Gdzie diabeł nie może, tam pośle Ewkę, przyznają z uśmiechem jej znajomi. Kradnie serca od pierwszego spojrzenia, by od pierwszego spotkania poczuć się w jej obecności, jak stary, dobry i bardzo oczekiwany znajomy. Ewa Lewandowska, Prezes Fundacji Sport na Zdrowie każdego dnia przekonuje, że wiele barier tkwi tylko w naszych głowach. W jej wykonaniu popularne „chcieć to móc” nabiera zupełnie innego wymiaru.
Każdemu z nas przyświeca jakiś cel. Marzy nam się przed zaśnięciem, aby życie było miłe, łatwe i przyjemne, a każdy dzień usłany różami. Najczęściej jest tak, że kolejne etapy i historie piszą scenariusz, którego trudno by się spodziewać, a jedyne co nam pozostaje, to uwierzyć, że każda góra jest do pokonania.
Dobra wróżka
Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki powoduje, że to, co na papierze nabiera realnego kształtu. Organizacja to jej specjalność. Dla niej każda mała rzecz ma wartość, dlatego, często powtarza, że najważniejsze są czyny. Jest mistrzem od zakasywania rękawów i tą energią zaraża pozostałych. Ci czasem ze zdumieniem i niedowierzaniem przyjmują fakt, że pani Prezes i traktor poprowadzi do mety.
Absolwentka szkoły rolniczej, jako mało która pani może poszczycić się uprawnieniami do prowadzenia typowo męskich maszyn. Z tej perspektywy świat musi wydawać się inny, a wszystko co zaplanujemy za chwilę do zdobycia. Wychowana w Grudziądzu wodę ma we krwi. Z sukcesami wiosłowała w damskiej czwórce zasilając szeregi kadry juniorek. Karierę przerwał przypadek, a właściwie 3 centymetry, których brakowało, by mierząca 167 blondynka reprezentowała kraj w seniorskich zmaganiach.
Z otwartością i pokorą przystaje na to, co przynosi los. To było widać jej pisane, ale pasja do sportu i wody nigdy w niej nie zgasła. W pokoleniowej sztafecie kolejne marzenia zrealizowały dzieci Patrycja i Kamil, oraz zięć Krzysztof, który wciąż z powodzeniem ściga się na żużlowym torze.
To właśnie w Grudziądzu mówili na nią doktor Ewa. Miała jakiś taki szósty zmysł, który powodował, że gdyby zdecydowała się na uczelnię medyczną byłaby mistrzem trafnej diagnozy. Cokolwiek się działo, od razu niosła pomoc, dokładnie wiedząc, co i jak zrobić, aby przynieść ulgę. Trafnie rozpoznawała objawy i kierowała „pacjenta”, tam, gdzie ten trafić powinien. Zawsze z uśmiechem, troską i szczerym zainteresowaniem, przez które człowiek czuł, że jej bardzo zależy.
Na górze własnej góry
Jeśli w tyle głowy można twardo trzymać się wytyczonej drogi, to Ewie Lewandowskiej się to udało. Fundacja Sport na Zdrowie, której przewodniczy to tak dzieło, jak i dziecko, w którego wzroście wspiera ją coraz większa grupa. Chęć pomagania powoduje, że współudział w działaniach oferują popularni sportowcy, którzy podobnie, jak Ewa pragną dać nadzieję i cel chorym dzieciom.
Zawsze tak chciała, wspomina mąż. Pragnęła działać w zgodzie ze sobą i marzeniami, którymi obdziela małych podopiecznych. Dobra, solidna i bardzo empatyczna, dodaje koleżanka, która jest pewna, że taki kręgosłup moralny zdarza się raz na milion. Faktycznie twarda z niej babka, bo mimo przeciwności losu za każdym razem wstawała z kolan i zamaszystym krokiem rzucała wyzwanie światu.
Pacjentem zerowym Fundacji jest syn Ewy. Każdy dzień był pełnym zmagań i nieoczekiwanych zwrotów akcji z atopowym zapaleniem skóry oraz astmą. Los bywał przewrotny rzucając kłody i wyzwania, które na pozór wydawały się nie do pokonania. Ręka w rękę z kochającym mężem i małą Patrycją zaklinali rzeczywistość po to, aby Kamil mógł żyć, jak inne, zdrowe dzieci. Choćby świat miał się skończyć, postanowiła, że nigdy nie odpuści.
Ten stanął otworem przed siłą, miłością i determinacją. W dorobku sportowym Kamila jest kilka złotych krążków Mistrzostw Polski, Vice – Mistrzostwo Europy Juniorów i spełnione sportowe marzenie – Mistrzostwo Świata Juniorów w Windsurfingu.
Duma to mało powiedziane. Raczej określa to jako światełko w tunelu i nadzieję dla innych dzieci, którym nic nie stanie na przeszkodzie, aby sięgać swoich gwiazd. W Fundacji codziennie ma do czynienia z trudnymi przypadkami. Powodują łzy i chwile, gdy czuje się bezsilna, po to by za moment znów ruszyć, jak taran po zdrowie dla najmłodszych.
Zapach żużlu
Prowadzona przez nią Fundacja wspiera dzieci, które dotknęły choroby cywilizacyjne. Astma, atopowe zapalenie skóry, otyłość, problemy neurologiczne stara się rozwiązywać wraz z współpracującymi specjalistami w Ośrodku w Sopocie. To miejsce, w którym nad dobrodziejstwem solanki można by pisać poematy. Odnotowuje najmniejszy sukces, który uskrzydla ją tak samo, jak pacjenta.
Gdy dociera do swoich granic z wściekłości sprząta. Praca w Fundacji to bardzo często zderzanie się z negatywnymi decyzjami i złem tego świata. Nie ma czasu na łzy, nie chce się rozdrabniać, bo wie, że droga do celu bywa kręta i wyboista.
Na archiwalnych zdjęciach zamiast traktora, czy samochodu motor. Zapach palonej na torze żużlowym gumy chyba uzależnił, bo kalendarz rozgrywek w Grudziądzu ma w małym palcu. Ściga się świetnie znany kibicom „Buczek”. Dobry duch rodziny i Fundacji. Z pasma swoich sukcesów postanowił uczynić pożytek. Jest fundatorem Fundacji i wielkim przyjacielem Kamila. Bez żadnego ale nie bał się powierzyć choremu chłopakowi technicznych elementów swojej kariery. Dobro zawsze wraca i pewnie dlatego znów życie napisało piękną historię. Trochę się boi, ale czuje, że zaciśnięte od serca kciuki to talizman. W pakiecie mocy od teściowej wysyła zawsze dobrą energię i gani sama siebie, gdy staje się nadopiekuńcza. Podobna do niej jest ukochana córka Patrycja.
Tylko niebo jest granicą
Odwagę, którą ma w sobie pielęgnuje u najbliższych. Przecież życie to etapy, więc po każdej burzy musi pojawić się słońce. Na pozór stonowana, wyważona i spokojna, chociaż, kto poznał ją lepiej wie, że długo w jednym miejscu nie usiedzi. Zawsze jest coś, co może zrobić, kolejny projekt, który jest potrzebny. Całym sercem angażuje się w działania Sopockiej Rady Organizacji Pozarządowych, której jest aktywnym członkiem i współtwórcą popularnych i rozpoznawalnych w mieście imprez dla rodzin. Z całych sił robi wszystko, aby choroba nie rzucała się cieniem na najpiękniejszy czas, jakim jest dzieciństwo. Walczy o każdy uśmiech na chorych buźkach, wierząc, że wystarczy podać rękę, aby marzenia mogły zacząć się spełniać.
Gdyby miała spisać pomysły na kartkach pewnie wypełniłyby wielką aulę pod sufit. Najważniejsze, aby w najbliższym czasie udało się wybudować potężny ośrodek rehabilitacyjny, który włączy sporty wodne do części projektów dla najmłodszych. Taki, w którym organizowane przez nią turnusy pozwolą wszystkim dzieciom pokonać uwarunkowania i bariery oraz uwierzyć w to, że pragnienia się spełniają.
Najbliżsi współpracownicy są pewni, że to już za chwilę. Mistrzyni dyplomacji jest twardą negocjatorką, a bijąca od niej dobra energia kruszy najtwardsze serca. Niemożliwe jest możliwe, ponieważ dawno temu słowo „nie” zniknęło z jej słownika. Przyznaje, że dla tak ważnych dziecięcych spraw śmiało można zaprzedać duszę diabłu, a każdy cyrograf w zamian za uśmiech bez wahania podpisze.