Dzisiejsze zabawki grają, migają, skaczą, mówią i robią praktycznie wszystko, co tylko dziecko może sobie wymarzyć. Lata temu technika nie była jeszcze tak rozwinięta, jak dziś, a mimo wszystko z ówczesnymi zabawkami też działy się cuda… Jak to możliwe? Wszystko dzięki niebywałej pomysłowości ówczesnych konstruktorów, których małe, ruchome cuda techniki możecie obejrzeć nie gdzie indziej, jak w gdańskiej Galerii Starych Zabawek.
Kultowa żaba
Kto w dzieciństwie nie marzył, by mieć taką zabawkę… Nakręcana żaba w tamtych czasach to było naprawdę coś! Cieszyła się ogromną popularnością i na pewno cegiełkę do jej sławy dołożył Griegorii, bohater słynnego serialu „Czterej pancerni i pies”, który bawił się nią w jednym z odcinków. Stała się istnym „must have” tamtych czasów! Wyprodukowały ją w 1963 roku Toruńskie Zakłady Zabawkarskie. To, co przykuwa od razu uwagę, oczywiście poza samą zabawką, to dołożona do niej instrukcja. Czytając ją, można odnieść wrażenie, że producent bardziej zachwala umieszczoną w żabie sprężynę, którą „można nakręcić śmiało do oporu, ponieważ jest pierwszego gatunku i sprowadzana z importu” niż samą zabawkę. Cóż, takie były czasy – to, co z importu, z założenia musiało być lepsze…
Prawie Kaczor Donald
Ta zabawka może być przykładem niebywałej przebiegłości producentów branży zabawkarskiej w czasach PRL. Gołym okiem widać, że Kaczor Ejka wygląda praktycznie identycznie, jak sławny na całym świecie Kaczor Donald. Polski producent, który wydał podróbkę disnejowskiego kaczora, postanowił się jednak zabezpieczyć przed ewentualnymi dociekaniami praw autorskich i swojej zabawce nadał imię Ejka, to jednak nie koniec. Dodatkowo opatentował tę zabawkę, omijając tym samym wszelkie ówczesne przepisy! A sam Ejka? Był marzeniem chyba każdego dziecka. Grafika umieszczona na opakowaniu pudełka, jak na tamte czasy, była naprawdę nowoczesna. Co takiego wyjątkowego było w kaczorze? Położony na stole był wprawiany w ruch dzięki opuszczanym na sznurku poza krawędź stołu ciężarkom. Kiedy ciężarki dotykały podłogi, kaczorek zatrzymywał się. To był niby banalny, ale z drugiej strony bardzo pomysłowy system, którego dziś próżno szukać we współczesnych zabawkach.
Delikatny pastuszek
Wśród zabawek mechanicznych znajdujących się w kolekcji pana Wojtka jest jedna, której kolekcjoner, jak sam twierdzi, naprawdę się boi. Spokojnie, nie chodzi o żadną przerażającą lalkę… Pan Wojtek nie boi się samej zabawki, a boi się o nią. Mowa o pastuszku z gąską, który wykonany jest z celuloidu, czyli materiału tak delikatnego, jak skorupka od jajka. Już samo dotykanie pastuszka może go uszkodzić. Kiedy ta zabawka wpadała w ręce dzieci, bardzo często się tak działo. Między innymi dlatego, że w jej mechanizmie wykorzystano bardzo silną sprężynę. Kiedy dzieci próbowały ją nakręcić, musiały używać takiej siły, że zabawka gniotła się im w rękach. To właśnie dlatego pastuszek jest dziś tak rzadkim egzemplarzem…
Żywy osiołek
Ta zabawka produkowana była w Gdyni i pochodzi z początku lat 60. Opowiadając o niej, nie można odmówić jej producentowi pomysłowości. Nie dość, że nazwa osiołka to po prostu „Żywy osiołek”, to do wprowadzenia go w ruch wykorzystano prosty i banalny mechanizm oparty na dwóch magnesach. Do osiołka dołączano magiczny pierścień. Kiedy dziecko ubierało pierścień na palec, a następnie rękę przybliżało do figurki, jej głowa zaczynała się ruszać. Spokojnie, to nie były czary – w głowie i w pierścieniu umieszczono po prostu zwykłe magnesy.
Autor: Katarzyna Paluch