Together Magazyn » Aktualności » Nauczycielka kreatywności. Rozmowa z Ewą Wojtan

Nauczycielka kreatywności. Rozmowa z Ewą Wojtan

Jest autorką najbardziej kreatywnego bloga w Polsce mojedziecikreatywnie.pl, którym inspiruje ponad 100 tys. rodziców twórczego spędzania czasu ze swoimi dziećmi. To dzięki niemu dostała pracę w Centrum Kultury na Morenie, gdzie spełnia swoje licealne marzenie o tworzeniu z ceramiki.

Kreatywność można w sobie wypracować?

Na pewno dzieci mają ją w sobie, chociaż wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach trudniej jest im ją rozwinąć. Zdarza się, że nawet czternastomiesięczne maluchy spędzają czas przed telewizorem, a to przecież największy zabójca kreatywności. Dlatego moim zdaniem warto w dzieciach rozwijać twórcze myślenie. Tego można się nauczyć – nie tylko w wieku dziecięcym, ale i dorosłym. Znam parę osób, które na moim blogu szukały inspiracji, a z czasem same założyły podobne strony i zaczęły dzielić się ze mną własnymi pomysłami.

Rodzicom trudno w dzisiejszych czasach ciekawie zagospodarować czas swoim dzieciom?

Nie chciałabym generalizować, ale myślę, że coś w tym musi być, patrząc choćby na to, ilu mam na swoim blogu czytelników. To świadczy o tym, że ludzie potrzebują podpowiedzi, wskazówek. Na mojego bloga często trafiają poprzez wyszukiwarkę internetową, gdzie wpisują frazy typu: „zabawy dla trzylatka”, „eksperymenty dla dzieci”. Cieszy mnie to, gdy wiem, że mogę im służyć pomocą czy radą.

Twoje dzieci chyba nie mogą narzekać na nudę?

Nie, aczkolwiek są momenty, gdy się nudzą, choć to nie trwa długo. Zwykle po 20 minutach wymyślają jakąś zabawę – ostatnio, na przykład, samodzielnie budowali samoloty z kawałków kartonu. Nuda, wbrew pozorom, jest zjawiskiem pozytywnym, bo rozwija kreatywność, dlatego też staram się nie zagospodarowywać synom całego wolnego czasu.

Skąd czerpiesz pomysły?

Zazwyczaj dzieci mnie inspirują – czy to w domu, czy na zajęciach. Choć nie jest tak, że wymyślam im aktywności od początku do końca. Podpowiadam raczej kierunek działania, po to, by jak najbardziej rozwijać w nich kreatywne myślenie. One moje pomysły później projektują, modyfikują, rozbudowują, często odchodząc od pierwotnego zamysłu.

Zdarza Ci się, że niechętnie przyjmują Twoje inspiracje?

Nie, wręcz przeciwnie, z entuzjazmem pytają o to, co ciekawego będziemy robić. O dziwo, nie czują jeszcze przesytu. Może dlatego, że mój zapał realizuję też w pracy, w Centrum Kultury na Morenie.

Czym się tam zajmujesz?

Początkowo koordynowałam pracę Klubu Twórczego Malucha dla dzieci w wieku od sześciu miesięcy do kilku lat. Prowadziłam dla nich warsztaty kreatywne i zabawy plastyczno-twórcze. Obecnie działam w pracowni ceramicznej, gdzie mam pod swoją opieką grupy małych dzieci, dorosłych i seniorów. Praca z nimi wszystkimi daje mi sporo satysfakcji, choć najwięcej dostarczają mi jej maluchy. Dobrze się rozumiemy, może dlatego, że sama mam w sobie jeszcze coś z dziecka [śmiech – red.].

Jak trafiłaś do Centrum Kultury na Morenie?

Dzięki blogowi. Wcześniej miałam etat w domu dziecka, z którego zrezygnowałam po urodzeniu dwóch synów. Założyłam wtedy stronę mojedziecikreatywnie.pl, a już po paru miesiącach dostałam z Centrum Kultury propozycję prowadzenia warsztatów dla dzieci. Zgodziłam się od razu – to było spełnienie moich marzeń.

Bo nareszcie udało Ci się znaleźć pracę w zawodzie?

W Gdyni-Orłowie ukończyłam pięcioletnie liceum plastyczne, ze specjalnością ceramika, ale później wybrałam studia pedagogiczne, bo stwierdziłam, że z ceramiki nie wyżyję. Choć czas pokazał, że jednak można, a teraz w Centrum Kultury w pełni się realizuję, łącząc obie ścieżki mojej edukacji.

Kto przychodzi na Twoje zajęcia?

W okresie ferii i wakacji są to uczestnicy kolonii, pojawiają się na warsztatach często przypadkowo. Staram się wtedy rozbudzić w nich zapał do tworzenia i zwykle to działa. Często po zakończeniu turnusu zapisują się na ceramikę. Inaczej jest podczas regularnych spotkań cotygodniowych – na te przychodzą dzieci z pasją. Lubię z nimi pracować, bo widzę, że przynosi im to pozytywne efekty; stają się dzięki temu wyciszone, odprężone. Lepiej też radzą sobie z pisaniem.

Jak jeszcze kreatywne zabawy wpływają na dzieci?

Poza zwiększaniem motoryki i zdolności manualnych, o których wspomniałam, rozwijają w dzieciach wyobraźnię i otwarte myślenie, uczą je patrzenia na pewne zjawiska z różnych perspektyw. Poza tym dodają maluchom pewności siebie, bo gdy dziecko wykonuje jakieś dzieło samodzielnie i może się nim później pochwalić rodzicom, dziadkom czy nauczycielce, to wzrasta jego samoocena. A trzeba zaznaczyć, że radość jest ogromna, bo w pełni gotowa praca powstaje dopiero po miesiącu. To wymaga cierpliwości.

To, co robisz z dziećmi w domu i na warsztatach, opisujesz później na swoim blogu. Jak udaje Ci się znaleźć na wszystko czas?

Przyznam, że nie jest łatwo, bo to praca w zasadzie 24 godziny na dobę, a poza nią mam przecież jeszcze etat w Centrum Kultury i obowiązki domowe. Dlatego często jest tak, że pomiędzy zajęciami sprawdzam, co się dzieje na blogu, odpisuję na komentarze, a wieczorami montuję filmy. Na szczęście, mogę liczyć na pomoc mojego męża, który zajmuje się dziećmi, gdy, na przykład, muszę pilnie odpisać na maila czy przygotować kolejny wpis. W zasadzie mogłabym się zastanowić, w jakim celu wciąż prowadzę tę stronę. Jednym z powodów są na pewno korzyści finansowe, choć z założenia ich nie było. Dlatego ważniejsze wydaje mi się to, że inspiruję ludzi z całej Polski, nawet z zagranicy. Czerpię z tego dużo satysfakcji. Nie mogłabym jednak w pełni poświęcić się prowadzeniu bloga – zbyt mocno kocham swoją pracę w Centrum Kultury. Na szczęście, póki co, nie muszę z niczego rezygnować – udaje mi się godzić obie te aktywności.

Skąd pomysł na bloga?

Dzisiaj, po czterech latach, trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Myślę, że to był efekt poszukiwania sposobu na siebie. Przebywałam wtedy na urlopie wychowawczym i szykowałam się do zmiany pracy. Pewnego dnia założyłam po prostu stronę na popularnej platformie blogowej i zaczęłam opisywać to, co robię. Zupełnie się na tym nie znałam. Dopiero gdy pojawili się pierwsi czytelnicy, szerzej zainteresowałam się tematem.

Dzisiaj Twoją stronę na Facebooku śledzi prawie 130 tys osób. Czym się zapracowuje na taką popularność?

Myślę, że ludziom podoba się, że mój blog jest prowadzony z pasji, a nie dla celów komercyjnych. Mam na niego pomysł, nie naśladuję, lecz tworzę samodzielnie. Zależy mi na tym, aby był coraz bardziej profesjonalny. Liczba fanów do tego zobowiązuje. Dlatego, mniej więcej półtora roku temu, zaczęłam też montować filmy. To wszystko przełożyło się na nagrody, na przykład w konkursie Blog Roku, gdzie udało mi się głosami czytelników zająć pierwsze miejsce kategorii „Pasje i twórczość”. Daje mi to poczucie, że ci ludzie, którzy śledzą mnie na Facebooku, rzeczywiście są ze mną. Zdarza mi się, że w przedszkolu lub w szkole ktoś mnie zaczepia z pytaniem, czy to ja prowadzę Moje Dzieci Kreatywnie. Z krytyką się jeszcze nie spotkałam – i dobrze, bo chyba trudno byłoby mi ją przyjąć.

Jakiego typu wpisy cieszą się na Twoim blogu największym zainteresowaniem?

Ostatnio furorę zrobił przepis na masę porcelanową. Poza tym wszelkie zabawy dla dzieci w wieku 2–3 lat, a także eksperymenty i nauka przez zabawę, na przykład czytanie sylabowe czy mój sposób na zapamiętanie tabliczki mnożenia.

Na czym polega ta metoda?

Jest ona zainspirowana metodą Montessori. Na kartonowej tablicy podzielonej na 10 pól na 10 nakleja się siatkę. Dzieci układają na niej klocki w ilości zależnej od wyniku działania. Dzięki takiej wizualizacji, która zastępuje abstrakcyjne słupki liczbowe, łatwiej im zrozumieć zasady mnożenia. Tym prostym sposobem udało mi się bezboleśnie przez to przejść ze starszym synem. A teraz szykuję na bloga pomoce ułatwiające przyswajanie ułamkowania.

Odpowiedzialność za nauczanie dzieci spada dzisiaj na rodziców?

Poniekąd tak, choćby dlatego, że są zadawane prace domowe. Dziecko trzeba przypilnować, czasem pomóc z zrozumieniu niektórych zagadnień. Warto inspirować swoje pociechy, przekonywać je, że nauka jest ciekawa, tak by chętniej chodziły do szkoły. Osobiście jestem zwolenniczką edukacji domowej, choć wraz z mężem nie mogę sobie na nią pozwolić – oboje pracujemy, mamy małe dzieci. Staramy się jednak wprowadzać w życie pewne jej elementy, na przykład naukę czytania sylabowego, eksperymenty i różne projekty. Starszy syn właśnie po takiej nauce zaczął płynnie czytać i rozumieć to, co czyta. Teraz tę metodę stosuję w przypadku młodszego dziecka i również widzę postępy. One przychodzą w sposób naturalny, synek nawet nie zauważa, że się uczy, bo wystarczy choćby okleić samochodziki sylabami, by przyswoił tę umiejętność.

Na swoim blogu skupiasz się przede wszystkim na zabawach dla najmłodszych.

Tak, bo maluchy są najbardziej zainteresowane kreatywnymi zajęciami. Widzę to choćby po moim synu, który skończył osiem lat i kieruje się już raczej w stronę nauki i sportu. Co nie oznacza, że przestał się bawić. Kiedy odwiedza mnie w pracowni, wciąż chętnie lepi dzieła z ceramiki.

Twoje dzieci też biorą udział w warsztatach?

Najczęściej latem, podczas kolonii. W tygodniu, gdy mam zajęcia, popołudniami zostają w domu z moim mężem. To pozwala im zbudować silniejszą więź z tatą, a ja w tym czasie mogę się twórczo realizować.

Co zaplanowałaś na najbliższe warsztaty?

Co tydzień staram się wymyślać inny temat. Dzisiaj będziemy rzeźbić drzewa, a ostatnio, na przykład, projektowaliśmy buty. Plany na poszczególne zajęcia rodzą się zwykle na ostatnią chwilę.

Na nowe wpisy także?

Tak, działam na bieżąco. Jestem artystyczną duszą, która nie lubi planować i woli działać spontanicznie. Stąd czasem rodzą się drobne przestoje na blogu. Chodzą mi, co prawda, po głowie jakieś pomysły, czasem je zapiszę, ale brakuje mi wolnej chwili na ich zrealizowanie. Choć akurat teraz mam już nakręcone filmy i zrobione zdjęcia na dwa najbliższe posty. Jeszcze dziś wieczorem po skończonych warsztatach będę pracować nad nowym artykułem na blog.

Dzieci chętnie włączają się do pracy nad blogiem?

Tak, myślę, że to kwestia przyzwyczajenia, to zajęcie towarzyszy im niemal od dziecka. Najpierw robiłam tylko zdjęcia, później pojawiło się kręcenie filmików. Przygotowanie tych ostatnich dostarcza, szczególnie młodszemu synowi, dużo frajdy. Wczuwa się w rolę, opowiada, choć tego na filmach nie słychać, bo staram się, żeby były krótkie, pozbawione komentarza. Później razem je oglądamy na blogu. Podobają im się, co bardzo mnie cieszy. Oni w zasadzie dopiero teraz, gdy są już coraz starsi, lepiej rozumieją funkcjonowanie internetu. Chętnie oglądają bloga, zaglądają do starych wpisów, wspominają wspólne zabawy. To dla nas wspaniała pamiątka – alternatywa dla tradycyjnego pamiętnika.

Tekst i wywiad: Dominika Prais

Oceń