Wedle obiegowej opinii nauczyciel to nie zawód, ale powołanie. Nie każdy powinien być nauczycielem, podobnie jak policjantem czy politykiem. Czy we współczesnym świecie nadal obowiązuje etos nauczyciela jako krzewiciela oświaty i autorytetu? Czy rodzice zawsze uznają metody dydaktyczno-wychowawcze stosowane w szkołach?
Powiedzenie „obyś cudze dzieci uczył” w przeszłości było kierowane pod adresem osób, którym życzono trudów i niewdzięcznej pracy. Część nauczycieli, z racji wykonywanych obowiązków, nadal chętnie się podpisze pod powyższą wykładnią tego „życzenia”, choć czasy się zmieniają. Słynna już Karta Nauczyciela bywa przedmiotem zazdrości i niewybrednych komentarzy przedstawicieli innych grup zawodowych. Nauczycielom często zarzuca się popadanie w rutynę zawodową, nadmierne korzystanie z państwowych przywilejów (płatne urlopy, dodatki do pensji) czy zwykłą próżność, nieprzystępność i niereformowalność. Tak naprawdę najwięcej zarzutów pod adresem nauczycieli mają osoby, które… znają ich pracę jedynie z doniesień medialnych. Każdy stereotyp, choć skrywa w sobie nieco prawdy, najczęściej jest krzywdzący i nieprzystający do rzeczywistości. Oczywiście, istnieje całkiem spore grono nauczycieli, zwłaszcza ze starszego pokolenia, które preferuje sprawdzone już od dziesięcioleci metody nauczania i niechętnie odnosi się do wszelkich nowości. Niemniej obowiązkiem nauczyciela jest ciągłe samokształcenie, doskonalenie zawodowe, a przede wszystkim – poszukiwanie płaszczyzny porozumienia z coraz to nowszymi generacjami uczniów. Nie każdy rodzic zdaje sobie nawet z tego sprawę.
Posługując się kolejnym ze stereotypów, trzeba by stwierdzić, że każdy nauczyciel to osoba, która pracuje na swoim stanowisku „z powołania”. I jest to oczywista nieprawda. Wiele młodych osób, choć jednak raczej mniejszość, wybiera zawodową specjalizację nauczycielską tylko dlatego, że ma perspektywę w miarę stabilnej pracy, może się cieszyć przywilejami zawodowymi albo… spełnia w ten sposób oczekiwania rodziny. Czy takie pragmatyczne podejście jest naganne i dyskwalifikuje daną osobę jako dobrego pedagoga? Oczywiście, że nie. Może się okazać, że osoba, która została nauczycielem niemal przez przypadek, znakomicie radzi sobie w pracy. Możliwa jest też sytuacja całkiem odwrotna – „powołanie” młodej studentki kierunków pedagogicznych może minąć po pierwszym miesiącu prawdziwej pracy albo nawet już w trakcie praktyk zawodowych…
W ostatnich latach można zaobserwować spadający szacunek dla nauczycieli. Jest to ogólna tendencja, która wcale nie jest najbardziej widoczna wśród młodzieży, ale nasila się w środowiskach rodziców. Wielu spośród nich – zwłaszcza dobrze sytuowanych – postrzega nauczycieli wręcz w kategoriach życiowych nieudaczników, którzy nie potrafili odpowiednio zaprojektować swojej kariery zawodowej. Na spotkaniach z rodzicami często można zauważyć postawę roszczeniową rodziców względem nauczycieli. Są rodzice, którzy tylko po to idą na wywiadówkę, żeby „postawić na swoim”, przy okazji dając fatalny przykład dzieciom. Podkopywanie autorytetu nauczyciela – często całkowicie bezpodstawne – jest prostą drogą do tego, by dziecko zaczęło całkowicie lekceważyć obowiązki szkolne.
Elastyczna postawa wielu szkół – skądinąd: całkiem słuszna – zakładająca ścisłą współpracę z rodzicami, niekiedy przynosi niepożądane efekty w postaci totalnego kontestowania poczynań pedagogów. Rodzice często zapominają nawet o tym, że szkoła musi realizować założenia podstawy programowej. Kierując pretensje pod adresem nauczycieli, tak naprawdę krytykują Ministerstwo Edukacji Narodowej. Klasycznymi przykładami mogą być pretensje zgłaszane ze względu na „niewłaściwy” dobór lektur, tematów lekcji czy zbyt dużą/małą liczbę godzin danego przedmiotu w ciągu tygodnia. Nauczyciele mogą być również krytykowani za to, że są zbyt konserwatywni, nie można się z nimi skontaktować na Facebooku, zakazują dziewczynkom farbowania włosów albo przeciwnie – są zbyt nowocześni i nie budzą szacunku wśród młodzieży. Istnieje grupa rodziców, dla których każdy powód do krytyki jest dobry.
Trudno dokładnie określić, co jest podstawą roszczeniowej postawy rodziców względem nauczycieli. To dobry temat na wyczerpujące badania dla socjologów. Być może powodem jest coraz większy przepływ informacji w społeczeństwie. Wiele osób czuje się „ekspertami” we wszystkich dziedzinach życia, tylko dlatego, że mają dostęp do internetu… Jeszcze inni rodzice z góry zakładają, że sami najlepiej wiedzą, co jest dobre dla ich dziecka. Zapominają przy tym, że nauczyciele często mają bezcenny dystans do dzieci, którego często brakuje rodzicom.
Tak jak w każdej grupie zawodowej, również i wśród nauczycieli trafiają się osoby, które niedbale wykonują swoje obowiązki zawodowe, nie potrafią kreatywnie dzielić się wiedzą i brakuje im odpowiedniego podejścia do uczniów. Należy jednak przyjąć, że tego typu nauczyciele stanowią margines tej grupy zawodowej, a nie jej ostoję. Trudno wyobrazić sobie pedagoga, który przez wiele lat uczy dzieci, bez żadnej radości z wykonywanej pracy. Tacy nauczyciele najczęściej sami dość szybko rezygnują z wykonywania swojego zawodu.
Częstym błędem współczesnych rodziców jest to, że z góry traktują nauczycieli jako „zło konieczne”, bez płaszczyzny partnerskiej, zakładając ograniczoną dozę zaufania. A przecież wzajemne zaufanie rodziców do nauczycieli powinno być podstawą poprawnej realizacji procesów dydaktyczno-wychowawczych. Warto pamiętać, że praca pedagoga również podlega ciągłej ocenie, choćby przez kuratorium oświaty, a zatem każdemu spośród nich zależy na jak najlepszym wykonywaniu swoich obowiązków zawodowych. Choć pewnie wielu rodziców może mieć odmienne zdanie, we współczesnym środowisku nauczycieli praktycznie nie ma miejsca na niedbalstwo czy ignorancję względem uczniów. Dlaczego w praktyce czasami dzieje się inaczej? Może po prostu dlatego, że nauczyciele też są tylko ludźmi i mogą popełniać błędy. Nie oznacza to jednak, że nie zasługują na zaufanie i szacunek.