O Szwajcarii nigdy nie marzyła, choć to właśnie tam wraz z rodziną znalazła swoje miejsce na ziemi. Ewa Anna Trybuszewski, mama dwójki dzieci, opowiada o tym, jak żyje się w kraju, gdzie porodówki przypominają hotele, a dzieci od najmłodszych lat uczy się samodzielności i przedsiębiorczości.
Jak się żyje w jednym z najbogatszych państw na świecie?
Fantastycznie, chociaż trzeba podkreślić, że Szwajcaria nie jest krajem dla każdego. Znam osoby, które często narzekają na różne aspekty życia tutaj. Jednak to, co wielu postrzega jako wady, ja uznaję za zalety.
Na przykład?
Podoba mi się, że w Szwajcarii wszystko jest sformalizowane. Przepisy jasno określają różne przejawy życiowej aktywności, choćby takie jak wiek, w którym dziecko powinno iść do przedszkola, sposób segregowania śmieci czy zasady dotyczące wyprowadzania psów. Dzięki temu życie staje się pewne i przewidywalne. Mam poczucie, że nic mnie nie zaskoczy.
Kolejna sprawa – w Szwajcarii każdy szanuje swój czas. Jeżeli sklep jest otwarty do 18, a ty zjawisz się tam w trakcie zamknięcia, nie licz na to, że sprzedawca zostanie dłużej w pracy, aby cię obsłużyć.
W jaki sposób Szwajcarzy odnoszą się do obcokrajowców?
Są otwarci na świat i osoby z zagranicy, dużo podróżują, ale jednocześnie niechętnie dopuszczają innych do siebie. Nie każdy może do Szwajcarii przyjechać, wynająć mieszkanie, dostać pracę. Mile widziani są obcokrajowcy, którzy mają odpowiednio dużo pieniędzy na rozpoczęcie życia w tym drogim kraju i potrafią przystosować się do panujących tu warunków. Trudno jednak liczyć na zażyłe znajomości ze Szwajcarami. Są co prawda grzeczni, uprzejmi, uśmiechnięci i ciekawi ludzi (podczas spacerów z dziećmi często zdarza mi się, że ktoś mnie zaczepia, aby zamienić ze mną kilka słów), ale jest to jedynie powierzchowny kontakt.
Jak wyglądają relacje w szwajcarskich rodzinach?
W naszej rodzinie mój mąż pracuje, a ja wychowuję dzieci, jednak to nie jest popularny model. Kobiety po urlopie macierzyńskim, który w Szwajcarii trwa sześć miesięcy, bardzo często wracają do pracy, a za utrzymanie rodziny i wychowanie dzieci są odpowiedzialni oboje rodzice. W Polsce najczęściej to matka bierze urlop na opiekę nad dzieckiem lub pracuje na mniejszą część etatu, aby się nim zająć. W Szwajcarii nie ma tak wyraźnego podziału i dąży się raczej do równouprawnienia. Gdy zachodzi potrzeba, aby mój mąż zaopiekował się dziećmi, bez problemu dostaje dzień wolny, który jest w 100% płatny. Odczuwam to jako duże wsparcie ze strony pracodawców.
Czy w Szwajcarii rodziny mogą liczyć na pomoc także ze strony państwa?
Nie powiedziałabym, że Szwajcaria jest prorodzinna. Rząd na pewno nie zachęca do zakładania rodziny. Dodatki socjalne są niskie, wynoszą średnio 200 franków miesięcznie na każde dziecko, co przy tutejszych zarobkach oraz kosztach życia jest kwotą nieodczuwalną i raczej nie przekonuje Szwajcarek do rodzenia.
Ty urodziłaś w Szwajcarii dwójkę dzieci. Jak w tym kraju wygląda opieka okołoporodowa?
Wiele zależy od miejsca zamieszkania. Ja zdecydowałam się na poród w szpitalu w mieście położonym około godzinę drogi od wioski, w której mieszkam. Na sali znajdowało się jacuzzi i nie było na niej nikogo poza mną, moim mężem i oczywiście personelem medycznym. Wszystko odbyło się bez pośpiechu, stresu, w spokojnej atmosferze. To sprawiło, że poród wspominam z uśmiechem na twarzy, podobnie jak czas tuż po nim. Gdy trafiłam na salę poporodową, poczułam się jak w hotelu. Ręczniki, kosmetyki, szczoteczka do zębów – to wszystko było dostępne. Nie potrzebowałam w zasadzie niczego poza torebką i niedużą siatką ubrań na przebranie. Jestem pewna, że w Polsce pod tym względem jest jeszcze sporo do nadrobienia, choć nie mam bezpośredniego doświadczenia, bo tak jak mówisz, nie rodziłam w kraju.
Prowadziłaś za to część swojej pierwszej ciąży. Zauważyłaś różnice w opiece lekarskiej?
Podejście polskich i szwajcarskich lekarzy jest diametralnie różne. Podczas wizyty u ginekologa w Szwajcarii usłyszałam tylko, że wszystko jest w porządku. Pamiętam, że na początku czułam z tego powodu duży niedosyt, bo w Polsce dostawałam plik szczegółowych wyników badań i mnóstwo informacji na temat przebiegu ciąży. Z czasem zauważyłam jednak, że ta lakoniczność szwajcarskich lekarzy bardzo mnie uspokaja.
Czy w Szwajcarii istnieje odpowiednik mitu Matki Polki?
Nie zauważyłam. Kobieta w Szwajcarii ma się przede wszystkim spełniać, a nie poświęcać rodzinie. Jeżeli po zakończeniu urlopu macierzyńskiego oddaje dziecko do żłobka i wraca do pracy, nikt nie postrzega tego negatywnie. Jednocześnie nikt nie krytykuje mnie za to, że zdecydowałam się poświęcić opiece nad dziećmi w domu. Nikt nie zadaje mi też pytań, dlaczego nasze dzieci nie mówią po niemiecku, skoro mój mąż świetnie zna język i mógłby je go nauczyć. Szwajcarzy mają dużo szacunku do cudzych wyborów i unikają oceniania innych. W Polsce bardzo często brakuje mi tego brakuje. Za każdym razem, gdy wracam do kraju, słyszę pytania, których w Szwajcarii nikt mi nie zadaje.
Na czym polega szwajcarskie wychowanie?
Dla mnie szwajcarski model wychowania najlepiej ilustruje zalecenie, aby dzieci, pięcio-, sześciolatki chodziły same do przedszkola, co w Polsce jest raczej nie do pomyślenia. To świetnie pokazuje, że Szwajcarki są zdecydowanie mniej troskliwe niż Polki. Nie chodzą za swoimi dziećmi krok w krok, nie kontrolują ich. Dają im bardzo dużo swobody i stawiają na to, aby już od najmłodszych lat były samodzielne i odpowiedzialne. Z tym wiąże się jeden z panujących tu zwyczajów, który bardzo mi się podoba. Kilka razy w roku dzieci chodzą od domu do domu, sprzedając wykonane przez siebie rzeczy. To dla nich świetna lekcja przedsiębiorczości. Poza tym rodzice zaszczepiają w swoich dzieciach zamiłowanie do aktywności fizycznej. Dzieci spędzają mnóstwo czasu na świeżym powietrzu, uczęszczają na dodatkowe zajęcia sportowe czy taneczne.
Ty wychowujesz swoje dzieci po szwajcarsku?
Staram się, chociaż nie ukrywam, że wciąż drżę o nie na placu zabaw czy przy drodze. Obserwuję jednak Szwajcarki i uczę się ufać, że moje dzieci są na tyle samodzielne, że poradzą sobie same.
Czym różnią się dzieci w Szwajcarii od swoich rówieśników w Polsce?
W Polsce dzieciom się wpaja, że z nieznajomymi nie powinno się rozmawiać. Tutaj żaden rodzic tak nie uważa, co sprawia, że dzieciaki są znacznie bardziej otwarte na nieznajomych. Nie zapomnę mojego zdziwienia, gdy pewnego dnia, podczas spaceru zagadnął mnie pięciolatek, który szedł, oczywiście sam, do przedszkola.
Jak w Szwajcarii funkcjonują przedszkola?
Są obowiązkowe od piątego roku życia. Dziecko musi chodzić do przedszkola przynajmniej rok i po tym czasie ocenia się, czy może ono już pójść do szkoły. To sprawia, że dzieci rozpoczynają edukację wtedy, gdy są na to gotowe.
Przejdźmy zatem o szczebel wyżej na drabinie kształcenia i porozmawiajmy o tym, jak funkcjonuje szwajcarska szkoła.
Moje dzieci nie chodzą jeszcze do szkoły, ale bardzo skrupulatnie notuję to, co usłyszę od znajomych lub zaobserwuję na co dzień, bo mieszkam na przeciwko budynku szkoły. Dzieci od 11:00 do 13:30 mają przerwę, a po niej lekcje maksymalnie do godziny 16. To wyzwanie dla rodzica, który musi wyrwać się z pracy lub zmniejszyć sobie etat, aby móc się w tym czasie zająć dzieckiem. Dlatego po lekcjach uczniowie najczęściej biorą udział w zajęciach dodatkowych, ale raczej nie są to korepetycje czy nauka języków obcych, a zajęcia artystyczne i sportowe, o których wcześniej wspominałam.
Jakie zauważasz różnice w porównaniu z polskim systemem edukacji?
Z tego co wiem, na początku edukacji uczniowie nie dostają ocen, a rodzicom przekazuje się jedynie informacje o tym, jak ich dziecko się rozwija, i w czym jest dobre. W Szwajcarii panuje przekonanie, że miejscem do nauki jest wyłącznie szkoła, nie zadaje się zatem prac domowych. Bardzo mi się podoba, że dzieci raz w roku, w ramach szkolnych zajęć, muszą obowiązkowo spędzić dzień z mamą lub tatą w pracy, bez względu na to, czy ich rodzice są zatrudnieni w banku, w sklepie czy na budowie. W tym czasie dzieci dowiadują się, jak wyglądają obowiązki zawodowe i pomagają w ich wykonywaniu. Kult pracy jest w Szwajcarii bardzo ważny i wpaja się go dzieciom już od wczesnych lat.
Czy to przekłada się na wyścig szczurów wśród dzieci i ich rodziców?
Szwajcarskie dzieci nie żyją pod presją. To oczywiście zależy od etapu kształcenia – im wyższy, tym wyższe są wymagania wobec uczniów. Jednak to wyłącznie oni decydują o tym, czego i jak dużo będą się uczyć. Pod tym względem nie ma żadnego przymusu, bo to dziecko wybiera sobie ścieżkę kariery, a trzeba przyznać, że perspektywy rozwoju są tutaj bardzo duże, znacznie większe niż w Polsce. To wszystko sprawiło, że właśnie tutaj zdecydowałam się wychowywać dzieci.
Życie w Szwajcarii od zawsze było w twoich planach?
Przeciwnie. W liceum nie znosiłam uczyć się niemieckiego i nie wyobrażałam sobie, że mogłabym mieszkać w niemieckojęzycznym kraju. Miłość zdecydowała jednak inaczej. Teraz wydaje mi się, że Szwajcaria była moim niewypowiedzianym marzeniem. Pamiętam, że jako dziecko wyobrażałam sobie, jak wspaniale byłoby żyć w miejscu, w którym małe domki rozciągają się u stóp wysokich, ośnieżonych górskich zboczy. Teraz mieszkam w niedużej wiosce, w wysokich górach, gdzie zima i śnieg utrzymują się bardzo długo.