Ta szkoła tryska pozytywną energią, podobnie jak jej właścicielka. Już na sam wydźwięk nazwy człowiek zaczyna się uśmiechać. O dancehallu, jamajskich rytmach i pozytywnych wibracjach rozmawiamy z właścicielką szkoły, Dominiką Peszel.
Justyna Michalkiewicz-Waloszek: Widziałam twoje występy telewizyjne. Mam Talent, Dzień Dobry TVN, a nawet głośna produkcja Bollywood, realizowana w Gdańsku. Dzieje się, prawda?
Dominika Peszel: Tak, to szalenie miłe. Dostaję zaproszenia, które zawsze mnie pozytywnie zaskakują.
Jak wyglądały kulisy realizacji Bollywood?
Kilka dni przed rozpoczęciem zdjęć otrzymałam telefon. Plan zdjęciowy trwał 7 dni. Spędzaliśmy na nim po 10-12 godzin. Przy realizacji pracowało 40 tancerzy z całej Polski, w tym również skład z Siemanko. To była wysokobudżetowa produkcja.
Był czas, aby nauczyć się choreografii?
Ależ skąd! Na plan przychodziliśmy wcześnie rano. Zdarzało się, że przez kilka godzin nie robiliśmy nic, aby potem natychmiast rozpocząć zdjęcia. Choreograf pokazywał nam układy, a my mieliśmy chwilę, aby je zapamiętać.
Pamiętasz jakiś moment kryzysowy?
Tak, gdy kręciliśmy scenę tańca przed ECS, w skórzanych spodniach i kurtkach. Było gorąco, a my mieliśmy kilkadziesiąt powtórzeń. Całą produkcję wspominam jednak bardzo dobrze. Na koniec zawinęłam dwa rowery, które były elementami scenografii (śmiech). Bardzo chciałam je odkupić. Dzisiaj mam pamiątkę w moim ogródku.
Udało ci się osiągnąć spory sukces. Masz dobrze prosperującą szkołę tańca w Trójmieście oraz agencję artystyczną. Długo nad tym pracowałaś?
Całe życie. Moja taneczna historia zaczęła się w wieku 12 lat od zajęć hip-hop w Człuchowie. Szybko zaproszono mnie do składu, który jeździł na zawody ogólnopolskie. Im dłużej w tym siedziałam, tym większą łapałam zajawkę. Nigdy nie miałam momentu zawahania ani nie zrobiłam sobie przerwy. Gdy przyjechałam do Gdańska na studia prawnicze, zaczęłam szukać nowego miejsca dla siebie. Przeszłam chyba przez wszystkie możliwe szkoły taneczne, jakie wówczas działały w Trójmieście. Z żadną nie potrafiłam się jednak utożsamić. Wędrowałam z miejsca na miejsce, startowałam w zawodach, budowałam doświadczenie i umiejętności. Miałam ogromną potrzebę rozwoju. Wysiłki zaowocowały, a ja w wieku 20 lat dostałam propozycję prowadzenia zajęć w szkołach: „Da Soul Kids” oraz „White Slide”.
Czyli przepisem na sukces jest determinacja.
Działanie! U mnie wszystko rozwijało się stopniowo. Myślę, że nie można prowadzić szkoły tańca bez przejścia całej drabiny. Byłam pokornym uczniem i obserwatorem, później sumiennym nauczycielem. Obserwowałam, analizowałam i zreasumowałam w jednym miejscu wszystko to, co próbowałam znaleźć w przeszłości. Na początku wszystkie decyzje podejmowałam intuicyjnie. Zdarzały się rozczarowania, które podcinały mi skrzydła. Dziś wiem, że to były bezcenne lekcje, które zaprowadziły mnie tu, gdzie jestem.
Skąd pomysł na Siemanko?
Jako nastolatka jeździłam na różne zawody, a mój przyjaciel tworzył dla mnie koszulki z napisem „Siemanko Domi”. Gdy otwierałam szkołę, Siemanko przyszło do mnie bardzo naturalnie. Michał powiedział, że będzie zaszczycony, jeżeli użyję tej nazwy.
Nazwa jest bardzo młodzieżowa.
Był czas, kiedy chciałam ją zmienić, żeby nie kojarzyła się wyłącznie z ofertą dla młodzieży. Szybko jednak zrozumiałam, że Siemanko to historia, na którą długo pracowałam. Jest prosta, wesoła i autentyczna. Nazwa jest tak pozytywna, że wystarczy ją wymówić, aby się uśmiechnąć. Dzisiaj bardzo się z nią utożsamiam.
Co jest najważniejsze w biznesie tanecznym?
Trzeba mieć szczęście do ludzi. Mam fantastyczną ekipę lojalnych i pozytywnych instruktorów, którzy są ze mną od samego początku. Staram się, aby każdy gość czuł się tutaj swobodnie, bo wiem jakim wyzwaniem jest dla niektórych postawienie pierwszych kroków na sali tanecznej. Klientów traktuję jak najlepszych przyjaciół. Na drzwiach od szatni jest zawieszona kartka z napisem „Zakaz narzekania”, czego bardzo pilnuję (śmiech).
W Siemanko są zajęcia dla małych i dużych. Zatańczymy tu nie tylko dancehall, ale również hip-hop, taniec nowoczesny czy twerk. Do kogo skierowana jest oferta?
Do każdego. Do amatorów i profesjonalistów. Mamy nawet zajęcia dla mam z dziećmi w chustach, więc najmłodsi uczestnicy jeszcze nawet nie raczkują! Dla dzieci od 3 roku życia mamy zajęcia umuzykalniające. Podczas gdy najmłodsi bawią się na jednej sali, równolegle prowadzimy zajęcia dla ich rodziców. Dwa razy do roku organizujemy dla wszystkich grup pokazy w teatrze, wtedy mama może zatańczyć z dzieckiem na jednej scenie.
Twoją drugą wielką pasją są podróże. Kilkukrotnie byłaś na Jamajce. Jak tam jest?
Jamajka była moim ogromnym marzeniem, odkąd zakochałam się w dancehallu. Marzyłam o nauce kroków od twórców, o poznaniu tej kultury nie tylko z Internetu. To kraj, w którym niczego nie można przewidzieć, natomiast wiele może nas zaskoczyć. Pierwszy raz pojechałam tam w 2014 roku. Znalazłam się w odpowiednim miejscu i czasie. Zajęłam 3 miejsce w zawodach organizowanych w Kingston, wystąpiłam w dwóch teledyskach jamajskiego artysty – Richiego Stephensa, a nawet wylądowałam w programie na żywo. Znajomy zaprosił mnie jako publiczność do polskiego odpowiednika „Mam Talent”. Po jego zakończeniu ekipa techniczna zbierała sprzęt przy rytmach dancehallu. Zaczęłyśmy z koleżanką tańczyć. Chwilę później reżyser programu zaprosił nas do występu na żywo. To zabawne, że w Polsce przygotowania do takiego programu zaczynają się już tydzień wcześniej. Na Jamajce nie miałam żadnych przygotowań. Oni mają niesamowity luz.
Z tym luzem żyje się łatwiej czy paradoksalnie trudniej?
Łatwiej, bo oni często nie mają porównania. Gdy Jamajczyk ma zaplanowane warsztaty taneczne, które prowadzi, nikogo nie dziwi, że przychodzi 4 godziny później. Zauważyłam jednak, że po kontaktach z Europejczykami stają się punktualni, bo rozumieją nasz punkt widzenia. Jamajczycy nie martwią się problemami, na które nie mają wpływu. Tego warto się od nich uczyć.
Jakie masz plany na przyszłość?
Myślę o otwarciu jeszcze jednej szkoły. Marzę, aby nasze show uświetniało największe eventy w Polsce i nie tylko. Wiem, że to dopiero początek dla Siemanko. Chciałabym wciąż mieć czas na podróże, realizację spontanicznych pomysłów i naukę portugalskiego. Być szczęśliwą kobietą i dzielić się tym szczęściem ze wszystkimi, którzy odwiedzą studio tańca Siemanko.