Together Magazyn » Sport » Mecz przyjaźni w Gdańsku dla Śląska Wrocław

Mecz przyjaźni w Gdańsku dla Śląska Wrocław

W sobotnie popołudnie 25 października, mimo doskwierającego chłodu, niemal 14 tys. widzów przybyło na PGE Arenę, aby kibicować gdańskiej Lechii, która na własnym stadionie podejmowała zespół Śląska Wrocław. Ponieważ kibice Lechii Gdańsk i Śląska Wrocław od wielu lat darzą się wzajemnym szacunkiem, spotkanie było zapowiadane jako mecz przyjaźni. Taka atmosfera sprzyjała również rodzinnym odwiedzinom na PGE Arenie – rzeczywiście, wiele rodzin w komplecie stawiło się na trybunach, choć niska temperatura i zimny wiatr mogły zniechęcić do wyjścia z domu. Mimo to wspólnie bawili się kibice w różnym wieku, co może cieszyć i być dobrym prognostykiem na przyszłość.

Choć mecz przyjaźni rządzi się nieco innymi zasadami niż pozostałe spotkania, i tak kibicom Lechii nie było do śmiechu, gdy po 23 minutach ich drużyna przegrywała już 0:3. Pierwszą bramkę wrocławianie zdobyli już w 6. minucie spotkania, gdy bohater Śląska, Flavio Paixao, oddał strzał w polu karnym, a piłki odbitej od gdańskiego obrońcy nie był już w stanie uratować bramkarz Mateusz Bąk. Gdy Lechia próbowała ruszyć do ataku po straconej bramce, Śląsk skontrował, a w 11. minucie Ariel Borysiuk sfaulował w polu karnym Sebastiana Milę. Konsekwencją był nie tylko rzut karny i stracona bramka, ale i czerwona kartka dla Borysiuka. Od tej pory, przy stanie 0:2, gdańszczanie musieli radzić sobie w dziesiątkę, a wobec świetnie dysponowanych wrocławian, stało się jasne, że wywalczenie choćby remisu w tym spotkaniu będzie bardzo trudne. W 23. minucie, gdy kolejnego gola dla Śląska zdobył Paixao, tylko najwięksi optymiści mogli liczyć na nawiązanie równorzędnej walki. Trzeba jednak przyznać, że bramka nie powinna zostać uznana, gdyż w momencie podania napastnik z Wrocławia był na pozycji spalonej. Ogólnie poziom sędziowania pozostawiał wiele do życzenia… Gdańszczanie schodzili na przerwę z trzybramkową stratą.

Po przerwie Lechia próbowała atakować, ale wrocławianie grali mądrze w obronie i nie pozwalali gdańskim piłkarzom rozwinąć skrzydeł. Klasyczną „kropkę nad i” postawił w 51. Paixao, ogrywając po raz kolejny Mateusza Bąka. Honorową bramkę dla Lechii zdobył w 80. minucie Kevin Friesenbichler, krótko po wejściu na boisko. Ostatecznie Lechia przegrała ze Śląskiem Wrocław 1:4.

Jak to w meczu przyjaźni bywa, wynik dla wielu kibiców był sprawą drugorzędną i nie przeszkadzał im w świetnej zabawie. Niemniej humory gdańszczan byłyby lepsze, jeśli zdobyliby choć punkt w tym trudnym spotkaniu. Na uwagę zasługuje fakt, że mimo niekorzystnego rezultatu, całe rodziny zgodnie dopingowały Lechię, a setki dzieci na trybunach, w tym również zorganizowane grupy ze szkół, uczestniczyły w sportowym święcie. Pozostaje mieć nadzieję, że piłkarze Lechii wyciągną wnioski z sobotniej porażki i w kolejnych spotkaniach dostarczą kibicom więcej powodów do radości.

Oceń