Together Magazyn » Aktualności » GRA W ŻYCIE

GRA W ŻYCIE

Autor: Paweł Gładysz, Dział Wystaw i Edukacji, Centrum Nauki EXPERYMENT w GdyniGRA W ŻYCIE

Gorzki jest smak porażki, ale żeby wygrać, trzeba grać. Uważna obserwacja ruchów przeciwnika i solidna strategia to już połowa sukcesu. Kierowane niewidzialną ręką doboru naturalnego organizmy wiedzą to doskonale. Nieustannie grają o najwyższą stawkę!

Fifty-fifty

Łatwo o tym zapomnieć, ale nasz gatunek również uczestniczy w grze o życie, co widać w stosunku płci typowym dla znakomitej większości zwierząt: samców jest mniej więcej tyle samo, co samic. Jak wyjaśnić ten fenomen? Załóżmy, że w pewnej populacji rodzi się znacznie mniej synów niż córek. Każdy mężczyzna ma wobec tego dużo większe szanse na znalezienie partnerki niż jego koleżanka na znalezienie partnera. Rodzice obdarzeni potomstwem płci męskiej mogą liczyć na więcej wnuków.

Geny odpowiedzialne za wzrost udziału chłopców dają rodzicom przewagę nad innymi parami i z czasem stają się coraz częstsze – do czasu wyrównania liczebności dziewczynek i chłopców. Wtedy biologiczny as w rękawie przestaje mieć znaczenie, a ponieważ każdy, niezależnie od płci, przekazuje potomstwu połowę swoich genów, o synów i córki warto zadbać w równym stopniu. Z perspektywy gatunku równouprawnienie zwyczajnie nam się opłaca.

Gambit

Czasem dla dobra partii szachów trzeba poświęcić pionek. W rejonach malarycznych wielu ludzi posiada dwie kopie genu kodującego wadliwą hemoglobinę, co skutkuje anemią sierpowatą: krwinki nie są okrągłe i łatwo się rozpadają. Ponad połowa chorych nie dożywa pięćdziesiątki, ale żyje dość długo, aby przekazać mutację potomstwu. Posiadanie jednej nieprawidłowej kopii genu w prawdzie nie chroni przed zarodźcem, ale chroni przed malarią – a to duży atut.

Okazuje się, że zarażonych malarią nosicieli anemii cechuje wzmożona produkcja pewnego enzymu. Na skutek jego działania powstaje niewielkie, lecznicze stężenie czadu, który działa przeciwzapalnie i wiąże go do hemoglobiny uwolnionej z krwinek zniszczonych przez zarodźca. Dzięki temu we krwi spada poziom toksycznego hemu, odpowiedzialnego za rozwój objawów chorobowych. Wilk syty i owca cała.

Kamień, papier, nożyce

W spalonej słońcem Kalifornii od piętnastu milionów lat toczy się gra między trzema odmianami niepozornej jaszczurki. Samce o pomarańczowym podgardlu agresywnie bronią rozległych terytoriów i otaczają się haremem pilnie strzeżonych samic. Ich niebieskoszyi koledzy są spokojniejsi; sukces tej odmiany tkwi w monogamii. Samce o żółtych szyjach nie roszczą sobie praw do ziemi, za to chętnie podkradają partnerki zaborczym kolegom.

Pomarańczowe osobniki są w prawdzie większe od niebieskich, za to mniej przebiegłe od żółtych (szczególnie, że liczny harem trudniej upilnować). Osobniki niebieskie przechytrzyć dużo trudniej. Ponieważ nie rywalizują ze sobą o samice, utrzymują przyjazne stosunki i chętnie ostrzegają się nawzajem przed intruzami, nawet za cenę życia.

Teoretycznie jedna z tych strategii rozrodczych powinna w końcu wyprzeć pozostałe. Rzeczywiście, istnieją populacje złożone wyłącznie z jaszczurek pomarańczowych lub pomarańczowych i niebieskich. Najczęściej jednak wszystkie trzy odmiany skutecznie trzymają się w szachu za sprawą… samic, które preferują kolor występujący w danym momencie najrzadziej. Cóż, ta gra prędko się nie skończy.

Oceń