Całe życie powatarzamy sobie, że „świat jest mały”. Często nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo to określenie jest prawdziwe. Chodząc po ulicy, przemierzając bezkresne wydawałoby się kilometry miast, mijamy często ludzi bardzo nam bliskich. Gdy planowałem napisać kolejny artykuł o problemie ludzi bezdomnych, przydarzyła mi się niesamowita historia. Poznajcię ją.
Był zwykły kwietniowy dzień. Jak co tydzień wracałem z uczelni, błądząc myslami po najrozmaitszych błachostkach, oderwany od otaczającego mnie świata. Byłem tylko ja i muzyka, która towarzyszy mi w każdej wolnej chwili. Wyciągnąłem z torby kanapkę, uznając, że jest to dobry czas na posilenie się przed podróżą do domu.
Tak bardzo zasłuchany nie zauważyłem nawet, kiedy podszedł do mnie pewien mężczyzna.
– Dzień dobry. Mam do Pana pewne pytanie.- rozpoczął.
Domyslałem się po jego niezbyt bogatym ubiorze, iż jest on bezdomnym bądź, jak to często bywa, osobą nadużywającą alkohol. Jednak kiedy owego alkoholu nie zdało się wyczuć w powietrzu, od razu odrzuciłem drugą wersję.
– Tak? – odparłem, ściągając w tym samym momencie słuchawki.
– Jestem osobą bezdomną. Nie chcę od Pana żadnych pieniędzy na wino ani na wymyślone jedzenie. Jestem bardzo głodny, a widzę, że je Pan kanapkę. Czy miałby może Pan jeszcze jedną?
Te pytanie zaskoczyło mnie totalnie. Owy bezdomny był jednym z nielicznych osób naprawdę potrzebującą jedzenia. Zaniemówiłem. Przez chwilę popatrzałem się na niego, by odrzec:
– Oczywiście.
Wyciągnąwszy z torby ostatnią kanapkę, bodajże z serem, zauważyłem na ustach mężczyzny serdeczny, prawdziwy uśmiech.
– Dziękuję.- odparł bezdomny – Jest Pan naprawdę bardzo miły. Mam na imię Andrzej.
Po skonsumowaniu małego bądź co bądź posiłku mężczyna nadal stał przy mnie i kontynuował rozmowę.
– Jeszcze pare lat temu nie byłbym w stanie poprosić kogoś o kanapkę, uwłaczałoby to mojej osobie, jednakże dziś sytuacja jest zupełnie inna. Wie Pan, kiedyś miałem dom i rodzine oraz piękny dom w Tczewie. Wszystko układało się bardzo dobrze. Nie mieliśmy z żoną żadnych problemów finansowych, córki dobrze się uczyły, jednak praca mojej żony wymagała dużej ilości czasu. Wieczorami, kiedy reszta już spała, czułem się samotny. Zacząłem sięgać po alkohol i nawet nie zauważyłem jak szybko się uzależniłem.
– Jak zareagowała pańska żona?- zapytałem z zaciekawieniem.
– Przez długi czas starała sie mi pomóc. Ewa wysyłała mnie na spotkania w grupie uzależnionych. Zmieniła nawet pracę na gorszą, tylko dlatego, żeby móc być przy mnie. Niestety, rodziło to kolejne problemy, tym razem finansowe. Zaczęło sie tworzyć błędne koło. Coraz częściej wracałem do domu w stanie, o którym wolałbym zapomnieć. Potem zacząłem bić moją żonę. W końcu Ewa mnie wyrzuciła. W sumie nie dziwię się jej, gdyż to co robiłem było poniżej godności człowieka. Tak oto zostałem osobą bezdomną. Wszyscy w rodzine odrwócili się ode mnie, popierając moją żonę. Po roku tułaczki po Tczewie przeniosłem się do Trójmiasta. Tutaj przebywam od dłuższego czasu. Żony ani córek nie widziałem parę lat.
Zrobiło mi się bardzo przykro. Widziałem w oczach mężczyzby ból i smutek. Czułem, że naprawdę żałował tego co zrobił. Andrzej podziękował mi jeszcze raz, uśmiechnąłem się, a on poszedł w swoją stronę.
Ta sytuacja nie wydaje się zbyt szczególna, jednak, gdy opowiedziałem ją mojemu tacie, okazało się, że pan, któremu pomogłem może być moim wujkiem, którego moja ciocia zostawiła kilka lat temu. Wszystko się zgadza: ciocia Ewa, kuzynki, mieszkanie w Tczewie, w końcu WUJEK Andrzej.
Po dziś dzień nie potrafię sobie wyobrazić, jaki świat potrafi być zaskakujący, jaki jest mały. Całe zdarzenie nasuwa mi pewną myśl: Nie przechodźmy obok ludzi potrzebujących pomocy. Być może to nasza rodzina.