Jesteśmy niewolnikami swoich czasów i ulegamy ułudzie, że skoro od morza informacji dzieli nas jedno kliknięcie, to będziemy po chwili pływać w oceanie wiarygodnych faktów. Nic z tych rzeczy. Wklikaliśmy się pułapkę. Dość spojrzeć na pierwsze tytuły po wpisaniu słowa „koronawirus” w wyszukiwarkę:
Koronawirus, Australia. W panice wykupywali papier toaletowy
Koronawirus wywołuje panikę? „Przeszacowujemy zagrożenie”
Koronawirus. Panika groźniejsza od zakażenia…
Koronawirus. ARMAGEDON w sklepach, puste półki w …
Na początku tej gorączki na portalach społecznościowych królował filmik z konferencji dyrektor słubickiego sanepidu… i śmieszny, i straszny. Obejrzyjcie sami, nie pokusimy się o skrypt.
Iloma liczbami nie rzucono by mu w twarz, ilu fachowców nie wypowiedziałoby się w tym temacie spokojnym i dalekim od paniki głosem, Polak i tak zapyta: czy alkohol pomaga uniknąć koronawirusa i na widok osoby o azjatyckich rysach twarzy przejdzie na drugą stronę chodnika, choć wie, że to Chińczyk z targu i że od lat kupuje u niego skarpetki. O tempora, o mores!
Czy wiecie, że już nie tylko reklamy, ale i informacje są dopasowywane do naszych wcześniejszych preferencji i wyszukiwań?! Każdemu „wyświetla” się inna rzeczywistość. Żyjemy w zmanipulowanej internetowej bańce. W dążeniu do obiektywizmu i prawdy nie pomagają też media. Można odnieść wrażenie, że redaktorzy, podobnie jak „kowalscy”, wypatrują faktów przez okno wyszukiwarki i pragnienie etyki zastąpiły u nich mokre sny o klikalności.
Pomagajcie sobie, czym chcecie: 8-godzinną nocną drzemką, porcją witamin, modlitwą, ale nie dajcie sobą manipulować. Aha i znajdźmy złoty środek między wykupywaniem makaronu z Biedronki a kręceniem beki z memów o koronawirusie. Wszystko, czego nie znamy, zasługuje na respekt.