Wychowanie dziecka to nie lada sztuka. A jednak okazuje się, że są pewne uniwersalne zasady, które pomagają nam w pozytywnym rodzicielstwie. Z autorem książki „Rzeczy Proste” Luis Timm, rozmawiamy o tym, jak wychować szczęśliwe dziecko i samemu pozostać szczęśliwym.
Dlaczego chłopak z Jeleniej Góry postanowił zostać Luis’em Timm’em?
Kiedyś w moje ręce wpadła książka o social mediach autorstwa Jason’a Hunt’a. Zacząłem drążyć wokół jego twórczości. Później zorientowałem się, że Jason to tak naprawdę Tomek Tomczyk. Spodobało mi się, że robi karierę pod pseudonimem. Chciałem mieć własne alter ego, pisząc książkę, o której coraz intensywniej myślałem.
Jesteś pozytywnym tatą. Co to oznacza?
Rodzicielstwo to dla mnie przeogromna przygoda. Tę pasję do pozytywnego ojcostwa staram się pielęgnować. Poza tym wychodzę z założenia, że ludzie są fajni i dobrzy. Sam bardzo staram się taki być, w każdym aspekcie życia. To mój światopogląd na dziś.
Emanujesz radością życia. Czy bycie człowiekiem pozytywnym przyszło do ciebie wraz z pojawieniem się pierwszego dziecka?
W swoim życiu miałem dużo potknięć, ale zawsze starałem się z nich podnosić jak najszybciej. Przez lata udało mi się wykształtować w sobie cechę, aby nie przejmować się porażkami, brać wszystko takim, jakie jest. Pozytywne patrzenie na świat to coś, do czego trzeba dojrzeć. Gdy jesteśmy młodzi, nasz charakter kształtuje najbliższe otoczenie – rodzina i znajomi. U mnie w domu nigdy się nie przelewało, więc świat nie wydawał się być kolorowy. Nie było konkretnego przełomu, ponieważ wszystko zmieniało się stopniowo wraz z dojrzewaniem. Dzisiaj wiem, że świat zewnętrzny nie jest najważniejszy. Nie jest ważne, jakim samochodem jeździmy, jak często latamy na wakacje. Ważne jest to, z kim spędzamy nasz wolny czas i jacy jesteśmy na co dzień. Wszystkie te wartości starałem się przekazać w mojej książce.
Co w twoim życiu zmieniło dziecko?
Przewartościowało mi wiele rzeczy. Przed narodzinami dziecka była taka pogoń za karierą, pieniędzmi, różnymi dobrami materialnymi. Chcieliśmy z moją żoną jak najlepiej zabezpieczyć swoją przyszłość. Gdy pojawił się Gutek, życie zwolniło. Kiedyś zdarzało mi się wyjechać z domu na dzień lub dwa, aby pozałatwiać wszystkie sprawy. Dzisiaj szkoda mi czasu, który mógłbym spędzić z Gutkiem. Chcę być w domu, obserwować, jak się rozwija, widzieć najmniejsze postępy i zmiany. Światopogląd wywrócił mi się do góry nogami, ale w takim pozytywnym sensie. Coś ważnego i wspaniałego zajęło moją głowę, czas i przestrzeń życiową.
Łamiesz stereotypy. Jesteś ojcem pełnoetatowym?
Generalnie tak. Teraz Gutek poszedł do przedszkola, więc mamy z Kasią (dop. red. żona) więcej czasu na pracę. Wcześniej dzieliliśmy się obowiązkami. Mi bardzo zależało, żeby Kasia rozwijała swoje pasje, więc przejąłem część obowiązków. W tych kwestach bardzo siebie wspieramy. Wiadomo, gdy Kasia karmiła, musiała częściej wstawać do dziecka. Później chciałem jej to zrekompensować.
Książkę „Proste rzeczy” wydałeś zupełnie sam, bez wydawnictwa. Gdzie znalazłeś taką odwagę?
Wielu bliskich i dalszych znajomych pytało nas, jak to robimy z Kasią, że jesteśmy taką fajną rodzinką, jak udało mi się stworzyć taką silną więź z dzieckiem, skąd mam na to wszystko energię, siły i chęci. Pomyślałem, że wspaniale byłoby opowiedzieć o tym szerszej publiczności. Gdy w moje ręce wpadła książka Michała Szafrańskiego, poznałem jego historię i zrozumiałem, że nie jest to zadanie niewykonalne. Książkę pisałem po nocach, często do 3 nad ranem. Zajęło mi to kilka miesięcy. Miałem to szczęście, że moją inspiracją był sam Gutek, więc pisanie sprawiało mi ogromną przyjemność. Całą sprzedaż i marketing opieram na mediach społecznościowych. Mój przykład pokazuje, że można.
Czego dowiemy się z książki?
Celem ostatecznym każdej naszej podróży jest to, żeby być szczęśliwym. Ludzie tracą energię, szukając pieniędzy, a gdy je mają, okazuje się, że brakuje im czasu, aby przeżywać prawdziwe emocje. Wówczas cała podróż okazuje się totalnie bez sensu, bo nasz cel się oddalił. Książka jest o rzeczach prostych, o tym, jak przeżywać każdy dzień, jak cieszyć się z najmniejszych rzeczy, jak pielęgnować relacje z rodziną, jak nauczyć swoje dziecko być szczęśliwym. Jeżeli dzisiaj mądrze pokażemy naszym dzieciom, jak żyć, to mamy niemal 100 proc. pewności, że poradzą sobie w przyszłości. Wszystko opiera się na uniwersalnych zasadach, o których piszę w książce.
Promujesz książkę jako lekturę przede wszystkim dla ojców. Czy odbiorcami rzeczywiście są głównie mężczyźni?
90 proc. wiadomości, jakie otrzymuję, pochodzą od kobiet. Panie często kupują książkę, najpierw czytają same, a później przekazują swoim mężczyznom. Myślę, że książka może spodobać się również osobom bez dzieci. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie.
Myślisz już o kolejnej?
Mam taką motywację, aby w przyszłości napisać więcej książek, ale na razie skupiam się na tej. Chciałbym z nią zapoznać cały świat (śmiech).
Nie zdradzając treści, powiedz mi proszę, co możemy zrobić już teraz, aby stać się pozytywnym rodzicem i wychować pozytywne dziecko?
Najpierw trzeba zacząć od siebie. Jeżeli chcemy, aby dziecko było w przyszłości miłe, musimy być mili. Jeżeli ma być uśmiechnięte, sami musimy się uśmiechać. Jeżeli ma mówić „dzień dobry” na ulicy, sami musimy to robić. Wychowanie to dawanie przykładu. A pozytywne życie trzeba pielęgnować. Gdy wstaję rano, jestem szczęśliwy. Gdy zasypiam, jestem szczęśliwy.
Zawsze?
Tak, chociaż niepermanentnie. Bycie szczęśliwym zawsze i wszędzie to coś wyidealizowanego. Ja staram się być po prostu wesołym człowiekiem.
A jak reaguje pozytywny tata, gdy dziecko tupnie nóżką?
Pozytywny tata rozumie, bo ciężko od małego dziecka wymagać dojrzałej świadomości. Uczę Gutka, że czasami w naszym życiu są sprawy, na które nie mamy wpływu, więc nie możemy się nimi przejmować. Rozmawiam z nim o emocjach, uczę, jak nad nimi panować. Poza tym, małe dziecko też przecież może mieć gorszy dzień, jak każdy z nas. Nie ma w tym większej filozofii.