„Jesień idzie. Dni coraz krótsze, ptaki przestają śpiewać”. Tymi słowami obudził mnie kiedyś mój mąż. Nie byłoby w tym kompletnie nic dziwnego, gdyby nie fakt, że był czerwiec, a dokładniej – czerwcowy poranek, zaraz po najkrótszej nocy w roku. (a psik!) Budziło mnie jeszcze słońce i gdyby nie słowa mojego męża, to poranek byłby całkiem udany. Mój mąż tym stwierdzeniem wprowadził mnie w iście melancholijny nastrój, ale wtedy pogoda za oknem zapewniała dobry humor! A teraz? (a psik!) Siedzę pod kocem w ciepłym dresie i chrypię. (Cały czas jestem wdzięczna losowi, że mogę pracować, siedząc w dresie, za to, że aktualnie chrypię – trochę mniej.)
Czuję się z lekka niewyraźnie i naprawdę żałuję, że nie dbałam o siebie wystarczająco dobrze. Bo wiadomo, Matka Polka dba najpierw o dzieci. Moje dzieci faszeruję tranem i witaminami. Już tak im to weszło w nawyk, że same się dopominają. O sobie jakby zapomniałam. (a psik!)
Zastosowałam chyba mało wychowawczy szantaż emocjonalny: „Jak będziecie chorzy, nie pojedziecie do Irlandii”. I piją tran. Już nawet się nie krzywią. Do Irlandii wybieram się z nimi na spotkanie autorskie. Już moi czytelnicy z różnych stron świata wiedzą, że jak zaproszą mnie z dziećmi, to z wielką przyjemnością się pojawię. Wiem, że trudno w Irlandii złapać słońce w listopadzie, ale liczymy na słoneczne towarzystwo! (a psik)
Moja dewiza na tę jesień to cztery razy „K”: kot, koc, kawa i książka. No, czasem komputer. Oczywiście chciałoby się poszurać w jesiennych liściach, cieszyć się tą złotą polską jesienią, tylko gdzież ona? Chyba też leży schowana pod kocem i pije nalewkę prozdrowotną. O, właśnie. Dziś będę robiła nalewkę. Cytryna, miód i rum. Wierzę, że postawi mnie na nogi. Bo przecież, jak to mówię moim dzieciom, jak będę chora, nie pojadę do Irlandii! (a psik!)
Do ogrzania polecam również moją nową książkę „Pracownia dobrych myśli”. To akurat lektura na jesień i zimę. Otulająca niczym najlepszy koc. Powieść o przyjaźni, miłości i o dobrej energii, dzięki której da się załatać każdą dziurę, każdy smutek i naprawić każdy poplątany los. O tym, że szczęście można uszyć z kawałków jak patchwork, połączyć je z elementów w nowy wzór, ale trzeba wiedzieć, jak tego dokonać.
Mam zamiar obudzić mojego męża słowami „Lato idzie! Dni coraz dłuższe, ptaki zaczynają śpiewać”. Bo wiecie, lato już niedługo. Zaraz Boże Narodzenie, potem Sylwester, a jak wiadomo „Na nowy rok przybywa dnia na barani skok”, chwilę potem ferie zimowe, zaraz już Wielkanoc i długi majowy weekend. To już prawie lato, prawda?
Byle do lata!