Lato minęło. Niepostrzeżenie, jak zwykle. Pocieszam się myślą, że jesień, zima, wszelakie smutne deszczowe dni również miną szybko i niepostrzeżenie. Chociaż czy tylko Wy macie wrażenie, że lato mija dużo szybciej niż zima?
No, ale cóż. Czas upływa, a my coraz młodsi.
Nie jesteśmy.
Dziś nie będzie jednak o słońcu w Toskanii, ani komarach na Kaszubach. Dzisiaj rozmyślam o zasadach.
Uwielbiam obserwować świat wokół mnie. Najbardziej lubię patrzeć na ludzi. Zastanawiać się, o czym myślą, z kim właśnie podróżują. Wymyślać historie, które mogłyby się przydarzyć tym ludziom bezpośrednio przed wylotem, zastanawiać się, jakie relacje łączą ich ze współtowarzyszami podróży.
Urzekła mnie jedna pani, która siedziała tuż za mną w samolocie podczas mojej podróży do Toskanii.
Siedziała z małą dziewczynką i cierpliwie jej tłumaczyła, że gdy zapalona jest taka lampka, należy siedzieć na miejscu i zapiąć pasy.
– Dlaczego?
– Bo takie są zasady, kochanie.
Potem, przy lądowaniu, posprzątała kredki ze stoliczka i opuściła stoliczek.
– Dlaczego? – zapytała córka.
– Takie są zasady, kochanie. – powiedziała kobieta.
Jak było mi miło tego słuchać! Siedząc w tym samolocie miałam wrażenie, że tylko nieliczni przestrzegają tych zasad. Dla mnie sygnalizacja „zapnij pasy” jest jednoznaczna. Siedzę z zapiętymi pasami. Nie wstaję, nie idę do toalety, nie sterczę nad koleżanką, którą spotkałam w samolocie. Siadam grzecznie na pupie i zapinam pasy. Czy to tak trudno zrozumieć?
Mam wrażenie, że w Polsce wiele osób ma duże trudności z przestrzeganiem zasad. Począwszy od dziarskiej staruszki, która wymachując energicznie swoją laską, przechodzi w przez ulicę w miejscu niedozwolonym, aż po matkę, która spiesząc się gdzieś, przechodzi na czerwonym świetle, ciągnąc za rękę swoje dziecko. Wielokrotnie zdarzało mi się, że stałam zupełnie sama, czekając na zmianę świateł, a wszyscy inni tłumnie przechodzili.
To po co te czerwone światła?
Od takich małych rzeczy właśnie uczymy naszych dzieci przestrzegania zasad, które naprawdę mogą ułatwić funkcjonowanie w społeczeństwie.
Zastanawiam się, dlaczego na przykład w Niemczech zasady są przestrzeganie dużo bardziej niż u nas. Kierowcy częściej przepuszczają pieszych na pasach, wiedzą jak się zachować w przypadku, gdy autostradą pędzi karetka.
W naszym kraju jest już dużo lepiej, ale do doskonałości wciąż daleko.
Dlaczego tam jest inaczej? Czym to jest spowodowane? Czy tym, że przez lata, by cokolwiek uzyskać, musieliśmy się nieźle „nakombinować”?
Przez to wyrobiliśmy sobie, jako naród, niesamowitą cechę omijania zasad?
Chociaż mam wrażenie, że w niektórych krajach bez odpowiednich instrukcji obsługi obywatele sobie nie radzą zupełnie.
Kiedyś, jakieś trzydzieści lat temu (cały czas zdumiona jestem, że pamiętam, co było trzydzieści lat temu) spędzałam wakacje w towarzystwie wielu dzieciaków. Jeden z nich był Niemcem. Zawsze, zanim otworzył wafelka czy lizaka, sprawdzał, czy gdzieś z tyłu jest instrukcja, jak to zrobić. Często nie było tej instrukcji i miał problemy. To druga strona medalu.
Kombinujemy strasznie. Zamiast po prostu wypoczywać. Począwszy od zapinania pasów w samolocie do zawłaszczania swojego terytorium na plaży za pomocą licznych parawanów.
Kiedyś spędzałam wakacje nad morzem ze znajomymi. Ojciec rodziny już o szóstej rano biegł na plażę z parawanem, by zająć odpowiednio dużo miejsca dla jego czteroosobowej gromadki. Potem wracał na śniadanie i po śniadaniu wszyscy, dumni z tego, że mają wielki piaskowy obszar zagarnięty, szli wypoczywać.
Czy morał z tego jest taki, że trzeba kombinować, by przeżyć?
Chyba w niektórych miejscach właśnie tak jest.
Mam na przykład wrażenie, że w Wietnamie uczestniczenie w ruchu drogowym nie rządzi się żadnymi jasno określonymi prawami.
„– Przechodzenie przez ulicę w Wietnamie okazało się jednym z największych wyzwań w moim życiu.
– Daj rękę. Ja już to opanowałem. – wyciągnął dłoń.
Złapałam go za rękę i nieco strachliwie przeszłam przez tę ruchliwą ulicę.
– Jak człowiek się do tego przyzwyczai, to nawet zaczyna być to przyjemne. Za każdym razem, gdy się uda, czuję taką radość, że jednak mnie nie rozjechali i żyję.”
Cytat pochodzi z mojej najnowszej książki „Ósmy cud świata”. Refleksje są moje. Tak właśnie się czułam w Wietnamie. Może to kombinowanie, łamanie zasad to właśnie dla tej radości? Że mimo wszystko znowu się udało przeżyć?
Książka „Ósmy cud świata” ukaże się 13 września.