Lata temu wielu osobom wydawała się ekscentryczna. Z podziwem i nutą zazdrości obserwowali, gdy zdecydowała się całkowicie ogolić włosy. Słuchała Sinead O’Connor, nosiła glany, a jej prace wydawały się być najwyższym wyrazem sztuki. Zawsze była dla ludzi, angażowała się w projekty całym sercem, poświęcając czas temu, co było wtedy ważne. Czas płynął, a ten ogień, którym potrafiła rozpalać, wciąż rozgrzewał do czerwoności. Wręcz nierealna. Niesamowita. Artystka.
Z Ugandy, gdzie obecnie mieszka, wpadła na przysłowiową chwilę. Urodzona w Gdańsku, mocno związana z Trójmiastem. Sara Podwysocka, absolwentka Projektowania Graficznego w Liceum Plastycznym w Gdyni oraz Rzeźby na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, jak sama podkreśla, była skazana na sztukę i aktywizm społeczny.
Artystka na huśtawce
Taki był jej rodzinny dom. Pełen kolorów, wyjątkowych przedmiotów i miłości do ludzi. Zawsze gościnny, pełen gorących dyskusji i pomysłów, w których na egoizm nie było miejsca. Rzeczy podzieliła na ważne i ważniejsze, wierząc, że to, gdzie mieszkamy, jest największym dobrem całej ludzkości. Dwa lata temu podjęła decyzję, że czas spakować walizki i urzeczywistnić to, co sobie wymarzyła.
Zajmowali się dokładnie tym, co robiła w Polsce. Wraz z przyjaciółką budowała place zabaw, których głównym surowcem były przedmioty z recyclingu. Zachwyt zadziałał w obie strony. Pragnęła działać, mimo że z funduszami na realizację było krucho. Pomyślała „chcieć to móc” i rozpoczęła przygodę życia. Konfrontacja z zupełnie inną rzeczywistością i wymiarami pracy okazała się niezwykle ciekawa, twórcza i wciągająca na tyle, że egzotyczna Uganda stała się jej miejscem na Ziemi.
Przypadek na jarmarku
Wszystko wydarzyło się przez przypadek. Dla nowo powstałej Fundacji Re:miasto tworzyła wraz ze swoją wspólniczką z grupy Reshtki miejskie meble z opon. W trakcie warsztatów zakiełkował pomysł, aby z tego – jak się okazało trafionego – tworzywa stworzyć wyjątkowy plac zabaw. Taki z misją, celem i sensem. Święcie wierzy, że to, ile teraz da od siebie, pozwoli jej dzieciom, wnukom i prawnukom mieć na wyciągnięcie ręki świat, w którym da się żyć i oddychać pełną piersią.
Ekologia ma dla niej ogromne znaczenie. Dbałość o planetę wciągnęła ją bez reszty. Zawsze patrzy perspektywicznie, rozumiejąc, że nie jesteśmy właścicielami planety Ziemia, a jedynie jej mieszkańcami, jednym z wielu gatunków. Dlatego nie możemy sobie jej zawłaszczyć, powinniśmy ponownie nauczyć się koegzystencji z innymi jej mieszkańcami. Musimy też myśleć o kolejnych pokoleniach.
Uganda ciekawiła. Pragnęła przekonać się, jak wygląda ten zupełnie inny świat. Przyglądać się, jednocześnie robiąc coś dobrego. Zakochała się w tym kraju i poczuła sens tego, co robi. Zupełnie inaczej niż w Polsce, gdzie codziennością była walka z urzędnikami i batalie z tymi, którzy społeczników nazywają radykalnymi aktywistami. Sama tak siebie nie określa, a patrząc, jak metodycznie działa, jedyny pierwiastek szaleństwa pozostał w undergroundowym wizerunku.
Recycling jak złoto
W Ugandzie place zabaw są potrzebne, gdyż praktycznie w ogóle nie istnieją. Publicznych pieniędzy na ten cel brak, dlatego większość dzieci spędza czas, bawiąc się tym, co znajdzie przy drodze. Każdą przeszkodę można pokonać, więc środki pozyskane od gdańskiej filii międzynarodowej organizacji Soroptymist International przeznaczyła na budowę placu przy małym sierocińcu Window of Life, założonym przez Polkę i Ugandyjkę. Drugim przeprowadzonym przez nią projektem było mobilne kino dla dzieci. To, że brakujące fundusze uzbierała w internecie. Nikogo to nie zdumiało, bo energia, którą zaraża, przekona każdego. W końcu kto to widział plac zabaw bez huśtawki?! Realizowane projekty dają dzieciom wielka radość i inspirację. Spowodowała ona, że w głowie Sary powstał plan na stworzenie organizacji, której celem będzie budowa kolejnych placów i kin mobilnych. Ponadto mocno chce postawić na edukację. Doświadczenie ma, a to wydaje się być na wagę recyklingowego złota. W grupie Reshtki prowadziła warsztaty dla rodzin z tworzenia placów zabaw, ucząc przy tym świadomości ekologicznej. Kolejne z nich to warsztaty upcyclingowe, pokazujące, że odpady mogą być użyteczne i cieszyć oko.
Gdzie te HAKI?
Haki w języku suahili oznacza fair. Sklep założyły z przyjaciółką. Wymyśliły, że dadzą pracę ludziom z Ugandy, zamawiając rzeczy u lokalnego krawca czy jubilera po to, by sprzedać je w Europie. Część zysku od transakcji jest przeznaczana na projekty w Afryce.