Kto nigdy o TYM nie zapomniał, niech pierwszy rzuci… czymkolwiek. Raz zapomniałam odebrać córkę z przedszkola. To był dzień, w którym przyjeżdżał po nią jej tata, ale wyjątkowo poprosił o zamianę, a mnie ten fakt wyleciał z głowy. Nie muszę chyba opisywać, co miała mi do powiedzenia pani dyrektor, gdy do mnie zadzwoniła. Kilka przedszkolnych wpadek pożyczyłam nawet bohaterce jednej z moich książek, Inna kobieta, bo postać jej córki jest wzorowana właśnie na Julce. Tak, tak, dziś śmiało mogę stwierdzić, że logistyka na tym etapie edukacji to dla samotnego rodzica hardkor.
Shine bright like a diamond
Innym razem wmówiłam dziecięciu, że bluza dresowa to świetny strój galowy, bo ma naszyte cekiny. Oczywiście znów przez sklerozę. Tego dnia dzieci miały być w przedszkolu ubrane na galowo, ale przypomniałyśmy sobie o tym dopiero w przedszkolnej szatni. Na szczęście Julka dała się przekonać, że wygląda wystarczająco szałowo.
Aj tam, aj tam. Składniki
Środek tygodnia, ciemno, zimno, późno. Praca zrobiona, pranie zrobione, zakupy zrobione, obiad na następny dzień przygotowany, półprodukty drugośniadaniowe dla latorośli czekają w lodówce. Siadam wygodnie pod kocykiem z książką w dłoni. I nagle ze skrupulatnie umoszczonej chmurki ściąga mnie cichy, lecz nieznoszący sprzeciwu głosik pociechy, światła życia, podpory starości:
– Zapomniałam ci powiedzieć, że będziemy robić sałatkę i na jutro potrzebuję SKŁADNIKI – jakże okrutnie, jak brutalnie dudni w zaistniałych okolicznościach to niewinne z pozoru słowo.
Boże miłosierny, spraw proszę, abym miała te potworne SKŁADNIKI w lodówce. Dostaję pod nos podsuniętą, zapisaną dziecięcymi literkami kartkę: ogórki kiszone (mam!), jajka (są!), majonez (jest!) i to by było na tyle radości. Bo oczywiście groszku zielonego, ziemniaków i szczypiorku niet. Dobrze, myślę sobie, spokojnie, nie takie rzeczy. Przecież w jeden wieczór potrafiłam już i kostium pszczółki, i stroik świąteczny z niczego ogarnąć. Nie straszna mi ziemniaczana sałatka.
Odkładam książkę, zamykam laptopa, wkładam dwa kilo ubrań, zawijam się szalikiem i wychodzę w mroźną noc. Oczywiście, że nie mam gotówki i nie mogę iść do sklepiku naprzeciwko, który nie słyszał o urządzeniach typu terminal, miękki papier toaletowy, naczosy czy podłączona do prądu lodówka. Powłóczę nogami do żabki, kupuję, wracam, zdejmuję dwa kilo ciuchów, rozpakowuję zakupy, przygotowuję dziecku deseczkę, widelec, łyżkę, zabezpieczony nożyk, fartuszek i chustkę na głowę, gotuję ziemniaki, potem jajka, z których jedno okazuje się zepsute, zostało tylko jedno, a potrzebne są dwa, więc co robię? A co mam zrobić, wkładam dwa kilo ciuchów i zachrzaniam z powrotem do żabki. Wracam, gotuję drugie jajko, wkładam wszystkie produkty do pojemnika, pojemnik do torby, zabezpieczam, żeby się nie porozwalało, siadam. I wtedy przychodzi sms: Witam serdecznie, robienie sałatki przekładamy na za tydzień. Z pozdrowieniami i życzeniami spokojnej nocy, Wychowawczyni.
Odkładam telefon.
Podchodzę do spakowanej torby, wyjmuję poukładane
składniki.
„Jednak lepiej było, jak ludzie nie mieli komórek”
– myślę sobie, biorę jajko, obieram ze skorupki i zjadam z
majonezem.
Karolina Głogowska – dziennikarka, współautorka powieści Dwanaście życzeń, Inna kobieta, Zanim cię zapomnę. Była redaktorką prowadzącą i wydawczynią serwisów internetowych. Obecnie współpracuje z Polską Agencją Prasową i pisze kolejną książkę. Jej najnowsza powieść Mój ukochany wróg ukaże się nakładem W.A.B. w marcu 2020. Kiedy nie pisze, śpiewa w chórze albo tańczy flamenco.