Autor: Karolina Cisło, Dział Wystaw i Edukacji, Centrum Nauki EXPERYMENT w Gdyni
W lipcu obchodziliśmy 50 rocznicę pierwszego załogowego lądowania na Księżycu. Media przypominały nam migawki ukazujące techników w białych kombinezonach uwijających się wokół wyrzutni rakiet, czy ludzi wpatrujących się w ekrany monitorów w centrum kontroli lotów. Dzięki takim obrazkom postrzegamy astronautykę jako dziedzinę naszpikowaną zaawansowanymi technologiami, w której zaplanowany jest każdy szczegół i nie ma miejsca na bałagan. Ile ten obraz ma wspólnego z rzeczywistością? W historii eksploracji kosmosu wiele razy wydarzenia wymykały się spod kontroli.
Urwany guzik
Pierwszymi ludźmi na Księżycu byli Neil Armstrong i Buzz Aldrin. Jednak najwyższe tętno mieli nie w momencie lądowania na Srebrnym Globie, a podczas wychodzenia z modułu księżycowego. Dlaczego? Inżynierowie NASA zmniejszyli właz lądownika, ale nie pomyśleli o zmianie kształtu plecaków przy skafandrach. Astronauci nieźle napocili się, by przecisnąć się na zewnątrz. Kolejny problem pojawił się, gdy szykowali się do opuszczenia powierzchni Księżyca. Na podłodze lądownika astronauci zauważyli ułamany przełącznik. Była to końcówka dźwigni bezpiecznika głównego silnika. Prawdopodobnie została odłamana plecakiem, któregoś z astronautów. Bez tego guzika, powrót na Ziemię nie był możliwy. Aldrin zastosował prowizoryczne rozwiązanie: wcisnął długopis w otwór po przełączniku i silnik zadziałał.
Houston, we have a problem
Do historii przeszła misja Apollo 13, której celem było trzecie załogowe lądowanie na Księżycu. Pierwsze dwa dni lotu przebiegały bez zarzutu. Po przebyciu 320 tys. km przeprowadzono standardową procedurę mieszania tlenu. Chwilę później rozległ się huk. Eksplodowały zbiorniki z tlenem. Wtedy astronauta, John Swigert, zameldował: „Houston, we have a problem”. Wybuch nastąpił na skutek uszkodzenia izolacji kabla, które powstało jeszcze na Ziemi. Awaria w znacznym stopniu pozbawiła załogę zasilania, ogrzewania i dostępu do wody pitnej. Rozpoczęła się walka o sprowadzenie astronautów na Ziemię. Następnie zużyły się filtry pochłaniające dwutlenek węgla, którego stężenie rosło, stwarzając zagrożenie życia. Załodze polecono, by przełożyć filtry CO2 z innego modułu. Jednak różniły się one kształtem. Astronauci skonstruowali przejściówkę z przewodów ze skafandrów, foliowej torby, skarpety i srebrnej taśmy klejącej. Załoga bezpiecznie wodowała na Pacyfiku po 6-dniowej misji.
Usterka? Skleić taśmą!
Podczas ostatniej załogowej misji Apollo 17, astronauci dysponowali na Księżycu pojazdem – Lunar Roverem. Problemem był wzbijany przez łazik pył, który na Księżycu ma strukturę ostrych, niewygładzonych przez deszcz i wiatr, drobinek. Gdyby dostał się do wnętrza urządzeń, zniszczyłby je. Pył osiadał na skafandrach, przyciemniając je, przez co niebezpiecznie się nagrzewały. Dlatego kluczowym elementem wyposażenia Lunar Rovera były błotniki. Pech chciał, że jeden z nich się urwał. Sytuację uratowała taśma klejąca. Astronauci skleili nią laminowane mapy i tak powstał prowizoryczny błotnik.
Zdawałoby się, że 50 lat po pierwszym załogowym lądowaniu na Księżycu, technologie rozwinęły się na tyle, że nie ma miejsca na awarie i prowizorkę. Tymczasem taśma klejąca jest elementem stałego ekwipunku na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Najczęściej używa się jej do przyklejania przedmiotów do ścian. W ubiegłym roku na pokładzie stacji doszło do wycieku powietrza przez dwumilimetrową dziurkę. Zaklejono ją niezastąpioną taśmą.