Jest ranek. Właśnie zadzwonił budzik. Na wpół przytomny wlokę się do kuchni, nastawiam czajnik, żeby mieć wodę na kawę i siadając na krześle zapalam papierosa. Do kawy palę drugiego, po kawie trzeciego, a potem w ciągu dnia wypalam ich jeszcze ze 20. A jak mam więcej czasu, to i 30. Brzmi znajomo? Pewnie tak, bo tak samo jak Ty jestem nałogowym palaczem. Tyle tylko, że w końcu po prawie 15 latach udało mi się w końcu wyrwać z łap małego, podłużnego przedmiotu, któremu przez niemal połowę mojego życia podporządkowane było praktycznie wszystko – w tym rodzina (wychodzić na balkon zimą? W życiu, przecież w piżamie się przeziębię!), praca (nie zatrudniłem się nigdy w firmie, w której nie mogłem wyskoczyć na „dymka”) czy sposoby spędzania wolnego czasu (piwko w pubie dla niepalących? Dziękuję, idźcie beze mnie!). Teraz nie palę już od prawie 5 lat, co według mnie jest wystarczającą perspektywą, żeby coś na temat skutecznego rzucana palenia powiedzieć.
Pewnie się zastanawiasz, jak rzuciłem palenie? Powiem szczerze: błyskawicznie. Bo widzisz, rzucić jest łatwo – mówisz sobie „od dziś nie palę” i już, rzuciłeś. Tyle tylko, że potem trzeba jeszcze wytrzymać. I to jest ta trudna część. Piekielnie, cholernie, niewyobrażalnie trudna, bo nagle dookoła masz tysiące pokus i okazji, żeby zapalić. Dosłownie spod ziemi wyskakują jacyś przypadkowi ludzie tylko po to, żeby Cię poczęstować szlugiem, dotychczasowi kumple patrzą jak na kosmitę, pukają się w głowę i mówią, że i tak Ci się nie uda, własna żona patrzy z politowaniem, jak pisząc dziecku usprawiedliwienie do szkoły odruchowo strzepujesz popiół z długopisu…
Nie jest łatwo, wiem to z autopsji. Ale wiem też, że się da. I nie myśl sobie, że nie znam goryczy porażki – było już tak, że nie paliłem przez ponad 2 lata i w chwili słabości zajarałem, bo co, ja nie zajaram!? I potem równia pochyła aż do levelu „2 paczki dziennie”, później kolejna próba i półtora roku niepalenia, po którym poczułem się absolutnie niezniszczalny, więc znów zakurzyłem i znów wsiąkłem w fajki na lata… Uwierz mi, znam Twój ból. I właśnie dlatego do Ciebie piszę – do Ciebie osobiście, nie do jakiegoś obcego mi człowieka, bo chciałbym, żebyś nie popełnił kilku moich błędów.
Papieros: podstępny zabójca
Jeśli zrobisz mały eksperyment i popytasz ludzi jak szybko rzucić palenie, to się najpewniej okaże, że metod jest mniej więcej tyle, ilu ludzi pytałeś. Bo widzisz, najszybsza metoda to po prostu odstawić fajki raz a dobrze, ale nie każdy tak potrafi – dlatego nie oglądaj się na innych, bo to Ty rozstajesz się z nałogiem. Jeśli oni też, to dobrze, będziecie się nawzajem motywować, ale rzucasz palenie wyłącznie dla siebie i dla swoich najbliższych. Tak, dobrze słyszysz: chyba nie chcesz nagle zostawić swojej rodziny na lodzie? Jak umrzesz, to już nic nigdy dla nich nie zrobisz, nigdzie ich nie zabierzesz, nie przytulisz żony czy dziewczyny, nie będziesz patrzył jak dorastają Twoje dzieciaki, nie zorganizujesz rodzicom imprezy z okazji 25 rocznicy ślubu, nie zatańczysz na weselu młodszego brata, nie zostaniesz chrzestnym syna Twojej siostry i nie załapiesz się na miliard innych genialnych rzeczy, bo szlugi Ci to wszystko pomału odbierają. Wiem, co mówię – papierosy nie szkodzą. One zabijają, tylko robią to powolutku. A umieranie na raka to nic przyjemnego, uwierz. Skąd wiem? Moja mama też paliła…
Rzucanie palenia – etapy
Jeśli chcesz sobie poczytać naprawdę mnóstwo ciekawych rzeczy na temat tego, jak rzucić palenie, jak działa nikotyna albo dlaczego papierosy light są tak samo zabójcze jak „czerwone”, zajrzyj tutaj: http://niko-lek.pl/nikolek-jak-rzucic-palenie-3-kroki.html, a potem poprzeglądaj inne strony w tym serwisie. Otwierają oczy. Ale pewnie masz już dość mojego moralizatorstwa, więc przechodzę do rzeczy.
Najważniejsza sprawa to motywacja. Musisz mieć jakiś konkretny powód, bo bez niego wytrzymanie bez papierosów będzie piekielnie trudne. Dla mnie osobiście najważniejsze było wszystko to, o czym pisałem wyżej, ale wiem, że na pewno znajdziesz co najmniej tyle samo dobrych powodów. A jeżeli nie masz żadnej innej motywacji, to po prostu nie daj się papierosom zabić, okej?
Pierwsza istotna rada: nie rzucaj się od razu na głęboką wodę, tylko podziel sobie rzucanie palenia na etapy. Zacznij od ograniczenia ilości wypalanych papierosów na przykład o 1/3 w ciągu doby. Dość radykalnie, wiem, ale jeśli palisz paczkę dziennie, to jednego niewypalonego szluga nawet nie odczujesz jako niedogodność. W tym przypadku małe kroki muszą być na tyle duże, żebyś zauważył zmianę, wtedy to ma szansę zadziałać.
Kiedy już ograniczysz ilość papierosów na dobę, pomyśl o czymś, co Ci je całkiem zastąpi. Może to i śmieszne, ale ja jadłem marchewkę i jabłka za każdym razem, jak mi się chciało zapalić. Z początku sam się głupio czułem, ale potem zacząłem zauważać pełne zdziwienia (a później radości) spojrzenia żony i synów. Nawet niektórzy kumple w pracy coś tam mruczeli pod nosem, że mnie podziwiają. To mnie jeszcze bardziej zmotywowało, żeby wytrwać.
Tu ważna sprawa: pamiętaj, że będzie Cię nachodzić chęć na „dymka” – czasem częściej, czasem wcale. Różnie z tym bywa, ale mówię z doświadczenia, że dobrze jest mieć coś, czym zaspokoisz głód nikotyny. I na litość Boga, niech to będzie jakaś guma do żucia (mnie osobiście właśnie gumy pasują najbardziej, więc zawsze mam paczkę przy sobie) albo plaster nikotynowy, a nie e-papieros – raz dlatego, że elektroniczne papierosy niczego Cię nie oduczają, a po drugie ponieważ nadal z jakiegoś powodu nie ma żadnych rzetelnych badań na ich temat. Ze zwykłymi papierosami też tak na początku było, mało tego: były uważane za zdrowe! A po latach badań prawdę na ich temat już znasz, więc nie daj się nabić w tę samą butelkę dwa razy…
Mam taką cichutką nadzieję, że choć trochę Ci pomogłem – wcale nie mam jakiejś wyjątkowo silnej woli ani predyspozycji do niepalenia. To była i jest codzienna walka o kolejny dzień bez papierosa, ale po tych kilku latach widzę efekty. A rano zamiast biec do kuchni na szybkiego szluga przytulam się mocniej do żony…
[kk-star-ratings align="left" reference="auto" valign="bottom"]