Together Magazyn » Aktualności » Para jak rysowana

Para jak rysowana

Marek Lachowicz jest twórcą komiksowym, reżyserem, scenarzystą i storyboardzistą. Ma na koncie publikacje albumów z serii „Człowiek Paroovka”, „Gang Wąsaczy” i „Grand Banda”. Na stałe publikował w kultowym magazynie komiksowym „Produkt”. Dwukrotnie zdobył nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Łodzi (w latach 2004 i 2006). Od 2013 roku związał swój żywot ze światem animacji. Jest twórcą storyboardów oraz reżyserem licznych reklam i produkcji dla dzieci. Na bazie jego komiksów z serii „Grand Banda” powstaje obecnie serial animowany.

Dominika Suprun-Lachowicz to absolwentka grafiki na gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych. Projektowała m.in. multimedia do wystawy dla dzieci Wydział Zabaw w Europejskim Centrum Solidarności na zlecenie gdańskiego studia Grupa Smacznego. Jest współautorką projektu „Dobre Sztuki”, który ma na koncie współpracę z Muzeum Narodowym w Warszawie, realizację gry miejskiej o nazwie „Link do Memlinga” we współpracy z Muzeum Narodowym w Gdańsku, a także krótki epizod współpracy z marką odzieżową Reserved. Jest autorką ilustracji portretujących gości popularnego polskiego podcastu Pogaducha. Ostatnio pracuje nad autorskim projektem „Dbam o życie na planecie”. Obecnie zasila zespół sopockiego studia projektowego art&chips.

OBRAZOWEGO WYWIADU UDZIELILI: Kamili Recław

Kim właściwie jesteś z zawodu?

Marek: Skończyłem wydział zarządzania i specjalizację rachunkowość, ale poszedłem na te studia, bo za bardzo nie miałem innego pomysłu…

Wtedy już rysowałeś?

M: Tak! Rysuję całe życie, od czasów przedszkola tworzę komiksy, bo od zawsze mnie fascynowały jako jedyne kolorowe plamy na ogólnej szaroburości czasów mojego dzieciństwa. Były wtedy symbolem „amerykańskości”.

Czytałeś książki czy obrazy były sprytną próbą ucieczki przed lekturą ciągów liter?

M: Książki też, ale do komiksów ciągnęło mnie wyjątkowo. Kiedy przeczytałem już wszystkie dostępne, a nie było ich wtedy wiele na rynku, z braku laku czytałem jeszcze raz, a potem pomyślałem, że może sam sobie coś narysuję. Dogadałem się z przyjacielem z klatki Tomkiem i moim bratem Leszkiem i tak powstały „Przygody Marka Leszka i Tomka”, które wydawałem całkiem profesjonalnie, dorabiając do już zarysowanego egzemplarza tekturową okładkę, to komiks z 1985 na przykład….

Sam opracowujesz teksty do swoich historii?

M: Piszę sam, zaraz po tym jak je „zobaczę w głowie”. 

W twoich wczesnych pracach dostrzegam tak charakterystyczny dla chłopców „okres fekalny”. Wiem, że chłopcy tworzą liczne rysunki o pierdzeniu i całym pozostałym zestawie czynności, że tak powiem…

Dominika: Markowi to nie przeszło… (śmiech).

M: Oto postać Czopka Piotrka, a teraz pracuję teraz nad postacią Globulki Anulki.

Czy będziesz tam przemycał treści światopoglądowe? I pytam zupełnie poważnie.

Kiedy byłem na studiach, na trochę nudnych wykładach, wymyślałem z kumplem różne  rysowane historie. Tworzyliśmy przygody Cczłowieka Parówki na przykład w świecie księgowości. Chodziło nam o bardzo absurdalny humor, którego byłem fanem od zawsze, w stylu Monty Pythona itd. Bardzo lubiłem też oglądać kreskówki z Cartoon: Laboratorium Dextera czy Atomówki. Istniały już wtedy komiksy z prawdziwymi bohaterami, ale ja jako jegomość już wtedy trochę wyrośnięty podchodziłem do nich trochę z rezerwą i ironizując. Dlatego stworzyłem Człowieka Paroovkę.

Dziewczyny go uwielbiają, jest przystojny, przyjazny…

I pogodzony ze swoją paroovkowatością?

M: Jak najbardziej! W jednym z odcinków poszukuje trzeciego wymiaru, bo w jego świecie istnieją przecież tylko dwa. Pewnego wieczoru w barze z Czopkiem Piotrkiem zastanawiają się intensywnie nad tym zagadnieniem. W końcu wpadają na to, że trzecim wymiarem jest czas. Człowiek Paroovka konstruuje więc wehikuł czasu. Kiedy jednak zaczyna cofać się w czasie, sam redukuje się do coraz prostszych kresek, coraz wcześniejszych etapów powstawania komiksu, a w końcu wciąż w swoim wymiarze do pustej kartki. O trzecim wymiarze opowiada mu wtedy Ołówek, wysłannik autora komiksu. Człowiek Paroovka w końcu ogarnia, że jego świat to właśnie te kartki, tu żyje czytany przez czytelników. Pewnego dnia uwięziony przez Człowieka Żelazko, idąc za radą Człowieka Ołówka prosi czytelnika o pomoc i za pomocą sprytnego zgięcia kartki wygrywa z agresorem.

Kiedy rysuję, trzymam się uniwersum, które sobie stworzyłem. Ta przestrzeń jest zaludniona różnymi postaciami, jest Człowiek Paroovka, Czopek Piotrek, Człowiek Lód, Człowiek Grzyb, Człowiek Komórka, Kazia i Mirka – babcie z Grand Bandy, Gang Wąsaczy, który miał osobne wydawnictwo.

Moim wielkim marzeniem było, żeby te komiksy się ukazały i ono się spełniło.

Czy komentują rzeczywistość?

M: To bardziej wgląd w moją głowę, w to, co widziałem, co przeżyłem, sporo osobistych wątków…

D: Nie zgodzę się – w jednym z odcinków Człowiek Paroovka walczy z foliowymi siatkami.

M: Tak, to był taki czas, kiedy strasznie mnie denerwowało, że te siaty są wszędzie: na chodniku, na drzewach, latają w powietrzu, są wydmuchane ze śmietników – że mieszkamy wszyscy jak na śmietnisku. Narysowałem je więc jako obcych, którzy chcą zawładnąć naszym światem.

Dobrze się bawisz przy pracy? To marzenie wielu, jeśli nie wszystkich ludzi.

M: Tak, choć ostatnio większość mojego czasu i sporo energii pochłania praca w animacji, gdzie rysuję w pracy i jestem trochę szewcem, co chodzi bez butów – wykreatywniony (śmiech).

Tymczasem animacja ma się w Polsce wyśmienicie. Polskie studia rozsiane po całym kraju tworzą projekty na skalę światową.

Dzwonią z Hollywood?

M: Nie powiem tak, nie powiem nie (śmiech). Za chwilę okaże się, czy Kazia i Mirka nie staną się rysunkowymi Thelmą i Louise, bo kilka lat temu sprzedałem prawa do Grand Bandy i są duże szanse, że serial inspirowany moimi komiksami stanie się faktem.

Skąd wzięły się te dwie przebojowe babcie, spotkałeś kiedyś takie dwie na swojej drodze?

M: Pierwsza babcia pojawiła się w Człowieku Paroovce… Jeździłem kiedyś regularnie do Poznania i pewnego dnia spotkałem taką staruszkę w zupełnie abstrakcyjnej sytuacji. W pociągu zgasło światło, a naprzeciw mnie siedziała babcia ubrana w głęboką czerń. Mijane latarnie co chwilę rozświetlały jej  postać. Okazało się, że jedzie ze swoim mężem do Bydgoszczy i chwilę po tym, jak pociąg ruszył, wyjęli z torby jajka, pomidory, czyli ten typowy pociągowy zestaw żywieniowy. Potem Człowiek Paroovka przeżył podobną przygodę, siedząc naprzeciw milczącej i ciamkającej babci, przerażony tym, że kiedy tylko światło zgaśnie, babcia go pożre. Wtedy wejdzie do przedziału jej mąż i krzyknie: „Kazimiero przestań! Przyniosłem Ci kanapkę. Opanuj się”… Babcie z Grand Bandy żyją na krawędzi – szaleją, kradną – cały czas bawię się stereotypem. Bez dialogów, bez gadania. Kiedy wpadają na jakiś głupi pomysł, po prostu go realizują.

Jak powstaje komiks? Na papierze?

M: Dziś już w całości jest rysowany na tablecie.

Jak się ma sprzedaż waszych komiksów? 

M: O to trzeba zapytać mojego wydawcę, ale z tego co wiem nie narzeka. 

D: Uważam, że to też doskonały pomysł na prezent, bardzo osobisty i zaskakujący.

Dominika, a Ty jakie ciekawe zlecenia wykonujesz na co dzień?

D: Pracuję w studio art&chips w Sopocie, po godzinach rysuję portrety, ilustruję teraz też książeczkę o emocjach.

Zrobilibyście razem komiks?

D: Mamy taki pomysł i projekt, ale trzeba do tego usiąść, tymczasem wieczorami wyrywamy sobie tablet do własnych projektów.

Dominika, a ty? Komentujesz rzeczywistość? Masz na przykład feministyczne zapędy?

D: Bardzo feministyczne! Dopiero od niedawna otworzyłam się na Instagrama, mam lekkie problemy z uzewnętrznianiem się (śmiech), więc muszę się przełamywać.

Współtworzyłam projekt „Dobre sztuki”. Zaczęło się od tego, że w piątki mieliśmy w pracy czas na swój projekt i można go było realizować na miejscu przez 4 godziny. Robiłyśmy więc z koleżankami gify inspirowane sztuką dawną i to było dosyć popularne. Nasze grafiki były na koszulkach pewnej znanej firmy odzieżowej. Powstała też gra miejska „Link do Memlinga” w roku Memlingowskim. Super zabawa! Niedawno stworzyłam projekt @dbamozycienaplanecie (Instagram) – dopiero raczkuje, ale mam nadzieję, dobrze rokuje.

Macie jakieś pozarysunkowe pasje graniczące z obsesją?

M: Marzę o tym, żeby do pięćdziesiątki nauczyć pływać na żaglówce. Lubię grać na konsoli.

D: Marek interesuje się architekturą. A ja uwielbiam obserwować ludzi, on – budynki. Ostatnio zainteresowałam się metodą własnoręcznego czerpania papieru.

M: Jestem lokalnym patriotą, jeśli chodzi o Gdynię. Podziwiam jej architekturę. Mieszkali tu starzy Kaszubi, którzy, kiedy się okazało, że będę budować kamienicę na Świętojańskiej, poszli w totalną nowoczesność – w absolutną w tamtym czasie awangardę. Ci sami ludzie, którzy mieszkali wcześniej w ceglanych chatkach i domkach ze spadzistym dachem, przenieśli się do kamienic, jasnych budynków, prostych, bez ornamentów. To jest bardzo, ale to bardzo ciekawe…

Oceń