym polskich) standardów, zdany jest na kliniki prywatne. Ze względu na brak wsparcia ze strony rządu pracodawcy sami pokrywają koszty prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego swoich pracowników.
Podobnie sprawy wyglądają ze szkołami – zwykle ich poziom zależy od tego, gdzie są położone i czy mogą liczyć na wpływy z powiatów, w których się mieszczą. W lepszych dzielnicach standard jest znośny, ale w szkołach publicznych w townshipach i okolicach wiejskich dzieci niewiele się nauczą.
RPA to kraj dużej różnorodności, ale i nierówności. Jak te ostatnie ujawniają się w poziomie życia rodzinnego jego mieszkańców?
Z bardzo egoistycznego i konsumpcyjnego punktu widzenia można by powiedzieć, że z powodu tych nierówności wiele rodzin stać na nianię, sprzątaczkę czy ogrodnika, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto jest w gorszej sytuacji materialnej i zgodzi się pracować za bardzo niewielkie pieniądze. Oczywiście takie spojrzenie na tę sprawę nie jest właściwe. W rzeczywistości te nierówności powodują, że istnieją w RPA dwa równoległe światy – relatywnego bogactwa i biedy, które w ogóle się nie przenikają. To oczywiście powoduje frustrację i agresję w uboższej części społeczeństwa RPA oraz wpływa na występowanie wybuchów ksenofobii i zamieszek, o których rozmawiałyśmy na początku, a także na przestępczość.
Pod jakimi względami Pani życie w RPA jest inne od tego, jakie wiodą Polacy w kraju?
Pod wieloma – wszystkie wymienione powyżej rzeczy wpływają na to, w jaki sposób żyjemy i dbamy o rodzinę. W RPA transport publiczny jest bardzo kiepski, więc zacznę od tego, że absolutną koniecznością jest tu samochód. Istotną sprawę stanowi kwestia bezpieczeństwa – alarm w domu to standard, niewiele się tu spaceruje, a jeśli już, to zazwyczaj tylko po bliskiej okolicy.
Z aspektów pozytywnych, biorąc pod uwagę fakt, że koszt pomocy domowej jest niewielki, większość ludzi w RPA zatrudnia kogoś do sprzątania czy opieki nad dziećmi, na co w Polsce niewiele osób może sobie pozwolić. Jest to akceptowane i pomimo niskiej płacy nie postrzega się tego jako wyzysk. Często zdarza się bowiem, że rodzina zatrudniająca kogoś do pomocy pomaga finansowo w wychowaniu dzieci swojej pomocy domowej.
Istnieje wiele praw chroniących pracowników (nawet tych, którzy pracują nielegalnie) i generalnie dość trudno jest kogoś zwolnić, nawet z tak prostej pracy jak sprzątanie w domu.
I jeszcze jedno – w RPA większa jest przestrzeń życiowa, więc większe są domy i mieszkania. Domy z basenem i kompleksy mieszkalne z siłownią, klubem czy kortem tenisowym to też standard dostępny dla całkiem sporej grupy ludzi.
Co Pani zawdzięcza życiu w RPA?
Moją rodzinę. Gdybym lata temu nie podjęła wyzwania i nie przyjechała tutaj na kilkuletni kontrakt, nie miałabym ich w moim życiu.
A jakie wyzwania postawiło przed Panią wychowanie dziecka w RPA?
Największym wyzwaniem był chyba brak typowego polskiego „zaplecza” rodzinnego, w postaci babć, dziadków, cioć i wujków, choć to raczej nie jest typowy dla RPA problem.
Rodzice i siostra męża mieszkają ponad 1000 km od nas, więc w razie potrzeby nie da się dziecka tak po prostu od czasu do czasu podrzucić. Nasze życie towarzyskie koncentruje się zatem w tych miejscach, do których można zabrać dziecko. Nasi znajomi to głównie inne rodziny (część z nich poznanych przez szkołę). No i… dobre szkoły w RPA są drogie, więc wychowanie dziecka tutaj to po prostu duże wyzwanie finansowe.
Czego nauczyło Panią macierzyństwo w RPA?
Najważniejszą rzeczą, jakiej nauczyłam się tutaj dzięki macierzyństwu, jest chyba to, że nie wolno niczego z góry zakładać i zawsze trzeba się upewnić, czy na przykład dane opiekunce polecenie zostało właściwie zrozumiane. Zatrudniając kogoś do pomocy nad dzieckiem, zetkniemy się zwykle z osobą mniej wykształconą – co zresztą nie jest przeszkodą, bo taka osoba też potrafi zająć się dzieckiem – ale może to oznaczać, że nie zrozumie poleceń w kwestii opieki. W RPA istnieje 11 urzędowych języków. I choć język angielski jest drugim językiem prawie każdego mieszkańca, to jednak niektórzy znają go jedynie w podstawowym zakresie.
Czym codzienność Pani dziecka w RPA różni się od codzienności jego rówieśników w Polsce?
Trochę trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo moje dzieciństwo wyglądało pewnie zupełnie inaczej niż dzieciństwo rówieśników mojego syna. Na pewno małe dzieci w RPA więcej czasu spędzają z różnego typu opiekunkami, w żłobkach i przedszkolach niż dzieci w Polsce. Dziadkowie i babcie też są tu mniej skorzy do pomocy, bo model rodziny jest tu nieco inny niż w Polsce. Z tego powodu też dużo lepiej rozwinięty jest system zajęć pozaszkolnych – dzieci mogą uczestniczyć w zajęciach sportowych, komputerowych, nauki gry na instrumentach muzycznych i wielu innych. W naszym przypadku odwozimy syna do szkoły o 7 rano i odbieramy dopiero po 5 po południu.
Jak życie w RPA wpływa na Pani dziecko? Co zyskuje dzięki temu, że dorasta w tym kraju?
Na pewno pozytywnym aspektem życia w Republice Południowej Afryki jest stykanie się dzieci na co dzień się z innymi kulturami, religiami czy rasami. To rozwija ich tolerancję i otwiera na wiele różnic. Dużym plusem jest też piękno natury, różnorodność zwierząt w RPA – aby obejrzeć w naturze Wielką Piątkę z Johannesburga trzeba przebyć niecałe 200 km do Parku Pilanesberg.
RPA jest niezwykle pięknym krajobrazowo krajem, więc mój syn od małego jest przyzwyczajany do aktywności fizycznej – chodzenie po górach, wspinanie się, kajaki czy nurkowanie z rurką to jego (i nasze) ulubione sporty weekendowe.
fot. źródło: https://www.facebook.com/BlondynkaWKrainieTeczy/