Together Magazyn » Aktualności » Szalone życie z bliźniaczkami

Szalone życie z bliźniaczkami

Zdecydowanie są jak ogień i woda. Gdy pierwsze rusza w przód, drugie woła stop. Razem stworzyli idealne sprzęgło, które pozwala cieszyć się tym, co dla nich najważniejsze. Kołem napędowym nadającym ich życiu sens jest rodzina. Pięć osób pełnych pasji, pomysłów i zapału. Po mistrzowsku okręcają sobie świat dookoła palca. Zaczynając od rodziców, którzy idą pod prąd wyłącznie ręka w rękę i pokazując dzieciom, że wspólny miarowy krok w tym samym rytmie jest najlepszą dźwignią do skarbca spełnionych marzeń. Przenosząc własne góry, otwierają magiczne drzwi do szczęścia, w którym podobieństwa zacierają różnice. Ewelina i Paweł Sasin są pewni, że tylko niebo stanowi granicę. Magnes miłości i zaangażowania ma największą moc przyciągania. Poparty kompromisem i systemem pełnym wartości daje patent na szczęśliwe życie. Takie z uśmiechem pomimo zmęczenia.

Nietypowa Matka Polka?

Paweł: Nie nazwałbym Eweliny Matką Polką. Określiłbym ją jako najlepszą mamę na świecie, w swoim niepowtarzalnym stylu.

Na czym ten styl polega?

Paweł: Przed chwilą wróciliśmy z naszą trójką ze ścianki wspinaczkowej, na której większość dorosłych miała miękkie nogi. Moja żona tak dopingowała nasze dzieci, że każde z nich weszło i zadzwoniło dzwoneczkiem. Zawsze daje całą siebie dzieciom, robi to w taki sposób, że mi na początku całkowicie opadała szczęka. Dzięki temu żadne z maluchów się nie poddaje i osiąga swoje cele. To niesamowite! Nie ma czegoś takiego, jak: nie mogę, boję się, zostaję w domu i leżę. Tylko pełen doping i motywowanie. Zdarza się, że nie bierze jeńców! (śmiech). Wszyscy wiedzą, nawet w pracy, że gdy usłyszy gdzieś „nie da się”, to za chwileczkę jest dziesięć pomysłów i dowodów, że jednak można i walka trwa.

Ewelina, jesteś bezwzględna?

Ewelina: Nie. „Nie bierze jeńców” w moim wykonaniu oznacza odwagę do realizowania marzeń. Lubię, gdy się dzieje. Szukam dla siebie inspirujących dziedzin życia, które – jak potem czas pokazuje – są idealną odpowiedzią na potrzeby rodziny. Sama sobie stawiam wysoko poprzeczkę, pewna, że chcieć to móc.

Szydełkowanie odpada?

Ewelina: Kto wie! Teraz sport, bo uwielbiam. Ruch stanowi dla mnie porcję tlenu potrzebną, aby prawidłowo funkcjonować. Nie oszaleć i nie zgnuśnieć. Tak, jak jestem głodna świata, szukam sobie dyscyplin. Nie zamykam się w jednej, staram się łączyć predyspozycje, pasje i fajne rzeczy, które w finale czasem przeradzają się w sukces. Poza tym stale uwielbiamy próbować nowych rzeczy.

Nie ma szybszej na skuterach?

Ewelina: Kocham wodę, szybkość i ciut adrenaliny. Z tej miłości zdobył się medal (śmiech).

Zimą pauzujesz?

Ewelina: Nigdy! Jest joga, crossfit, biegi, taniec, narty, snowboard, mogę wymieniać bez końca. Staram się zawsze znaleźć czas, aby zrobić coś, co mnie resetuje. W moim przypadku reset oznacza aktywność fizyczną. Różnorodną aktywność. Po takim resecie i mąż i dzieci widzą, że jestem szczęśliwa.

Nawet gdy zmęczona?

Ewelina: Po to trenuję. To się wszystko super składa i przekłada na nasz dom.

Zdrowe żywienie też?

Ewelina: Tak, świadome i bazujące na zdrowych produktach. Jednak bez tworzenia w tym religii i nakazów. Czytam, śledzę doniesienia i dbam o to, abyśmy jak najdłużej cieszyli się zdrowiem, szczęściem i pomyślnością (śmiech).

Radziłaś też innym mamom?

Ewelina: Radziłam to złe słowo, żaden ze mnie autorytet. Na założonym wspólnie z koleżanką portalu starałyśmy się dzielić doświadczeniami. Trochę się ich nazbierało! Bliźniaczki i synek kształciły najbardziej.

Jak wytrzymać z takim wulkanem energii?

Ewelina: Ze mną bardzo dobrze się żyje! Łatwo i przyjemnie.
Paweł: Jest wyzwanie! Szczególnie że jestem introwertykiem. Lubię czasem sam posiedzieć, zatrzymać się i odpocząć. Dzisiaj nawet sobie głęboko myślałem o naszych ostatnich pięciu dniach.

Co się wydarzyło?

Paweł: W sobotę byliśmy pływać na wakeboardzie, w niedzielę robiliśmy grilla dla rodziny, jedyne 12 osób, w poniedziałek lataliśmy balonem, wtorek oznaczał pakowanie, ponieważ wybieramy się ze znajomymi na Sycylię.

Krainy Ojca Chrzestnego, zazdroszczę!

Paweł: Don Corleone nauczył moją żonę negocjacji w biznesie.
Ewelina: To jest mój mentor (śmiech).
Twarda z niej sztuka?
Paweł: Ewelina jest bardzo pracowitą osobą. Szalenie kreatywna, nie widzi na swojej drodze przeszkód. Jeśli się takie pojawią, po prostu je pokonuje.

Czym się zajmujecie?

Paweł: Wspólnie prowadzimy agencję eventową Ewesa, a od niedawna próbujemy swoich sił w branży gastronomicznej, prowadząc restaurację ze zdrowym jedzeniem Enjoy food&life.
Ewelina: Jesteśmy partnerami w życiu i w biznesie. Jeszcze na studiach, pracując jako hostessa/koordynator, Paweł powiedział „załóż sobie firmę i zdobywaj zlecenia”. A że mówią na mnie „cel-pal”, na następny dzień już funkcjonowała Ewesa. W przypadku Enjoy’a osiem lat namawiałam Pawła, abyśmy zbudowali swoją drugą nogę biznesową, kompletnie inną od tego, co robimy w Ewesie.
Paweł: Jak się teraz okazuje, oba biznesy mocno się wspierają. Ewesa tworzy dla Enjoya strategię marketingową, a Enjoy na eventy Ewesy zapewnia catering.

Nie za dużo tego razem?

Ewelina: My się świetnie uzupełniamy. Ja odpalam od iskierki, Paweł jest stonowany. Ma wyczucie biznesowe i gdy za bardzo zaczynam galopować, powstrzymuje. Oboje mamy podobny etos wykonywanego zawodu. Ewesa to ul pełen pracowitych pszczół. Zbudowaliśmy świetny zespół i staramy się, aby realizacja projektów sprawiała frajdę i dawała pozytywnego kopa. Jasne, zdarzają się upadki, jednak przeważa radość i poczucie, że złapaliśmy wiatr, który niesie nas w odpowiednim kierunku.

Jest możliwe, abyście usiedli spokojnie?

Paweł: Ja tak. Ewelina wtedy tupta nogą i po dwudziestu minutach zarządza, co robimy.
Ewelina: Przestań, przecież też czasem siedzę (śmiech).

Pozwala na sofę i pilota w dłoni?

Paweł: Pozwala. Właściwie to musiała zaakceptować, że potrzebuję takiej formy oddechu dla siebie. Zazwyczaj czekam, aż wszyscy pójdą spać. Ewelina szanuje moje potrzeby, robi w tym czasie coś swojego – czyta, pracuje lub nagle do drugiej nad ranem robi dżem z truskawek. Na takie pomysły kulinarne najczęściej wpada po 22:00. Jak nie piecze, to segreguje ciuchy. Nie ma nudy, dobrze mówię?
Ewelina: Dobrze, bardzo dobrze.

Od początku potrafiłeś się zmierzyć z jej ADHD?

Paweł: To nie jest sztuka tajemna, którą potrzebowałem przez lata zgłębiać. W naszym związku oboje się siebie uczyliśmy. Kompromisów też. Początkowo Ewelina była całkowicie nieokrzesanym wulkanem energii, z czasem się ostudziła. Zauważyła, że można przystanąć, pokontemplować w pewien sposób, a ja z kolei się rozpędziłem. Fajnie się to zmienia.

Praca, pasje, dom, rodzina. Mówicie dzieciom „teraz nie, jesteśmy zmęczeni”?

Paweł: Nasze dzieci są zawsze włączane w pasje. Realizujemy się w pięć osób, nawet jak się komuś początkowo nie chce. Pierwszy tryb polega na „wszystko razem”. Drugi to „robocop” mojej żony, którą podejrzewam o ukryty reaktor atomowy (śmiech). Niczym Iron Man, jest stale na maksymalnych obrotach. Staramy się, aby po pracy dać sobie chwilę przerwy. Od 17:00 do 22:00 przechodzimy w tryb rodzinny. Potem, jak trzeba, robimy drugą zmianę.

Ewelina: Wydaje mi się, że jesteśmy mocno zadaniowi, skupiamy się na zdarzeniu w 100%, wkładając w nie całe nasze serca. Jeżeli jesteśmy w pracy to całkowicie, wchodząc mocno w poszczególne zadania i ludzi, którzy potrzebują czy wymagają naszego zaangażowania. Potem gdy widzimy dzieci, jest ich czas. Jesteśmy rodzicami, którzy chcą razem z nimi korzystać z życia. Gdy idą spać, my wracamy do różnych obowiązków, takich jak trening, sprzątanie, gotowanie czy nadrabianie zaległości w pracy.

Można się realizować, mając cały czas dzieci u boku?

Paweł: Da się. Pamiętaj, to nie jest tak, że nigdy nie jesteśmy bez dzieci.
Ewelina: Na Sycylię jedziemy sami. Ze znajomymi i bez dzieci. To będzie wielka włoska randka!

Dziadkowie zostają na froncie?

Paweł: Anioł stróż w dwóch osobach (śmiech). Rodzice Eweliny przeprowadzili się do Trójmiasta, są blisko nas. Bardzo nas wspierają. Dzieciaki zostają z nimi i wszystko będzie się toczyć według ustalonego planu.

Jakie wyzwania czekają na dziadków?

Ewelina: Wyzwania? Bez przesady. Jutro akrobatyka, a w kolejnych dniach hip-hop, konie, angielski. Czyli norma, dzień, jak każdy inny.

Udaje się zawsze rozpoznać bliźniaczki?

Paweł: Dzisiaj pomyliłem się cztery, czy pięć razy (śmiech). To nie tak, że wpadki są domeną ojców. Nie ma to nic wspólnego z płcią, jestem przeciwnikiem generalizowania. Pomyłki wynikają ze sposobu uczesania. Jeśli Małe mają taką samą fryzurę, mylą się nawet kobiety. Podobnie, jeśli ubiorą takie same ciuchy i czapki. Ciężko odróżnić. Panie w przedszkolu się mylą, mama też się myli.
Ewelina: Mama się myli, gdy są tyłem.

Serce i intuicja nie są pomocą?

Paweł: Dziewczynki coraz częściej wpadają na pomysł, aby się zamienić. Zaczyna być groźnie!

Dacie się wyrolować?

Paweł: Pewnie, mnóstwo razy. Panie przedszkolanki są bardziej przezorne, proszą, by miały różne kapcie.

Dostosowujecie się?

Paweł: Staramy się. Moja żona, będąca osobą przygotowującą się do wszystkiego, co w życiu robi, najpierw przeczytała dostępną literaturę na temat wychowania bliźniąt. Plan był taki, aby nie ubierać ich tak samo, by nie zabijać indywidualności. Nasze córki, które charakter i charyzmę mają częściowo po mamie, zdominowały nas.
Ewelina: Zdominowały całkowicie i ubierają się tak samo. Dochodziło do tego, że jedna miała jeden niebieski but, a drugi – różowy. Po to, by finalnie mieć takie samo ubranie.

Dobry i zły policjant, tak się dzielicie?

Paweł: Zmieniamy się. Każdy ma wzloty i upadki. Gdy ma się dzieci, zwłaszcza bliźniaki, nie ma siły i człowiek kiedyś traci cierpliwość. Wtedy robimy zmianę i na boisko wchodzę ja – świeży i wypoczęty. Mogę z uśmiechem i cierpliwością wytłumaczyć i dojść do konsensusu, dając drugiemu, rozjechanemu rodzicowi wrócić do siebie na ławce.

Konserwatywni czy wychowawczo modni mama z tatą?

Paweł: Nie jesteśmy konserwatywni. Z pewnością liberalni.
Ewelina: Gdybyśmy podążali drogą dziadków, bylibyśmy najbardziej liberalni na świecie.
Paweł: Są konserwatywni.
Ewelina: Moi rodzice? Dają dzieciom wszystko. Z nimi wolność ma nowy wymiar (śmiech). W takim razie ustalmy definicję słowa konserwatywny (śmiech).

Za kary i przewinienia czeka groch w kącie?

Paweł: Strategii chłosty i kary nie stosujemy, nawet w biznesie. Tylko marchewki. Nie ważne czy chodzi o dzieci, czy rozbity samochód w firmie. Dzieciaki mają naklejony arkusz i zbierają naklejki. Gdy są grzeczne przez cały dzień, jedna trafia na planszę. Po kilku miesiącach wymieniamy je na nagrodę.
Ewelina: Oboje jesteśmy bardzo słabi w karaniu. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek udało się nam zastosować groźby. Zakładamy, że wszystko może się zdarzyć i nikt nie robi tego specjalnie i złośliwie. Pomysł z naklejkami sprawdza się w naszym domu. System polega na tym, że jeśli któreś z naszej trójki jest niegrzeczne, może stracić naklejkę, przy czym nie traci całej nagrody. Zawsze może ją odrobić. Zauważyłam, że w ten sposób dostają wymierną lekcję cierpliwości. Sześć naklejek możesz wymienić na małą, prostą nagrodę. Dwanaście na lepszą, a osiemnaście jest na spełnienie marzenia.

Brzmi obiecująco!

Ewelina: Uczy cierpliwości i rozsądku. Pozwala wybrać, czy wystarczy jeszcze chwilę poczekać, czy zachowując się niegrzecznie, stracę to, co mógłbym już dostać.

To wasz autorski pomysł?

Ewelina: Gdzieś się nim zainspirowaliśmy, sami nie wymyśliliśmy. Wszystko, co czytamy, przesiewamy przez sito naszej osobowości, systemów i standardów. Potem dopasowujemy je do siebie.

Rozsądni rodzice?

Paweł: Raczej idziemy pod prąd, w zgodzie z własnymi przekonaniami. Nie bierzemy rzucanych propozycji na oślep. Teraz przykładowo walczymy z plastikiem na świecie. Codziennie uświadamiamy dzieciom i paniom w każdym warzywniaku, że nie potrzebujemy torby.

Jak was odbierają?

Ewelina: Pewnie troszeczkę jak wariatów, ale my to bierzemy z uśmiechem. Razem możemy zmienić świat i nie zabijać żółwi. Ten argument najczęściej stosuje nasz syn.

Nuda – znacie, doświadczyliście?

Paweł: Nie. Geny mojej żony strasznie szybko zmieniły słownik. Syn i ja lubimy czasem się ponudzić. Reszta potrzebuje mieć zajęcie. Dowodem jest szwagier, który siedząc u nas piętnaście minut, mówi „chodźcie, pojedziemy do Krakowa”.
Ewelina: Na spacer po Wawelu. Czemu nie?

Rodzicielstwo koliduje z własnym biznesem?

Paweł: Można pogodzić, jednak kolizje w obie strony bywają. Jestem pewien, że to kwestia kompromisu.

Kto jest mózgiem operacji?

Paweł: Trudno jednoznacznie określić.
Ewelina: Mózgiem jest Paweł, ja jestem sercem.
Paweł: Nie do końca. Ewelina potrafi przeliczyć kosztorys w dziesięć minut, nad którym siedmioosobowy zespół pracuje tydzień. Zależy, w której kwestii. Ja chyba jestem mózgiem, który robi „prr”, a Ewelina z serca „wio”. Zawsze z energią, ale mózg ma niezły (śmiech)!

Sprawdza się teoria o przyciąganiu przeciwieństw?

Paweł: Tak, ale zderzenia też się zdarzają.
Ewelina: Z wielkim hukiem!
Włoska rodzina?
Ewelina: Jesteśmy całkowicie włoską rodziną. Głośną i uśmiechniętą, którą, gdy się kłóci, zawsze słychać.

W domu igła na wysoki połysk?

Paweł: Jestem strasznym pedantem. Gonię wszystkich, aby chowali rzeczy do szafek. Nie do końca nad tym panuję, ale idziemy w kierunku ładu i porządku. Wszystko musi mieć swoje miejsce.
Ewelina: Ten system jest zaburzany jakieś dwadzieścia do pięćdziesięciu razy dziennie, ale zawsze solennie przywracany.
Paweł: Moja żona potrafi olewać dłuższy czas, aż nagle wstaje i opieprza, że jest bałagan. Nieco inaczej jest w garażu. Tam wszystko wisi, mamy miliard rzeczy do uprawiania różnych sportów. Prawie jak w sklepie sportowym.
Ewelina: Gdybyśmy nie mieli ładu i porządku, zagubilibyśmy się kompletnie. Jak Paweł pakuje nas na narty, kajaki, surfing, to wszystko jest zgodnie z listą. Policzone i nie ma opcji, aby cokolwiek się zawieruszyło czy czegoś byśmy nie wzięli. Najpierw pakowanie z listą, potem sprawdzenie, czy cały sprzęt się zgadza. Porozkładane na dywanie, czy na pewno jest dziesięć par butów, dwa snowboardy, trzy pary nart i pięć kasków.

Gdzie słaby punkt?

Paweł: Sytuacje, w których długotrwały stres wpływa na zachowanie. Ostatnio rozmawiałem o tym z Eweliną, że mam taki czas, w którym postanowiłem być jeszcze bardziej życzliwym do wszystkich i sto razy częściej się uśmiechać.
Ewelina: Ciężko o wskazanie słabego punktu (śmiech). To nie powinno być pytanie do nas tylko do naszego najbliższego otoczenia. Nam dobrze jest tak, jak jest. Pracujemy ciężko nad tym, aby odsuwać złe myśli, więc wszystko jest super, a słabe punkty zamieniamy w obszary do rozwoju.

Ekspresja w przekleństwach?

Paweł: Tak. Zdarza się jak szewc.
Ewelina: Myślałam, że nie jest tak źle. Prawda okazała się inna. Przekonałam się o tym, gdy Piotruś miał dwa lata i chodził po całym domu, mówiąc „ja popolę”. Dostałam znak, że pora zacząć uważać.

Jest precyzyjny plan na to, by powiedzieć „jest dobrze”?

Paweł: Nie ma takiego planu.
Ewelina: Najważniejsze, abyśmy wszyscy się bardzo mocno kochali. Uśmiechali się, byli szczęśliwi i spędzali razem czas. Z tego czerpiemy masę energii. To daje nam siłę i bardzo się do tego przykładamy. Nie ważne gdzie i co się w życiu wydarzy. Zależy nam, aby być dla siebie wsparciem. Żartujemy, że niebo jest granicą. Mamy dużo pracy, dużo dzieci i jesteśmy tu i teraz.

1.6/5 – (20 głosów)