Przechodzimy w kolejny rok z głową pełną planów. Układamy sobie marzenia. Czasami na kartce papieru robimy rachunek zysków i strat. Staramy się nadać kierunek naszemu życiu na kolejny rok. Co z tych planów zostaje? Czy mogą być miernikiem naszego szczęścia, kiedy rok się kończy?
Niektórzy uważają, że lepiej nie zawracać sobie głowy układaniem przyszłości, uważają, że powinna być niespodzianką. Kto z nas nie lubi niespodzianek? Sam nie wiem, czy warto składać sobie samemu obietnice, które tak trudno spełnić. Kiedy mówię lub słyszę „szczęśliwego nowego roku”, to planuję czy marzę? A może zaklinam przyszłość, rozpoczynam pozytywną projekcję tego, co ma nastąpić? Wśród życzeń często słyszę, że najważniejsze jest zdrowie, a reszta jakoś się ułoży. To fakt, zdrowie należy się każdemu, ale co mi po nim, jeżeli przesiedzę rok na kanapie z paczką czipsów i głową pełną telewizyjnych emocji?
A gdyby spełniły się wszystkie marzenia na całym świecie? Te pięć czy siedem miliardów marzeń spełnionych w jeden rok. Myślę, że eksplozja wywołana nagromadzeniem takiego poziomu euforii rozsadziłaby ziemię. Osobiście lubię planować, meblować przyszłość. Lubię wiedzieć, na czym warto skupić swoją uwagę w najbliższym czasie. W praktyce zapisuję kilka spraw dużych i małych. Jedne z nich są bardzo pragmatyczne, jak wymiana okien czy porządek w nagromadzonych papierach. Drugie to, powiedzmy, wyzwania. Schudnąć, schudnąć, schudnąć, na przykład ta linijka pojawia się najczęściej po stronie moich wyzwań. Zapisuję też stan, który najczęściej chciałbym utrzymać w nadchodzącym roku. Chciałbym w nadchodzącym czasie być spokojnym, mieć dużo powodów do ekscytacji, być opanowanym. Właściwie jest to projekcja oczekiwanego nastroju, o którym myślę, że będzie odpowiedni dla mnie w przyszłości. Kiedy rok już przejdzie, znajduję kartkę z tym, co napisałem i sprawdzam. Mam wielką radość, kiedy choć jedną rzecz mogę z tej listy skreślić. Inne okazują się zdezaktualizowane, potrzeba ich realizacji wygasła. Inne przepisuję na nową kartkę z numerem nowego roku. Coś dopisuję i chowam kartkę, poczeka do kolejnego sylwestra.
Czy martwią mnie niezrealizowane zadania? Bywa, że irytują, ale zaraz tłumaczę sobie, że plan to nic innego jak właśnie lista spraw niezrealizowanych. Zapisuję, żeby wiedzieć, czego nie zrobiłem, a nie co mam zrobić. Ha! To taka ludzka przypadłość, umiejętność wytłumaczenia swoich zaniechań przed sobą samym. Teraz czas na zwierzenie. Co zapisałem na kartce w tym roku? Poza oczywistą sprawą – schudnąć – zapisałem jeszcze kilka innych. Osobiste zachowam w pamięci, ale było tam też jedno słowo, które zdumiało nawet mnie samego. Zrozumieć. Każde dziecko w swoim pierwszym roku i kolejnych ma za główne zadanie zrozumienie. Tego też życzę nam, dorosłym.