Together Magazyn » Aktualności » W oczekiwaniu na… św. Mikołaja?

W oczekiwaniu na… św. Mikołaja?

Właściwie nie ma to większego znaczenia na kogo, ale okazja doskonała. Czekanie samo w sobie jest istotną wartością w procesie wychowania młodego człowieka.

 Na przełomie lat 60. i 70. XX wieku Walter Mischel, w ramach „eksperymentu piankowego” prowadzonego na Uniwersytecie w Stanford, przez ponad dwadzieścia lat badał powodzenie życiowe dzieci, które potrafią czekać na nagrodę. Czteroletnie maluchy były zapraszane do pokoju, w którym siadały na krześle przy stole, a na talerzu czekała na nich słodka pianka. Dorosły informował, że musi na chwilę wyjść i mówił dzieciom, że mogą zjeść piankę od razu lub poczekać aż wróci za piętnaście minut. Układ był następujący: albo dostaniecie jedną piankę od razu albo po piętnastu minutach oczekiwania będziecie mogli zjeść dwie. Okazało się, że jedynie trzydzieści procent dzieci potrafiło poczekać kwadrans, żeby otrzymać drugą piankę. To właśnie osoby stanowiące te trzydzieści procent miały znacznie wyższe wyniki z testu z wiedzy ogólnej i umiejętności poznawczych, mniejsze problemy z zachowaniem, a także lepiej radziły sobie ze stresem w życiu dorosłym. Dodatkowo, rzadziej znajdowały się na drodze przestępczej, nie miały problemów z koncentracją i uwagą oraz utrzymaniem przyjaźni.

Przekładając tę wiedzę na codzienną praktykę rodzicielską, kwestia umiejętności odraczania gratyfikacji okazuje się jedną z kluczowych wartości, jaką powinniśmy kształtować u naszych podopiecznych. Święta Bożego Narodzenia i Mikołajki to doskonałe okazje, by wspólnie liczyć dni do świąt. Można zrobić prosty wykres pozostałych dni i przypiąć go na lodówce. Można wykorzystać kalendarz adwentowy, uprzedzając, że jedna czekoladka przypada na każdy dzień, czy rozpocząć wieczorne rozmowy o tym, jak to jest, kiedy się tak bardzo na coś czeka.

Inny eksperyment, przeprowadzony przez Alison Gopnik z Uniwersytetu w Berkley w Kalifornii, na nieco mniejszych dzieciach (półtorarocznych), pokazał, że drobne rzeczy nabierają dla nas dużej wartości, kiedy w ich zdobycie musimy włożyć wysiłek i poświęcić czas. I tak, kiedy dzieci wyciągają ręce po kolorową piłeczkę leżącą na półce i natychmiast dostają zabawkę – bawią się nią od trzydziestu sekund do dwóch minut. Natomiast, gdy same muszą zejść z krzesła, podstawić sobie mały podnóżek, wyciągnąć mocno rękę do góry i jeszcze zawołać osobę dorosłą, aby pomogła – bawią się od czterech do siedmiu minut.

Przebywając codziennie z małymi dziećmi, prowadzimy w tym czasie rozmowy telefoniczne, parzymy sobie herbatę, przygotowujemy posiłki czy dyskutujemy chociaż chwilę ze znajomymi. Zastanówmy się, jak wyglądałoby nasze życie, gdyby urocze pociechy nie ciągnęły nas w tym czasie za spodnie, nie rzucały się na podłogę i nie krzyczały do momentu, kiedy ich żądania zostaną spełnione.

Rzeczą naturalną jest to, że bardzo młody człowiek chce uczestniczyć w tym, co robi dorosły. Ale codzienność bez jasnych granic zachowania jest trudna dla obu stron. Prostym sposobem jest zasada: poczekaj spokojnie przez chwilkę, a dam ci do telefonu babcię, ciocię, tatę… Jak zawsze, początki będą trudne, ale satysfakcja z pierwszej, spokojnej rozmowy ze znajomą bez krzyku dziecka przy nodze – bezcenna!

Nam, rodzicom małych dzieci, codzienne czynności sprawiają czasem problemy, o których się nie śni bezdzietnym znajomym. Marzenia o spokojnej kąpieli/prysznicu czy nawet o myciu zębów są bliskie rodzicom kilkulatków. Jeśli te chwile będą dla nas inspiracją do pracy nad ustaleniem takich zasad panujących w domu, które ułatwiają życie obu stronom, możemy podarować dzieciom znacznie więcej niż najfajniejszy prezent pod choinkę.

Oceń