Solidne dziennikarskie rzemiosło skłaniałoby do przedstawienia tematu jubileuszowej wystawy przygotowanej na 50-lecie Muzeum Gdańska w sposób pozostawiający miejsce dla czytelniczego samosądu. Ale pal licho rzemiosło.
Ta wystawa jest po prostu niesamowita!
Należę do 38-milionowego grona aktywnie zwiedzających muzea w Polsce, a konkretnie do pewnej specyficznej podkategorii zwiedzaczy, których tylko przepisy prawa powstrzymują za każdym razem przed dotykaniem i obwąchiwaniem eksponatów. Kiedy jestem w muzeum, szukam śladów człowieka, szukam siebie sprzed setek lat, szukam historii, kontekstów i wszystkiego co niedopowiedziane. Chcę tam coś przeżyć, a nie tylko obejrzeć. Muzeum Gdańska mnie pod tym względem „ograło”. Zaprosiło bowiem do specyficznej interakcji z eksponatem, pozwoliło go poznać z każdej strony świata: w przenośni i dosłownie, bo wszystko wyeksponowano za pomocą możliwej do poznania z czterech stron instalacji.
Na sali wystawowej Ratusza Głównego Miasta zgromadzono w naprawdę nietypowej konwencji 37 grup eksponatów spośród 70 tysięcy (!) wszystkich pozyskanych od 1970 roku. Co to znaczy w nietypowej konwencji i dlaczego akurat te 37?
Zacznijmy od pytania o wybór tego, co proponuje się nam do obejrzenia. Odpowiedź znajduje się w nazwie tej swoistej metawystawy:
„Co daje muzeum?”
a raczej w jej rozszerzonej wersji
„CO się naDAJE do MUZEUM?”.
Każdy eksponat umieszczono w sprytnej konstrukcji, która już na starcie prowokuje zwiedzających do „podejrzenia go” wewnątrz. A my lubimy podglądać. Równie prowokujący jest kontekst, jaki nadano każdemu z przedmiotów, grupując je po jednej stronie instalacji w kategorie: przedmioty „stare”, „zepsute”, „prorocze”, „sexy”, „przerażające” albo też „spóźnione”. Jakie historie opowiadają? Co nam dziś dają? Jak możemy odczytywać ich sens? Jak i dlaczego trafiły do muzeum. Wszystkiego dowiecie się z historii i kontekstu umieszczonego po drugiej stronie instalacji: „historia osobista”, „zrozumienie współczesnego świata”, „odkopane”…
Muzea to wciąż miejsca bardzo chętnie odwiedzane w wolnym czasie. Mamy ich w Gdańsku mnóstwo. Samo Muzeum Gdańska to aż 10 oddziałów. Warto zacząć zwiedzanie tego wyjątkowego miasta właśnie od jubileuszowej wystawy, bo ona uczy zrozumienia samej istoty muzeum, uwrażliwia na niuanse związane z gromadzeniem rzeczy WAŻNYCH.
Dlaczego? Bo pomaga zrozumieć, dlaczego są ważne.
Gdańsk to takie specyficzne miejsce, które ludzie zakochani w nim bez pamięci lubią nawet nazywać „stanem umysłu”. Nie ma w nim miejsca na zaściankowość i ciasny horyzont. Jego skomplikowana historia sprawia, że nie wystarczy ją poznać, trzeba ją też zrozumieć.
PS Polecam wybrać się tam ze starszymi dziećmi i młodzieżą. Organizatorzy doskonale bowiem wyczuwają podejście tej grupy wiekowej do sposobu poznawania świata. Idą z duchem czasu – chciałoby się powiedzieć.