Wywiad z Arkadiuszem Grzędzickim – projektantem wnętrz marki VOX
Małe przestrzenie to znak naszych czasów. Nasuwa się zatem pytanie: jak zagospodarować niewielkie mieszkanie lub skromną kawalerkę, by nie stracić cennej przestrzeni?
Jeżeli chcemy maksymalnie wykorzystać przestrzeń, unikając efektu zagracenia, dobrym pomysłem jest skierowanie się ku górze. Czyli zajmowanie jak najmniej miejsca na podłodze, za to korzystanie z kierunku pionowego. Do łask wracają pawlacze w nowoczesnej formie czy biblioteka wokół obrysu sufitu. Przestrzeń zależy również od oświetlenia. Dobra gra światła optycznie powiększa i wprowadza nową estetykę. Proszę też pamiętać, że nawet sufit tylko umownie jest sufitem. W śmielszych projektach może grać rolę tzw. piątej ściany.
A skoro o suficie mowa: na myśl przychodzi mi szachownica w Crazy Roomie [Starter – Gdański Inkubator Przedsiębiorczości – przyp.red.]. Skąd miał Pan pomysł na tak śmiały projekt?
Projekt Crazy Roomu powstał po wielu ankietach przeprowadzonych wśród firm, które najmują sale w Starterze. Ankietowani chcieli, by kreatywna przestrzeń służyła jako ciekawe miejsce na nieformalne spotkania. Takie, w których każdy mógłby czuć się swobodnie. Postanowiłem więc „odgarniturować” to miejsce. Tak, by do rozmów biznesowych zaczęto podchodzić mniej konwencjonalnie. Wprowadziłem trochę szaleństwa, by pracownicy poczuli się jak dzieci. W niepochlebnych opiniach zarzucano mi infantylność, a ja się z tego cieszę. Już nie pamiętam, dlaczego akurat wybrałem motyw Alicji w Krainie Czarów. Chyba ze względu na Tima Burtona. Czerpałem inspirację z jego filmów.
Szaleństwo i odwaga chyba nie są mocnymi stronami Polaków. Kiedy wchodzę do mieszkań młodych ludzi, zawsze widzę tylko trzy barwy: biel, szarość i beż. Taka jest teraz moda?
Myślę, że ludzie powoli się męczą tą monotonią. W polskich wnętrzach jeszcze długo nie będzie szaleństwa. Polacy boją się odwagi i śmieszności. Kolor powraca jedynie w akcentach. Najnowszym trendem aktualnie jest pastel, szczególnie mięta, odcienie zieleni i niebieskiego. W dalszym ciągu królują naturalne materiały i eklektyzm, czyli łączenie starego z nowym albo starego z jeszcze starszym. Ma to swoje uzasadnienie, również ze względu na cenę. Eklektyzm jest niedrogim sposobem na przyjemną i piękną aranżację mieszkania. Ostatnio panuje też moda na hygge, czyli duński sposób na życie, widoczny we wnętrzach.
A hygge według projektantów to…?
…budowanie ciepła w domu, czyli wszystkie naturalne materiały, przyjemne tkaniny, wełna, drewno, otwarty ogień. Hygge to przestrzeń sprzyjająca budowaniu relacji. Przestrzeń, w której czujemy się szczęśliwi. Myślę, że ten trend będzie się utrzymywał. Skandynawia zawsze była na topie, mimo że niewiele zmieniła na przestrzeni lat.
Jaki pomysł na wnętrze ma VOX? Co proponuje marka?
VOX na rynku zdecydowanie się wyróżnia. Cechuje ją moda i przystępność cenowa, a poza tym stawia na indywidualizm. Jej hasło to: „wolność zaczyna się w domu”. VOX stawia na multifunkcjonalność, a meble zmieniają się wraz z potrzebami. Dziś, na przykład, ludzi cechuje nomadyczność. Częściej niż kiedyś przemieszczają się z całym dobytkiem, a marka wychodzi temu naprzeciw, proponując takie kolekcje, jak Balans czy Custom. Co ważne, przed wprowadzeniem nowej kolekcji zawsze przeprowadzane są badania na grupie badawczej. Tak było z kolekcją 4 You, która docelowo była podyktowana osobom starszym, a jednak zachwycili się nią młodzi.
I to spowodowało, że zdecydował się Pan podjąć z nią współpracę?
Po raz pierwszy zetknąłem się z marką VOX 10 lat temu, jeszcze podczas studiów. Teraz zdecydowałem się ponownie nawiązać współpracę, bo jest bezkonkurencyjna w swoim przedziale. Przede wszystkim jest polską marką i współpracuje z polskimi projektantami. Są to młodzi ludzie po wzornictwie przemysłowym i architekturze wnętrz, a każdy z nich ma do zaproponowania wiele ciekawych rozwiązań. Widzę, jak marka się zmienia oraz wychodzi naprzeciw klientom i inwestorom. To taka moja mała miłość. Czuję w stosunku do niej dużo sentymentu.
A po co nam, klientom, projektanci wnętrz? Dlaczego mielibyśmy korzystać z takich usług?
Deweloperzy coraz częściej budują małe mieszkania, w których chcą dużo zawrzeć. Niech przykładem tu będzie popularne łączenie aneksu kuchennego z salonem. A przecież funkcje tych dwóch całkowicie się różnią. Architekci od brył często zapominają, że odpowiedzialność za dobre wykorzystanie przestrzeni spada potem na klienta, przy czym ta przestrzeń nie zawsze jest łatwa do zagospodarowania. My natomiast wybiegamy myślą w przód. Już na wczesnym etapie widzimy możliwości ciekawej aranżacji z wykorzystaniem dostępnej przestrzeni. Myślę, że klienci potrzebują projektantów wnętrz również po to, by zrzucić z siebie odpowiedzialność za efekt końcowy. Często widać to w sytuacji par i małżeństw. Projektant jest wówczas sekundantem, który łagodzi konflikty i ułatwia podjęcie decyzji.
Jak wygląda taka współpraca? Czy klienci mają już gotowe pomysły na wnętrze, czy raczej otwierają się na Pańskie rozwiązania?
Myślę, że są dwie grupy klientów. Pierwsza, w której klient już na samym początku wie, jaki chciałaby osiągnąć efekt końcowy, lecz nie ma pomysłu, za pomocą jakich środków mógłby to uzyskać. Wie co, ale nie wie jak. Gubi się na rynku dużej ilości materiałów. W drugiej grupie są natomiast klienci, którzy nie mają żadnego pomysłu na przestrzeń. Po prostu chcą, by było wygodnie i fajnie. W obu przypadkach z pomocą przychodzi projektant. Po rozmowach i dogłębnej analizie wie, jakie są potrzeby klienta. W takiej współpracy najważniejsze jest to, by wypracować zaufanie. W końcu oddaje się w nasze ręce nie tylko mieszkanie, ale również marzenia, emocje i własną historię.
I na koniec: o czym marzy projektant?
Życzyłbym sobie więcej szaleństwa i odwagi w polskich wnętrzach. Obawiam się jednak, że tego jeszcze długo nie będzie. Polacy boją się potraktować mieszkanie z lekkim przymrużeniem oka. A szkoda. Małe, zabawne detale, na przykład nietypowa tapeta czy śmieszna lampa, potrafiłyby całkowicie zmienić charakter wnętrza.
Życzę zatem wielu odważnych klientów. Dziękuję za rozmowę.
Kamila Gulbicka