Together Magazyn » Aktualności » Szkolne reformy… dobre czy złe?

Szkolne reformy… dobre czy złe?

Za nami sierpień w deszczu i ulewach, wiatrach, wichurach. Wrzesień, rusza nowa-stara szkoła. Niewiele już pamiętam z tamtego, pierwszego dnia, ale jedna refleksja do dziś została; od dziś przez osiem lat będę chodził do tej jednej szkoły. Żyję krócej niż ta perspektywa długich, bardzo długich lat spędzonych w jednym miejscu. Teraz brzmi to zabawnie, bo i czas jakby przyspiesza, kiedy starzejemy się z dnia na dzień. Jednak w dzieciństwie perspektywa ośmiu lat była dla mnie przytłaczająca. Jakbym wyczuwał zbliżający się czas zmian zachodzących w moim organizmie i mózgu. Jakbym wyczuwał, że zmiany te będą odbywać się w powiązaniu z jednym miejscem, na stałej drodze z domu do szkoły, tej szkoły. W jednym miejscu będę tkwił od wieku wczesnoszkolnego, przez trądzik, do pierwszych oznak sprzeciwów wobec świata oferowanego nam przez dorosłych. Osiem długich lat – więcej niż żyłem.

Kiedy wprowadzono reformę i wyodrębniono gimnazja, myślałem, że ten powrót do przedwojennego modelu jest dobry. Skrócenie odcinków czasu i lepsze powiązanie ich z etapami rozwoju człowieka może tylko przysłużyć się edukacji. Pamiętam te pierwsze niepokoje, kiedy ze względu na brak odrębnych szkół podstawówka i gimnazjum były w jednym budynku. „Co to za reforma, tylko z nazwy?” – myślałem. Później przyszły kolejne sygnały, że coś się jednak nie sprawdza. Za wcześnie spada na młode umysły potrzeba rywalizacji o miejsca w prestiżowych uczelniach. Świat testów i egzaminów przerywa dzieciństwo. Na studia właśnie poszli ci, którzy urodzili się na początku tamtej reformy. Trwała ona jedno pokolenie. Szkoły się wyspecjalizowały. W jednych są ławki dla dzieci, w drugich dla młodzieży. Kończąc ośmioletnią podstawówkę, od czwartej klasy miałem jedną polonistkę, jedną panią od fizyki, chemii, biologii itp. Rotacja kadry nauczycielskiej, a co za nią idzie, możliwość konfrontacji z różnymi poglądami i podejściami do nauczania, była ograniczona. Nie wartościuję tego, bo integracja grupy wiekowej i opiekunów z mojej perspektywy była dużo większa niż w systemie gimnazjalnym. Jednak zauważalna jest opozycja między stawianiem na różnorodność, a stałość w budowaniu relacji.

Nie wiem, czy utrzymanie młodych ludzi w jednym miejscu, w jednym kontekście, w jednych relacjach, może być z korzyścią czy wręcz przeciwnie dla ich rozwoju? Oczywiście, wszystko zależy od mądrości tych, którzy im przewodzą na tej pierwszej życiowej drodze. Między pierwszoklasistą a ósmoklasistą jest przepaść nie tylko wieku, ale potrzeb, możliwości, oczekiwań. Myślę, że ważne jest tworzenie jak największej ilości pomostów nad tą przepaścią. Być może jest to zadanie dla sztuki, dla teatru? Być może…

Oceń