Together Magazyn » Aktualności » Zamiast rewolucji – metoda codziennych, drobnych kroczków

Zamiast rewolucji – metoda codziennych, drobnych kroczków

Grupa GPEC dostarcza ciepło i ciepłą wodę do mieszkań w Gdańsku, Sopocie, Tczewie i Starogardzie Gdańskim. Firma prężnie się rozwija, a ponadto jest jednym z największych pracodawców w regionie. O wyzwaniach, sukcesach oraz o dobrych praktykach w budowaniu przyjaznego środowiska pracy rozmawiamy z Anną Jakób oraz Marcinem Lewandowskim – członkami zarządu GPEC.

Gepard Biznesu, Diament Forbesa – spółki Grupy GPEC mogą się poszczycić między innymi tymi prestiżowymi nagrodami. Czy osiągnięcie sukcesu rozleniwia, czy dodaje energii do działania?

Marcin Lewandowski: Na jedno ze spotkań z naszymi menedżerami zaprosiliśmy Krzysztofa Hołowczyca – słynnego kierowcę rajdowego, mistrza Europy. Jeden z pracowników zadał ciekawe pytanie, jaka myśl towarzyszyła rajdowcowi, gdy zdobywał medale. Hołowczyc powiedział, że oczywiście się cieszył, iż osiągnął sukces, ale myślami był już w kolejnym miejscu. I takie podejście jest nam – mi i Ani – bliskie. Oczywiście nagrody i wyróżnienia dają nam poczucie satysfakcji, ale my wciąż się zastanawiamy, co jeszcze możemy zrobić, myślimy cały czas do przodu i wyznaczamy kolejne cele.

Anna Jakób: Tak, dynamizm w działaniu jest dla nas bardzo ważny. Rozwój napędza nas do działania. Ciągle chcemy osiągać więcej, szukamy inspiracji i pomysłów, przyglądamy się otoczeniu, poszukując najlepszych rozwiązań. Działamy w branży ciepłowniczej, która w ogólnej opinii nie uchodzi za dynamiczną. A tymczasem dziś ta branża ma zupełnie nową twarz. Pokonaliśmy ciekawą drogę – od spółki miejskiej do nowoczesnej firmy, która jest doceniana na rynku, zatrudnia młodych ludzi i wdraża najlepsze standardy.

Macie za sobą właśnie kolejny sukces – przyłączenie Górnego Sopotu do sieci ciepłowniczej GPEC. Prace trwały osiem miesięcy, a inwestycja kosztowała 50 mln zł.

M.L.: Muszę przyznać, że to przedsięwzięcie było dla nas dużym wyzwaniem, a jednocześnie sprawdzianem, dlatego że musieliśmy zbudować ponad 17 km sieci ciepłowniczej w krótkim czasie. Zobowiązaliśmy się, że ciepło z sieci popłynie do mieszkań sopocian już jesienią, a zaczynaliśmy budowę wiosną, i to w trudnym terenie. Był to jeden z najbardziej skomplikowanych projektów Grupy GPEC, od kiedy pamiętam. Ale ten projekt pokazał, że potrafimy dotrzymać danego słowa i zgodnie z umową na koniec 2016 roku mieszkańcy Sopotu mieli już ciepło. Ponadto płacą dziś mniej za ogrzewanie, które, co ważne, jest ekologiczne i przede wszystkim bezpieczne.

A.J.: To nie pierwsza taka inwestycja, którą możemy się pochwalić. Podłączenie do sieci ciepłowniczej dzielnic Stogi i Przeróbka w 2015 roku było również bardzo skomplikowanym przedsięwzięciem. Zbudowaliśmy rurociąg, który połączył oddzielny system na Stogach z głównym systemem ciepłowniczym Gdańska. Wtedy wydawało nam się to wielkim wyzwaniem pod względem inżynieryjnym. Walczyliśmy także z czasem. Chcieliśmy zrealizować to przedsięwzięcie zgodnie z założeniem i się udało. Kolejny rok, 2016, to przyłączenie do sieci ciepłowniczej Sopotu. A obecnie przygotowujemy się do kolejnego dużego projektu inwestycyjnego, do realizacji którego chcielibyśmy wykorzystać środki pomocowe ze Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych z Unii Europejskiej. Znów będziemy budować kilkanaście kilometrów sieci w Gdańsku, po to, żeby powietrze było czystsze, a mieszkańcy mniej płacili. W ramach tej inwestycji będziemy wygaszać kotłownię węglową, tym razem na górnym tarasie Gdańska.

M.L.: Kiedy realizowaliśmy inwestycję na Stogach, a muszę dodać, że kotłownia Zawiślańska zasilała dzielnicę rozmiarem zbliżoną wielkością do małego miasteczka powiatowego, widzieliśmy z miesiąca na miesiąc coraz większe zaangażowanie naszego zespołu. W pewnym momencie zauważyliśmy, że nasze zadanie polega na tym, by po prostu nie przeszkadzać, bo pracownicy zaangażowani w ten projekt sami chcą sobie udowodnić, że dadzą radę. W Sopocie nastąpiło kolejne przesunięcie granicy mentalnej. Po raz kolejny udowodniliśmy sobie, że możemy więcej. I teraz, gdy przygotowujemy się do kolejnej inwestycji, ci sami ludzie zupełnie inaczej do tego podchodzą. Wiedzą, że będzie ciężko, ale nie boją się, bo wierzą w powodzenie tej inwestycji.

A.J.: Nierealne wyzwania okazały się osiągalne, a do tego nasz zespół czuje, że zmienia miasto. Inwestycje przekładają się na korzyści dla mieszkańców, ponieważ budujemy coś, z czego będą mogli korzystać przez wiele lat.

Jak się buduje przyjazne środowisko dla pracowników, którzy lubią swoją pracę i są zaangażowani w jej działania?

M.L.: Pracuje u nas naprawdę wielu młodych rodziców, a szczególnie dużo kobiet. Nie stosujemy parytetu ani żadnych innych wytycznych korporacyjnych. Dostosowujemy się do oczekiwań i wymagań młodych ludzi.

A.J.: Nie jesteśmy firmą produkcyjną, więc jesteśmy elastyczni, jeśli chodzi o godziny pracy. Standardem jest to, że pracownicy przychodzą pomiędzy 7.00 a 9.00 rano i wychodzą odpowiednio po ośmiu godzinach pracy. Mówimy też, że jeśli jednego dnia pracujesz krócej, bo masz chore dziecko – to my to rozumiemy.

M.L.: Ustaliliśmy też pewną zasadę, że po godz. 17.00 nie komunikujemy się, jeżeli naprawdę nie ma takiej potrzeby. Co innego, gdy zdarzy się jakaś awaria – wtedy nie mamy wyjścia i musimy skontaktować się z pracownikami, ale w przeciwnym razie wychodzimy z założenia, że sprawy muszą poczekać do rana.

AJ: I sami musimy się pilnować, bo stare przyzwyczajenia są głęboko zakorzenione [śmiech – red.].

Słyszałam, że świeżo upieczone mamy otrzymują dodatkowe 30 dni urlopu macierzyńskiego?

M.L.: Tak, ale ten dodatkowy miesiąc na opiekę nad nowo narodzonym dzieckiem może również otrzymać tata. I muszę dodać, że panowie również korzystają z tej możliwości.

A.J.: Standardem też jest, że młodym matkom przysługuje jeden dzień pracy biurowej w domu, raz w tygodniu. Praca w domu jest dostępna dla wszystkich pracowników w limicie rocznym, ale w sytuacjach wyjątkowych, jak powrót z urlopu macierzyńskiego, to właściwie normą staje się praca w domu raz w tygodniu.

Skąd czerpiecie wzorce?

M.L.: Czytamy, rozmawiamy z menedżerami z innych firm, ale też jest tak, że zatrudniając osoby poniżej 30+, trzeba się z tym liczyć, że mają już inne oczekiwania.

A.J.: Staramy się tworzyć takie środowisko, w którym każdy będzie czuł się komfortowo, także my, menedżerowie sprzed pokolenia millenialsów. Wiele ciekawych pomysłów przychodzi z wewnątrz.

M.L.: Naprawdę wierzymy w to, że nie chodzi tu o wielką rewolucję, ale o drobne, codzienne kroczki. Chcemy stworzyć warunki do rozmowy – żeby pracownicy wiedzieli, że członkowie zarządu to ludzie, z którymi się rozmawia, a nie osoby, które piszą mądre raporty. Zamiast ogromnego, budzącego respekt i dystans, ważącego pół tony biurka, w naszych pokojach wprowadziliśmy kanapy i nowoczesne meble – właśnie po to, by stworzyć przestrzeń przyjazną, otwartą do rozmowy.

Regularnie spotykamy się z wszystkimi pracownikami w niewielkich grupach, aby porozmawiać o tym, co jest dziś dla nas ważne. Podobnie związki zawodowe dzielą się z nami swoimi sugestiami. A my je wdrażamy, jeśli oczywiście są rozsądne i mają sens.

A.J.: Bardzo cenimy swobodę komunikacji. Aby przynosiła dobre efekty, nie możemy, ani też nie chcemy, budować barier. Zależy nam na skróceniu dystansu i realizowaniu wspólnych inicjatyw.

Jedną z nich jest grywalizacja. Każdy z pracowników ma na telefonie aplikację, w której zbiera punkty za małe kroki i za małe działania, które mają wspierać dbanie o siebie, zdrowie, równowagę pomiędzy życiem zawodowym a prywatnym. Punkty te są sumowane, a potem każdy z nas (bo my również zaangażowaliśmy się w tę grę) może sobie wybrać nagrody, takie jak bony do księgarni czy do sklepu sportowego. Jest też nagroda z przymrużeniem oka, jak np. podwózka przez prezesa. Prawie połowa organizacji bierze udział w tej zabawie.

M.L.: Inne firmy wprowadzają grywalizację po to, aby podnieść efektywność sprzedaży, a my stwierdziliśmy, że wprowadzimy narzędzie, które ma służyć zabawie… Chcemy zachęcić ludzi do podejścia, że życie nie składa się tylko z bycia „w pracy” i „po pracy”, ale też do tego, że ważne jest zachowanie równowagi. Grywalizacja pokazuje, żeby i w pracy, i w domu robić regularnie pewne rzeczy, że dbanie o siebie jest dobre.

Skąd pomysł na takie działania?

A.J.: Ta świadomość kształtowała się w czasie. Rok, półtora roku temu zastanawialiśmy się nad tym, kim chcemy być, jeśli chodzi o kulturę naszej organizacji. Te nasze drobne pomysły są odzwierciedleniem tych dyskusji. Wcześniej koncentrowaliśmy się na wynikach, a teraz chcemy, żeby oprócz tego pracowało się fajnie i by każdy pracownik przychodził do pracy z uśmiechem.

M.L.: Oczywiście my jesteśmy od tego, żeby pewne rzeczy przypilnować i kontrolować, ale jeśli się okaże ludziom pewne zaufanie, to odpowiedzialność i zaangażowanie ludzi w pracę rośnie sama.

Dziękuję za rozmowę.

Oceń
Szanowni Państwo,
Together Magazyn

W dniu 25 maja 2018 r. weszło w życie Rozporządzenie o Ochronie Danych Osobowych (RODO), czyli Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE. Jego celem jest unowocześnienie oraz ujednolicenie regulacji dotyczących ochrony danych osobowych obowiązujących na terenie Unii Europejskiej.

Niezbędne pliki cookies

Aby strona działała poprawnie pliki cookie powinny być włączone przez cały czas.

Pliki cookie innych firm

Włączenie tych plików cookie pomaga nam ulepszać naszą stronę.